Wersja PDF

Bartłomiej Kozłowski

Święta wolność umów?

Krótka refleksja na temat decyzji Sądu Najwyższego USA w sprawie Lochner v. New York

 

Poważna – a dla tzw. przeciętnych ludzi (i autora tego tekstu) najbardziej też pewnie interesująca - część orzecznictwa amerykańskiego Sądu Najwyższego tyczy się kwestii wolności osobistej jednostki. Bardziej dokładnie mówiąc – różnych rodzajów i aspektów tej wolności – swobody wypowiedzi, wolności religijnej, prawa do dokonywania często źle postrzeganych przez większość społeczeństwa wyborów w życiu prywatnym.

Patrząc się na historię wolności obywatelskich w Ameryce bez większego ryzyka można powiedzieć, że praktyczny zakres wspomnianych powyżej swobód m.in. właśnie dzięki orzeczeniom federalnego Sądu Najwyższego uległ w Stanach Zjednoczonych wyraźnemu zwiększeniu w porównaniu do stanu sprzed kilkudziesięciu czy więcej lat. Obecnie Amerykanie cieszą się nieporównywalnie większą, niż – powiedzmy – jeszcze w latach 50-tych zeszłego wieku - swobodą wyrażania swoich poglądów – również tych, które wywołują całkiem uzasadnione oburzenie, odrazę, czy niepokój (1) - nie mogą być karani za przynależność do ekstremistycznych organizacji – takich, jak partia komunistyczna, partia nazistowska, czy Ku Klux Klan (2), szanowane prawnie są ich wybory w życiu prywatnym – takie, jak małżeństwo z osobą innej rasy (wyjątkowo surowo niegdyś potępiane w stanach amerykańskiego południa!) (3), stosowanie środków antykoncepcyjnych (4), przerwanie niechcianej ciąży (5), czy uprawianie seksu z osobą tej samej płci (6).

Istnieje też jednak pewien odcinek – można twierdzić – osobistej wolności jednostki, który Sąd Najwyższy USA w wysokim stopniu szanował w trzech pierwszych dekadach XX wieku, a z którego ochrony później się wycofał. Chodzi o prawo pracodawców i pracobiorców do swobodnego zawierania i kształtowania umów w sprawach tego rodzaju, co np. czas wykonywania pracy.

Historyczna sprawa

Najważniejsza, jeśli chodzi o wspomnianą kwestię sprawa rozpatrywana była przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w 1905 roku i nosi ona nazwę Joseph Lochner przeciwko ludowi stanu Nowy Jork (org. Joseph Lochner, Plaintiff in Error versus People of the State of New York). Znalazła się ona na wokandzie federalnego Sądu Najwyższego z tego powodu, że właściciel piekarni w mieście Utica Joseph Lochner zaskarżył jako sprzeczną z pierwszym paragrafem XIV Poprawki do Konstytucji USA stanową ustawę zabraniającą zatrudniania piekarzy na czas dłuższy niż 10 godzin dziennie lub 60 godzin tygodniowo, za naruszenie której sąd stanowy skazał go na 50 dolarów grzywny. (7)

Dzieje prawa o pracy piekarzy

Ustawa ta – zwana Bakeshop Act – została jednogłośnie uchwalona przez parlament stanowy Nowego Jorku w roku 1897. Punktem wyjścia do jej uchwalenia był fakt, że pod koniec XIX wieku piekarze w stanie Nowy Jork byli opłacani za cały dzień pracy, a nie za każdą godzinę (typową dniówką były 2 $). Nie było więc nic dziwnego w tym, że domagali się oni skrócenia czasu pracy, uważając, że utrzymają oni dotychczasowy poziom płac niezależnie od tego, czy będą pracować 14, czy – jak postulowali – tylko 10 godzin dziennie.

W 1887 roku do nowojorskiego parlamentu wpłynął popierany przez piekarzy projekt ustawy ustalającej maksymalny czas ich pracy na 10 godzin dziennie. Projekt ten został odrzucony w parlamencie niewielką ilością głosów, jednak w połowie lat dziewięćdziesiątych XIX w. piekarze w dużych piekarniach, zorganizowani już wówczas w związki zawodowe, wymusili na ich właścicielach dziesięciogodzinny dzień pracy.

Duże piekarnie musiały się jednak zmagać z konkurencją małych zakładów, których pracownicy nie byli zorganizowani we związki zawodowe i musieli pracować znacznie dłużej (zdarzało się nieraz, że byli oni zmuszani do nocowania w piekarni). Nowojorska prasa demaskowała fatalne warunki, jakie panowały w małych piekarniach; jej bulwersujące doniesienia zostały potwierdzone w raporcie inspekcji fabrycznej. W następstwie tych doniesień idea uchwalenia prawa regulującego warunki panujące w piekarniach – w tym również nieprzekraczalny czas pracy – zyskała duże poparcie społeczne, czego ostatecznym efektem było uchwalenie w 1897 r. wspomnianej już Bakeshop Act.

Skazany za nielegalną umowę

Ustawa ograniczająca czas pracy w piekarniach miała, rzecz jasna, swoich wrogów. Byli nimi przede wszystkim właściciele piekarń, w tym m.in. wspomniany już Joseph Lochner, który przez długi czas darł przysłowiowe koty ze związkiem zawodowym piekarzy. W jego sporze ze związkowcami ci drudzy wydawali się początkowo być górą: lokalni przywódcy związkowi nakłonili stanową inspekcję fabryczną do zaskarżenia Lochnera w lokalnym sądzie (County Court of Oneida County) o to, że wbrew prawu wymagał od niejakiego Amana Schmittera, by pracował przez czas dłuższy, niż 60 godzin tygodniowo. Podczas procesu, który miał miejsce w lutym 1903 roku Lochner nie przestawił argumentów na swoją obronę i został skazany na 50 dolarów grzywny. Od zapadłego wyroku, który został podtrzymany przez sądy stanowe dwóch wyższych instancji Lochner odwołał się do Sądu Najwyższego USA, argumentując, że prawo ustanawiające nieprzekraczalny czas pracy piekarzy narusza prawo do swobody zawierania i kształtowania umów, wynikające z XIV Poprawki do Konstytucji USA, która mówi m.in. o tym, że „żaden stan nie może pobawić nikogo życia, wolności lub własności bez odpowiedniego postępowania prawnego (org. without due process of law”).

Sąd Najwyższy USA większością 5 do 4 uznał skargę Lochnera za uzasadnioną.

Dlaczego prawo regulujące czas pracy piekarzy zostało przez amerykański Sąd Najwyższy uznane za sprzeczne z Konstytucją? Aby to stwierdzić, przyjrzyjmy się temu, co w swej opinii napisał sędzia Rufus Peckham, będący autorem zdania pięcioosobowej większości sądu.

Gdzie tu zmuszanie?

Peckham już niemal na wstępie swojej opinii stwierdził, że w wyrokach sądów orzekających wcześniej w sprawie Lochnera nie było mowy o tym, by Lochner fizycznie zmuszał kogoś do pracy przez czas dłuższy, niż 60 godzin tygodniowo. Wymaganie pracy przez czas dłuższy, niż pozwalała ustawa było wyłącznie wynikiem kontraktu, jaki na zasadzie obopólnej dobrowolności zawarł on ze swoimi pracownikami. Zauważył on też, że pracownik może chcieć zarobić dodatkowe pieniądze wskutek dłuższej pracy, lecz nowojorska ustawa zabrania pracodawcy, by pozwolił pracownikowi je zarobić.

Wolność fundamentalna, lecz nie absolutna

XIV Poprawka do Konstytucji, zakazująca władzom stanowym pozbawienia kogokolwiek życia, wolności lub mienia bez odpowiedniego postępowania prawnego chroni prawo osób do zawierania kontraktów w sprawach dotyczących zarobkowania. Prawo to jednak nie jest absolutne i podlega ograniczeniu przez tzw. władzę policyjną stanów, której dokładne znaczenie i granica nie została jeszcze wyznaczone przez sądy, lecz której istotą generalnie rzecz biorąc jest to, że każdy stan jest suwerenem, jeśli chodzi o stanowienie w takich sprawach, jak bezpieczeństwo, zdrowie, moralność i ogólne dobro publiczne na swoim obszarze. XIV Poprawka nie zabrania władzom stanowym wprowadzania ustaw zakazujących umów, których realizacja stanowiłaby popełnienie przestępstwa, lub takich, które zakładają wykorzystywanie własności dla niemoralnych celów. Również swoboda umów w zakresie np. czasu pracy może – jak stwierdził wcześniej Sąd Najwyższy USA - być ograniczana w szczególnych sytuacjach, czego przykładem może być utrzymanie w mocy stanowych ustaw o maksymalnym czasie pracy w kopalniach i hutach.  

Nie ma powodu, by ograniczać czas pracy piekarzy

W przypadku piekarzy nie było jednak – zdaniem sędziego Peckhama – dostatecznego powodu, by regulować na drodze ustawowej czas ich pracy, naruszając przez to gwarantowaną generalnie przez Konstytucję swobodę umów. Nikt nie twierdzi – zauważył sędzia Peckahm – że piekarze jako grupa nie są ludźmi równie inteligentnymi i zdolnymi jak osoby wykonujące innego rodzaju pracę fizyczną, albo, że nie są oni zdolni do walki o swoje prawa i dbania o swoje interesy bez pomocnej dłoni państwa. Praca piekarza nie uchodzi za niezdrową – a w każdym razie – nie jest bardziej niezdrowa, niż praca w wielu innych zawodach. Jeśli władze stanowe mogą regulować czas pracy piekarzy w trosce o ich zdrowie, to na takiej zasadzie mogłyby regulować czas pracy wszystkich. Również ochrona zdrowia osób innych, niż piekarze, nie uzasadnia ustawowego ograniczenia czasu ich pracy. Czystość i jakość chleba nie zależy od tego, czy piekarz pracuje jedynie 10 godzin dziennie lub 60 godzin tygodniowo, czy więcej.

Nielegalne wtrącanie się państwa w wolność umów

Ustawa stanu Nowy Jork nie była więc, zdaniem sędziego Peckhama, prawem chroniącym zdrowie publiczne, lecz nielegalnym wtrąceniem się władz stanowych w prawo osób, zarówno pracodawców jak i pracobiorców, do zawierania takich umów w kwestii pracy, jakie uważają oni za najlepsze. Ustawy o maksymalnym czasie pracy dorosłych i w pełni sprawnych umysłowo osób mogły być według niego zgodne z konstytucją tylko wówczas, gdyby istniała rozsądna podstawa do tego, by twierdzić, że praca ponad ustaloną liczbę godzin powodowałaby istotne niebezpieczeństwo dla zdrowia publicznego, lub zdrowia zatrudnionych. Jeśli takiego niebezpieczeństwa nie ma – ustawowe wyznaczanie maksymalnego czasu pracy jest niedopuszczalnym naruszeniem gwarantowanej przez Konstytucję swobody kontraktów.

Podejście z przeszłości 

Jak wspomniałem już wcześniej, orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie Lochner v. People of State of New York (częściej pisze się po prostu Lochner v. New York) już od dawna nie jest obowiązującym precedensem. Prawa tego rodzaju, co ustawy ograniczające czas pracy osób pozostających w stosunku zatrudnienia, czy określające minimalne zarobki nie są obecnie uważane za sprzeczne z Konstytucją. Aby prawne ograniczenie swobody umów zostało uznane za niekonstytucyjne, ustawodawstwo ograniczające tą swobodę musiałoby nie spełniać wymogów nawet najłagodniejszego z testów konstytucyjności prawa, jakim operuje Sąd Najwyższy USA (i inne sądy amerykańskie) tj. tzw. testu racjonalnej podstawy (rational basis test). W praktyce znaczy to mniej więcej tyle, że musiałoby ono w sposób oczywisty nie służyć żadnemu uzasadnionemu celowi, do osiągnięcia którego mogą zmierzać władze publiczne. Biorąc pod uwagę, jak niedorzeczne ustawy były w oparciu o test racjonalnej podstawy uznawane za mimo wszystko konstytucyjne, wydaje się nieprawdopodobne, by jakiekolwiek możliwe w praktyce prawo ograniczające czas pracy uznane zostało za sprzeczne z Konstytucją.  

Decyzja nieaktualna, a jednak ciekawa

A jednak, mimo że od orzeczenia w sprawie Lochnera upłynęło już przeszło 100 lat i że orzeczenie to nie jest obecnie wiążącym ustawodawców i sądy niższej instancji prawem, wspomniana tu decyzja wciąż należy do najbardziej znanych postanowień, jakie w swej przeszło dwustuletniej historii wydał Sąd Najwyższy USA. I przede wszystkim, decyzja ta – jakby jej ostatecznie nie ocenić - jest frapująca chyba dla każdego, kto – jak autor tego artykułu – jest zwolennikiem systemu wartości, w którym wolność jednostki jest nadrzędnym – zasługującym na szczególną ochronę - dobrem.  

Czy to nie (niezbędna) część wolności?

Pytanie odnośnie wyroku w sprawie Lochnera jest zatem takie: czy ustawodawstwo wyznaczające maksymalny czas pracy osób pozostających w stosunku zatrudnienia rzeczywiście jest czymś, co należałoby uznać za niedopuszczalne ograniczenie wolności jednostki przez państwo – której to częścią, można twierdzić, jest (czy powinna być) – możliwość wyboru między np. krótszą pracą – i większą ilością czasu wolnego, ale względnie małymi zarobkami, a dłuższą pracą – i mniejszą ilością czasu na prywatne sprawy, lecz większą ilością przynoszonych do domu pieniędzy?

 Dygresja o równości  

 Zanim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, pozwolę sobie na krótką dygresję. Jak łatwo można zauważyć, ustawa, którą w sprawie Lochnera unieważnił Sąd Najwyższy USA nie regulowała czasu pracy wszystkich zatrudnionych – czy, powiedzmy, wszystkich wykonujących pracę fizyczną. Regulowała ona czas pracy piekarzy – ludzi, którzy wykonują pracę z pewnością nielekką i nie bardzo zdrową – lecz z pewnością nie cięższą i bardziej szkodliwą od wielu innych prac fizycznych. Można by więc było twierdzić, że ustawa, o którą chodziło w sprawie Lochner v. New York stwarzała dla piekarzy przywilej, którego pozbawieni byli ludzie wykonujący inne zawody i, że – co było odwrotną stroną tego samego medalu - dyskryminowała ona właścicieli piekarń, zabraniając im zawierania takich umów z pracownikami, jakie mogli legalnie zawierać właściciele innego rodzaju zakładów produkcyjnych. Coś takiego wydaje się naruszać zapisaną również w XIV Poprawce do Konstytucji zasadę, zgodnie z którą żaden stan nie może na swoim obszarze pozbawić kogokolwiek równej ochrony prawnej. Żeby było jasne – to nie jest podstawa, na jakiej unieważniono ustawę zaskarżoną w sprawie Lochnera, zdaje się też, że ustawa ta nie była atakowana przed sądem w oparciu o tego rodzaju argument, ale mimo wszystko, taką metodę ataku przeciwko tej ustawie można sobie wyobrazić. 

Mnie jednak interesuje tutaj nie (a w każdym razie, nie jakoś bardzo) będące poniekąd niezwykle istotnym zagadnieniem równe traktowanie ludzi przez prawo, a wolność. Czy rzeczywiście ustawowe określenie maksymalnego czasu, przez jaki mogą pracować piekarze, czy robotnicy w fabryce jest czymś, co należałoby uznać za niedopuszczalne naruszenie wolności osobistej jednostki?  

Wolność dla wszystkich, czy (w praktyce) tylko dla jednej strony?

Z wolnościowego punktu widzenia na pierwszy rzut oka wydawać się może rzeczą wręcz oczywistą, że każdy powinien cieszyć się swobodą wyboru, jeśli chodzi o określenie w umowie, przez ile godzin dziennie będzie pracować i że państwo do takich wyborów nie powinno się wtrącać. Tyle tylko, że w tym miejscu trzeba zadać niezmiernie istotne pytanie: czy potencjalni kandydaci do pracy w piekarni lub innym zakładzie produkcyjnym rzeczywiście mają faktyczną swobodę, jeśli chodzi o ustalenie w umowie czasu pracy, czy też w praktyce taką swobodą cieszy się wyłącznie pracodawca – a oni sami mogą jego propozycję  po prostu albo przyjąć – i dostać pracę – albo odrzucić – i pozostać bez zarobku? A jeśli nawet nie jest tak, że to pracodawca ma wyłączną swobodę, jeśli chodzi o ustalenie czasu pracy jego pracowników (załóżmy, że pracodawca stawiający pod tym względem jakieś bardzo wyśrubowane wymagania nie znajdzie chętnych do pracy), to czy jest tak, że on i potencjalni pracownicy dysponują faktycznie równą siłą w negocjacjach na taki temat – zwłaszcza jeśli (co w gospodarce rynkowej jest przecież rzeczą zupełnie normalną) chętnych do bycia zatrudnionymi jest więcej, niż miejsc pracy?  

Nie ma wolności bez… wolnego czasu

Jak była już mowa, Sąd Najwyższy USA unieważnił w sprawie Lochnera ustawę stanu Nowy Jork ograniczającą dopuszczalny czas pracy piekarzy, uznając ją za niedopuszczalne ograniczenie swobody umów między pracodawcami, a pracobiorcami. Prawo do swobody umów jest oczywiście częścią osobistej wolności jednostki i stanowi jeden z fundamentów, na których opiera się funkcjonowanie tego, co nazywamy gospodarką rynkową. Lecz niezmiernie ważną częścią wolności jednostki jest też wolny czas – taki, w którym jednostka ta nie jest zobowiązana np. na mocy zawartej umowy do wykonywania określonych zajęć.  

Fikcja swobody umów (w tym przypadku)

Parlament stanowy Nowego Jorku, ustalając, że maksymalny czas pracy piekarzy wynosi dziesięć godzin dziennie lub sześćdziesiąt godzin tygodniowo (to i tak szokująco dużo, jak na nasze przyzwyczajenia – ale wtedy, na początku XX wieku, gdy technika stała na poziomie bez porównania niższym od dzisiejszego, ludzie pracowali po prostu znacznie dłużej niż obecnie) postanowił dać ludziom wykonującym ten zawód więcej wolności w postaci wolnego czasu. To prawda, że ograniczył on w tym celu wolność właścicieli piekarń, jeśli chodzi o zawieranie umów z pracownikami i pozbawił też – co zauważył sędzia Peckham – pracowników piekarń możliwości wyboru opcji pt. praca przez czas dłuższy, niż 10 godzin dziennie, za odpowiednio większe pieniądze. Ale czy pracownicy piekarń rzeczywiście mogli mieć indywidualną swobodę wyboru w kwestii tego, jak długo chcą pracować? Piekarnia to chyba nie jest miejsce, do którego ktoś przychodzi pracować na osiem godzin, kto inny na dziesięć, a jeszcze inny na dwanaście. Jest to raczej zakład, którego pracownicy zaczynają i kończą pracę z grubsza rzecz biorąc jednocześnie. Mówienie o możliwości swobodnego wyboru przez kandydata do pracy w piekarni, przez ile godzin dziennie chce się zajmować czynnościami związanymi z wypiekiem chleba lub ciast jest więc już z tego choćby powodu pozbawione jest sensu.

Era Lochnera

Jak była już tutaj mowa, orzeczenie Sądu Najwyższego USA w sprawie Lochner v. New York już od dawna jest przysłowiową pieśnią przeszłości. Ustawodawstwo tego rodzaju, co unieważnione w tej sprawie nie jest obecnie w Stanach Zjednoczonych uznawane za sprzeczne z Konstytucją. Jednak przez ponad 30 lat – do 1937 r., kiedy to w sprawie West Coast Hotel Co. v. Parrish sąd ten uznał stanową ustawę o płacach minimalnych za zgodną z Konstytucją - orzeczenie to stanowiło ważny precedens. W okresie tym – zwanym przez amerykańskich prawników – konstytucjonalistów erą Lochnera amerykański Sąd Najwyższy unieważnił takie  m.in. prawa, jak ustawy przewidujące płace minimalne dla kobiet, zabraniające pracy dzieci w wieku poniżej 14 lat w fabrykach i zakazujące zawierania kontraktów, w których pracownik zrzeka się prawa przynależności do związku zawodowego (taki rodzaj umowy o pracę znany był pod nazwą yellow dog contract – czyli kontrakt żółtego psa). Wszystko w imię świętej wolności umów…. (8)

Przegięcie w drugą stronę

W bliższych nam czasach Sąd Najwyższy USA, jeśli chodzi o kwestię oceny zgodności z Konstytucją prawnych regulacji gospodarki „przegiął” – można by się tak wyrazić - w drugą stronę. Najlepszym chyba tego przykładem może być orzeczenie w sprawie Williamson v. Lee Optical z 1955 r., w którym sąd ten uznał za zgodną z konstytucją ustawę zabraniającą optykom wstawiania np. ocalałych szkieł od okularów do nowej ramki, a jednocześnie pozwalającą na sprzedaż gotowych okularów, które można było założyć prosto na nos, bez jakichkolwiek badań (9).

Być może, że niektóre z tych praw, które obecnie uznawane są za zgodne z Konstytucją, a które najprawdopodobniej zostałyby unieważnione w „erze Lochnera” nie są mądre. Spotkać można się np. z twierdzeniem, że istnienie czegoś takiego, jak minimalna płaca przyczynia się do wzrostu bezrobocia. (10) Z twierdzeniem tym nie będę tu polemizował, choć zadam oczywiście pytanie, czy dla tych, którzy w ten sposób argumentują ważne jest to, jak wysoka jest taka płaca, czy też w sposób dogmatyczny uważają oni, że ustalenie płacy minimalnej – jakakolwiek by ona nie było - przez jakiś organ władzy jest z góry niedopuszczalnym ograniczeniem wolności umów?

Wolność kontra wolność

Wróćmy jednak do sprawy Lochnera. Odnośnie tej sprawy warto zauważyć, że w istocie rzeczy – choć w tekście decyzji Sądu Najwyższego USA nie było o tym ani słowa – w wartością leżącą na obu szalach wagi Temidy była w tej sprawie wolność. Nie była to sytuacja typowa – w sprawach dotyczących zgodności ustawodawstwa czy decyzji władzy z Konstytucją znacznie częściej jest tak, że konkurującymi ze sobą wartościami są z jednej strony wolność jednostki, z drugiej zaś coś innego – bezpieczeństwo państwa, porządek publiczny, moralność itd. Niejednokrotnie może w takich sytuacjach wchodzić w grę wartość, którą trudno jest uznać za mniej istotną od indywidualnej wolności – czy ktoś twierdzi np., że życie ludzkie jest mniej ważne od wolności np. słowa? Tyle tylko, że w przypadku przechylenia się szali wagi temidy na stronę tego konkurencyjnego, względem wolności dobra, rzeczywiste zwiększenie ochrony tego dobra może okazać się iluzoryczne, podczas gdy utrata wolności – jak najbardziej realna. Załóżmy np. że w sprawie Brandenburg v. Ohio z 1969 r. Sąd Najwyższy USA uznałby, że stanowa ustawa zabraniająca pod karą wieloletniego więzienia głoszenia lub nauczania o obowiązku, konieczności lub właściwości przemocy, przestępstwa, sabotażu lub bezprawnych metod terroryzmu jako metody doprowadzenia do zmian politycznych lub przemysłowych jest zgodna z poprawkami pierwszą i czternastą do konstytucji i stwierdziłby tym samym, że władze mogą karać za wszelkie wypowiedzi propagujące przemoc lub inne łamanie prawa – a nie tylko za takie wypowiedzi, które są wezwaniami do natychmiastowego dokonywania bezprawnych czynów i w okolicznościach, w jakich mają miejsce faktycznie mogą do popełniania takich czynów bezpośrednio doprowadzić. Czy Stany Zjednoczone byłyby dzięki takiemu rozstrzygnięciu krajem bardziej bezpiecznym od takich zjawisk, jak terroryzm, czy przemoc na tle nienawiści rasowej, religijnej bądź jakiejkolwiek innej? To akurat jest bardzo wątpliwe (zauważmy, że kraje mające takie, lub nawet bardziej ograniczające wolność słowa ustawodawstwo nie są bardziej wolne od tego rodzaju zjawisk, niż Stany Zjednoczone) - całkiem pewne jest natomiast to, że byłby krajem mniej wolnym.  

Błędna (IMHO) decyzja (11)

 W sprawie Lochnera sytuacja wyglądała jednak inaczej. Nie ma bowiem, jak mi się wydaje, poważnych wątpliwości co do tego, że legislatura Nowego Jorku, uchwalając ustawę ograniczającą maksymalny czas pracy piekarzy działała nie tylko na rzecz niezmiernie skądinąd ważnych wartości – takich choćby, jak zdrowie członków tej grupy zawodowej – ale także na rzecz zwiększenia zakresu osobistej wolności osób należących do tej grupy, której to częścią jest wolny od obowiązków zawodowych czas. Biorąc pod uwagę, że zwiększenie zakresu tej wolności byłoby oczywistym i nieuniknionym skutkiem wejścia w życie obalonego przez Sąd Najwyższy USA prawa i stojąc na stanowisku, że wolny czas nie jest wartością mniej ważną od – powiedzmy sobie szczerze, dość iluzorycznej w tym przypadku – swobody umów - i będąc wreszcie przekonanym, że prawo powinno stać raczej po stronie słabszych, niż silniejszych, dochodzę do wniosku, że orzeczenie Sądu Najwyższego USA w sprawie Lochner v. People of State of New York było błędne.  

Na szczęście, ten wyrok i prezentowane w nim podejście do osobistej wolności jednostki to już daleka przeszłość

 

Przypisy:

 

1.      Porównaj orzeczenia Sądu Najwyższego USA w sprawach Gitlow v. New York (1925 - stwierdzające, że władze stanowe mogą zakazać wszelkich wypowiedzi propagujących obalenie rządu nielegalnymi metodami) i Brandenburg v. Ohio (1969 – według którego wypowiedzi propagujące przemoc lub inne łamanie prawa mogą być karane tylko wówczas, gdy mają one na celu podburzenie lub wywołanie natychmiastowych bezprawnych czynów i prawdopodobne jest, że podburzą lub wywołają one takie czyny.  

Zob. też moje artykuły Czy w Stanach Zjednoczonych można zakazać słowa „nigger”? oraz Jak to z wolnością słowa w Ameryce drzewiej bywało

2.      Por. Whitney v. California (1927) i Brandenburg v. Ohio

3.      Zob. Loving v. Virginia (1967)

4.       Zob. Griswold v. Connecticut (1965) i Eisenstadt v. Baird (1972)

5.      Zob. Roe v. Wade (1973)

6.      Por. Bowers v. Hardwick (1986) i Lawrence v. Texas (2003)

7.      Zob. pełny tekst decyzji, zob. też stronę z linkiem do jej skróconej (łatwiejszej do przebrnięcia) wersji

8.      Zob. ten fragment artykułu w Wikipedii na temat sprawy Lochnera 

9.      Odnośnie tej sprawy i autora decyzji Sądu zob. też mój artykuł O niezbyt mądrym wyroku Sądu Najwyższego USA…i znacznie mądrzejszym sędzim, który sformułował jego uzasadnienie.

10.  Zob. Mark Tier, Praca dla każdego bez ustawowego minimalnego wynagrodzenia

11.  IMHO – ang. In my humble opinion – moim skromnym zdaniem

 

Strona główna