Niebezpieczny pomysł ziobrystów (w sprawie art. 196 k.k.)
Już niedługo ktoś, kto publicznie powie np. coś takiego, że katolicki dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności jest bzdurą, bo żaden człowiek nie może być z góry uznany za nieomylnego w jakiejkolwiek sprawie, będzie – być może - mógł trafić na 2 lata do więzienia. A jeżeli ktoś napisze coś takiego na ogólnodostępnej stronie internetowej, to odsiadka może być o rok dłuższa. Tak samo – w wyobrażalny przynajmniej sposób - mogłoby zostać potraktowane drwienie z takiego np. twierdzenia, że islamski Koran został prorokowi Mahometowi podyktowany wprost przez Boga. Przestępstwem będzie naigrawanie się z dogmatów o Maryi Zawsze Dziewicy, o czyśćcu i piekle, czy o grzechu pierworodnym. Zakazane będzie szydzenie z mszy świętej i innych nabożeństw – pod warunkiem, że będą to nabożeństwa związków wyznaniowych o uregulowanej sytuacji prawnej. Praktycznie oczywistym przestępstwem będzie publiczne wyrażenie opinii, że Kościół Katolicki – bądź inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej – jest instytucją przestępczą, chorą, czy zdeprawowaną.
Czy tak będzie – jeszcze w tej chwili nie wiadomo. Możliwe, że nie. Będzie jednak w ten sposób, jeśli Sejm uchwali, Senat nie zawetuje – czy też jego veto zostanie odrzucone przez Sejm – i Prezydent podpisze zaproponowaną przez grupę posłów „Solidarnej Polski” Zbigniewa Ziobry ustawę o zmianie ustawy Kodeks Karny, mającą na celu, jak jest to powiedziane w uzasadnieniu jej projektu „wzmocnienie ochrony prawnokarnej przed czynami godzącymi w tak fundamentalną wartość, jaką jest wolność sumienia i religii”. Ziobryści, jak z przedstawionego przez nich projektu wynika, chcą, by w kodeksie karnym pojawiły się pewne zupełnie nowe przepisy, zaś niektóre już istniejące uległy zmianie.
W części ogólnej k.k. po artykule 27, tworzącym kontratyp dopuszczalnego eksperymentu poznawczego, medycznego, technicznego lub ekonomicznego według partii Ziobry miałby się znaleźć art. 27a przewidujący, że „Nie popełnia przestępstwa, kto wyraża przekonanie, ocenę lub opinię, związane z wyznawaną religią głoszoną przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jeżeli nie stanowi to czynu zabronionego przeciwko wolności sumienia i wyznania lub publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa lub pochwały jego popełnienia”. Zmienione, a także rozbudowane miałyby zostać przepisy znajdujące się w rozdziale XXIV k.k. – Przestępstwa przeciwko wolności sumienia i wyznania – tj. art. 195 i 196. Z art. 195 § 1 k.k. stanowiącego obecnie, że „Kto złośliwie przeszkadza publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” wykreślone miałoby zostać słowo „złośliwie” zgodnie z czym przestępstwem stałoby się każde umyślne przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, niezależnie od tego, czy przeszkadzanie to wynikałoby ze złośliwości, czy też nie. W taki sam sposób zmieniony miałby zostać art. 195 § 2, stanowiący obecnie, że „Tej samej karze podlega, kto złośliwie przeszkadza pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym”. Pojawić miałaby się kwalifikowana forma przestępstwa przeszkadzania publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej bądź przeszkadzania pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym polegająca na doprowadzeniu do przerwania wykonywania aktu religijnego lub przebiegu pogrzebu, uroczystości, bądź obrzędów żałobnych – za coś takiego zgodnie z przewidywanym w projekcie art. 195 § 3 k.k. grozić miałyby nawet 3 lata więzienia. Bezparagrafowy obecnie art. 196 - „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” – według projektu „Solidarnej Polski” miałby zostać rozbudowany do trzech paragrafów. Zgodnie z pierwszym z nich, karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 miałby podlegać ten, kto „publicznie lży lub wyszydza kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty lub obrzędy”. Według § 2 taka sama kara groziłaby komuś, kto „publicznie znieważa przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych” – treść tego przepisu, jak łatwo można zauważyć, jest powtórzeniem treści obecnego art. 196 k.k. z tą jednak różnicą, że znamieniem określonego w nim przestępstwa nie byłaby – jak jest to dotychczas w przypadku art. 196 k.k. - obraza uczuć religijnych innych niż jego sprawca osób. Wreszcie art. 196 § 3 miałby przewidywać kwalifikowaną postać przestępstw określonych w art. 196 § 1 oraz 196 § 2: ta kwalifikowana forma tych przestępstw miałaby polegać na publicznym lżeniu, lub wyszydzaniu kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, względnie jego dogmatów lub obrzędów, bądź na publicznym znieważeniu przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych w czasie i miejscu odprawiania nabożeństwa lub wykonywania innego aktu religijnego lub za pomocą środków masowego komunikowania. Maksymalna kara za to ostatnie przestępstwo mogłaby wynieść 3 lata pozbawienia wolności.
Jak wynika z przedstawionego powyżej projektu zmian w kodeksie karnym, ziobryści chcieliby osiągnąć trzy rzeczy: ułatwić ściganie zachowań, których istotą jest przeszkadzanie publicznie odprawianym nabożeństwom czy też pogrzebom, co miałoby nastąpić na skutek wykreślenia z art. 195 § 1 i § 2 k.k. przysłówka „złośliwie” – niektóre takie zachowania – tj. te, które doprowadzają do przerwania nabożeństwa, uroczystości żałobnych (w tym także świeckich) bądź pogrzebu - według przedstawionego przez nich projektu mogłyby być karane surowiej, niż ma to miejsce obecnie – byłyby one zagrożone karą do 3 lat więzienia, a nie tylko do 2 (z zawsze możliwą do wymierzenia karą grzywny bądź ograniczenia wolności) jak jest to teraz. Z obecnego artykułu 196 k.k. miałoby zniknąć wyrażenie „Kto obraża uczucia religijne innych osób” w związku z czym przestępstwem stałoby się po prostu publicznie znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych – kwestia tego, czy uczucia religijne jakichś osób zostały obrażone na skutek publicznego znieważanie takiego „przedmiotu” bądź miejsca formalnie przynajmniej rzecz biorąc przestałaby być koniecznym warunkiem ścigania, oskarżenia i skazania kogoś za przestępstwo popularnie określane mianem przestępstwa obrazy uczuć religijnych. Zupełną nowością we współczesnym polskim prawie karnym – jakkolwiek nie w polskim prawie karnym jako takim w ogóle – byłby, w przypadku jego wprowadzenia do kodeksu karnego, art. 196 § 1, w myśl którego grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2 miałby podlegać ten, kto publicznie, ale nie w czasie i miejscu odprawiania nabożeństwa lub wykonywania innego aktu religijnego, ani też nie za pomocą środków masowego komunikowania „lży lub wyszydza kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty lub obrzędy”. Nowością byłby też art. 196 § 3, w myśl którego publiczne lżenie lub wyszydzanie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, bądź jego dogmatów lub obrzędów, a także publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych dokonane w czasie i miejscu odprawiania nabożeństwa lub wykonywania innego aktu religijnego lub za pomocą środków masowego komunikowania stałoby się przestępstwem zagrożonym trzema latami więzienia, co nie jest sankcją możliwą do zastosowania na podstawie obecnego art. 196 k.k. nawet wówczas, gdyby uczucia religijne jakichś osób zostały przez kogoś bardzo poważnie obrażone. Oczywistym celem zmian w art. 196 k.k. miałoby być rozszerzenie zakresu kryminalizacji ekspresji o charakterze antyreligijnym – przestępstwem miałoby się stać obelżywe czy drwiące wypowiedzi na temat kościołów (w tym również – ale nie tylko – Kościoła Katolickiego), czy innych oficjalnie zarejestrowanych związków wyznaniowych, a także na temat dogmatów lub obrzędów tych związków. Gdyby art. 196 k.k. został zmieniony tak, jak zaproponowała to partia Zbigniewa Ziobry w więzieniu można byłoby się znaleźć za wypowiedzi, za które nie można tam trafić obecnie. Jakkolwiek bowiem publiczne nazwanie jakiegoś związku wyznaniowego „mafią” „organizacją przestępczą” „hołotą” czy jeszcze jakimś innym „grubym” określeniem być może mogłoby obecnie zostać potraktowane jako przestępstwo z art. 257 k.k. tj. publiczne znieważenie grupy ludności z powodu jej przynależności wyznaniowej – i możliwe, że dodatkowo (zbieg przestępstw) jako określone w art. 256 § 1 k.k. przestępstwo „publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic wyznaniowych” – taka interpretacja wspomnianych przepisów wydaje mi się w każdym razie wyobrażalna – to za przestępstwo nie można byłoby obecnie uznać np. wspomnianego tu na wstępie „lżenia lub wyszydzania” dogmatu o nieomylności papieża w kwestiach wiary i moralności – gdyby nawet przyjąć, że papież jest obiektem czci religijnej katolików – choć myślę, że przy całym szacunku, czy wręcz czci, z jaką katolicy tradycyjnie odnoszą się do papieża nie jest on nim – nie jest on przecież jakimś żyjącym na Ziemi świętym, nie jest kimś, do kogo katolicy się modlą – albo, że papież, jako głowa obcego państwa (Watykanu) korzysta z ochrony przed publicznym znieważeniem go na terytorium Polski na podstawie art. 136 § 3 k.k. – to jasne jest jednak, że powiedzenie bądź napisanie po prostu czegoś takiego, że dogmat o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności jest kretyństwem nie mogłoby obecnie być karalne – dogmat ten nie jest bowiem ani osobą, którą można w znaczący prawnie sposób znieważyć bądź zniesławić, nie jest on również przedmiotem czci religijnej – jeśli nawet można byłoby się upierać przy tym, że katolicy czczą papieża (choć, powtarzam, że byłoby to bardzo wątpliwe twierdzenie), to nie sposób byłoby twierdzić tego, że katolicy czczą dogmat o nieomylności papieża w pewnych sprawach. Podobnie, choć na pewno Maryja jest przedmiotem czci religijnej w rozumieniu obecnego art. 196 k.k. – w związku z czym publiczne Jej znieważenie może – jeśli prowadzi do obrazy uczuć religijnych przynajmniej dwóch osób – podlegać karze na podstawie tego przepisu, to nie są przedmiotami czci religijnej dogmaty o np. Jej niepokalanym poczęciu oraz Jej wniebowzięciu. Jeśli więc ktoś publicznie powiedziałby coś takiego: „z całym szacunkiem dla Maryi, twierdzenie, że została Ona niepokalanie poczęta (tzn. że nie miała grzechu pierworodnego) to jakaś kompletna bzdura” to za to stwierdzenie nie mógłby on zostać skazany – stwierdzenia tego nie sposób byłoby uznać za znieważenie Maryi – a więc „przedmiotu czci religijnej” w rozumieniu art. 196 k.k. – zaś dogmat o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny nie jest przedmiotem czci religijnej żadnego wyznania – przecież jeśli nawet jacyś ludzie bardzo wierzą w ten dogmat (ja na takie tematy się nie wypowiadam, gdyż dotyczą one rzeczy w sposób oczywisty niesprawdzalnych) to przecież nie modlą się do tego dogmatu – a ewentualne uznanie, że samo tylko odmawianie Maryi przymiotu niepokalanego poczęcia stanowi Jej znieważenie, mogące prowadzić – w przypadku obrażenia uczuć religijnych jakichś osób – do zaistnienia przestępstwa z art. 196 k.k. musiałoby się opierać na cokolwiek śmiałej interpretacji pojęcia „zniewagi”. Jakkolwiek „znieważanie” nie jest pojęciem jasnym i precyzyjnym – określić by je należało raczej mianem pojęcia „gumowego” - to myślę, że trudno jest sobie wyobrazić, by sąd w demokratycznym państwie, nawet mającym w swym kodeksie karnym taki przepis, jak „nasz” art. 196 mógłby skazać kogoś za taką wypowiedź. Aby do czegoś takiego mogło dojść, sąd musiałby uznać, że znieważaniem postaci będącej przedmiotem kultu religijnego może być taka wypowiedź, której nie dałoby się uznać za znieważanie jakiegokolwiek ziemskiego śmiertelnika – przecież nikomu nie przychodzi do głowy, by za zniewagę, czy to zwykłej, prywatnej osoby, czy choćby nawet np. prezydenta można było uznać stwierdzenie odmawiające tej osobie jakichś wyjątkowych, przyrodzonych cech – w rodzaju np. niepokalanego poczęcia, czy poczęcia z Ducha Świętego. Jeśli jednak pomysł partii Ziobry stanie się obowiązującym prawem za takie wypowiedzi, jak te, o których była tu wcześniej mowa, będzie można nawet trafić za kratki. Do więzienia będzie też można trafić za lżenie lub wyszydzanie obrzędów kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – a więc, przykładowo, mszy świętej, nabożeństwa majowego, muzułmańskiej pielgrzymki do Mekki, pięciokrotnego bicia pokłonów przez muzułmanów w ciągu dnia w stronę tego świętego dla nich miasta, muzułmańskiego świętego miesiąca – Ramadanu – a także np. żydowskiej ceremonii obrzezania. Jednoznacznym przestępstwem w przypadku wejścia pomysłu „Solidarnej Polski” w życie stałoby się też publiczne lżenie lub wyszydzanie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – na gruncie obowiązującego w tej chwili prawa tego rodzaju wypowiedzi być może mogłyby zostać potraktowane jako np. publiczne znieważenie grupy ludności z powodu jej przynależności wyznaniowej – ostatecznie rzecz biorąc, każdy kościół lub związek wyznaniowy składa się z ludzi, stanowiących jakąś „grupę ludności” – ale można, na gruncie obowiązujących przepisów jakoś różnicować pomiędzy publicznym znieważeniem jakiejś „grupy ludności” – czyli np. katolików z powodu ich przynależności wyznaniowej – co stanowić może przestępstwo z art. 257 k.k. – a publicznym znieważeniem np. Kościoła Katolickiego jako instytucji – na co, formalnie rzecz biorąc, paragrafu nie ma. Gdyby jednak przepisy lansowane przez ziobrystów weszły w życie, wątpliwości takich by nie było: publiczne lżenie lub wyszydzanie Kościoła Katolickiego, Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w Polsce, Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego, Kościoła Ewangelicko – Reformowanego, Żydowskiego Związku Wyznaniowego, Muzułmańskiego Związku Wyznaniowego, Karaimskiego Związku Wyznaniowego i w ogóle każdego oficjalnie zarejestrowanego w Polsce związku wyznaniowego stałoby się przestępstwem niezależnie od tego, czy dotyczyłoby ono członków takiego związku, czy bardziej abstrakcyjnie pojętej organizacji. Jak zatem widać, oczywistym celem proponowanych przez „Solidarną Polskę” zmian w art. 196 k.k. jest dalsze, niż ma to miejsce pod rządami obowiązującego prawa, ograniczenie wolności słowa.
W projekcie partii Ziobry jest też jednak art. 27a k.k. zgodnie z którym nie popełniałby przestępstwa ten, kto „wyraża przekonanie, ocenę lub opinię, związane z wyznawaną religią głoszoną przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jeżeli nie stanowi to czynu zabronionego przeciwko wolności sumienia i wyznania lub publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa lub pochwały jego popełnienia”. Przepis ten – w przeciwieństwie do wspomnianego powyżej art. 196 k.k. – ma na celu rozszerzenie zakresu wolności słowa poprzez zagwarantowanie prawnego immunitetu takim wypowiedziom, które stanowią wyrażenie przekonania, oceny lub opinii, związanej z wyznawaną religią głoszoną przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej. Taki immunitet nie byłby absolutny: nie tyczyłby się on takich wypowiedzi, których treść można byłoby uznać za przestępstwo przeciwko wolności sumienia i wyznania – a więc, można mniemać, także przestępstwo określone w art. 196, nie odnosiłby się on również do wypowiedzi stanowiących publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa lub publiczną pochwałę jego popełnienia. Odnosiłby się on jednak do wypowiedzi, które bez istnienia w kodeksie karnym wspomnianego powyżej art. 27a mogłyby zostać potraktowane jako takie np. przestępstwo, jak „publiczne nawoływanie do nienawiści” bądź publiczne znieważenie jakiejś grupy ludności. Cel wprowadzenia prawnego immunitetu dla niektórych wypowiedzi, które mogłyby zostać uznane za tego rodzaju przestępstwa wynika zresztą jednoznacznie z uzasadnienia projektu zmian w k.k. w którym przytoczone zostały przykłady osób zatrzymanych, aresztowanych bądź nawet skazanych w niektórych zachodnich krajach za wypowiedzi tego rodzaju, jak np. opublikowanie w specjalistycznym miesięczniku poświęconym teologii artykułu, w którym padały krytyczne wypowiedzi odnośnie pedofilii wśród duchownych – pewien polski ksiądz został za coś takiego skazany w Niemczech za „podżeganie do nienawiści przeciwko części populacji” (art. 130 § 1 niemieckiego k.k.), publiczne głoszenie, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny – co ponoć w Wielkiej Brytanii zostało uznane za karalną zniewagę wobec homoseksualistów – ostre stwierdzenia na temat homoseksualizmu, za które szwedzki zielonoświątkowy pastor Ake Green został w 2004 r. skazany na miesiąc więzienia (choć później co prawda został uniewinniony przez szwedzki Sąd Najwyższy), opublikowanie broszury wyrażającej chrześcijański pogląd na małżeństwo – przytaczane w niej fragmenty z Biblii, a szczególnie zawarte w nich słowo „grzech” zostały przez fińskiego prokuratora uznane za „mowę nienawiści”, za którą w Finlandii grożą dwa lata więzienia (trwające ponad rok postępowanie karne zakończyło się – nieprawomocnym, póki co, uniewinnieniem, gdyż sąd rejonowy uznał, że nie jest zadaniem sądu ocena cytatów z Biblii i przytaczanie tych fragmentów z Biblii które wyrażają niechęć wobec jakiejś grupy osób lub znieważają takie osoby – co w 2013 r. w sprawie Saskatchewan Human Rights Commission v Whatcott uznał za naruszenie prawa. Proponowany przez „Solidarną Polskę” art. 27a k.k. mógłby – w przypadku wprowadzenia go obecnie do kodeksu karnego (i oczywiście też nie usunięcia go w przyszłości) zyskać szczególne znaczenie wówczas, gdyby przepisy k.k. o „mowie nienawiści” – a więc artykuły 256 i 257 – zostały zmienione tak, jak od lat proponuje to Lewica, tj. że przestępstwem stałoby się nie tylko, jak ma to miejsce obecnie „publiczne nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych, albo ze względu na bezwyznaniowość” oraz „publiczne znieważenie grupy ludności albo poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości” ale także publiczne nawoływanie do nienawiści (względnie – jak również to było proponowane - „publiczne wywoływanie albo szerzenie nienawiści lub pogardy”) ze względu na wiek, płeć, tożsamość płciową, niepełnosprawność lub orientację seksualną, oraz publiczne znieważenie grupy ludności albo poszczególnej osoby z takich powodów, jak wiek, płeć, tożsamość płciowa, niepełnosprawność bądź orientacja seksualna. Pewne wypowiedzi, które dałoby się zakwalifikować jako przestępstwa z art. 256 czy 257 k.k. w ich proponowanych przez Lewicę wersjach nie mogłyby być zatem karane, gdyby w kodeksie karnym znalazł się zaproponowany przez ziobrystów art. 27a. Ale tylko niektóre. Wypowiedzi te musiałyby stanowić wyrażenie przekonania, oceny lub opinii związanych z wyznawaną przez ich autora religią, która dodatkowo musiałaby być głoszona przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej. Werbalne atakowanie np. gejów czy lesbijek w przypadku istnienia w kodeksie karnym zarówno art. 27a, jak i artykułów 256 i 257 w wersjach proponowanych przez Lewicę z pozycji niereligijnych – bądź nawet religijnych, ale nie związanych z religiami głoszonymi przez oficjalnie zarejestrowane związki wyznaniowe - mogłoby być traktowane jako przestępstwo.
Jak zatem widać, partia Zbigniewa Ziobry chce (sporo) wolności ludziom w Polsce zabrać – i trochę tej wolności jednocześnie dać. Lecz odnośnie proponowanych przez ziobrystów zmian w kodeksie karnym powiem tyle, że nie wszystko w nich oceniam jednakowo negatywnie. Stosunkowo najmniej czepiałbym się zmian w art. 195, w którym mowa jest o takich przestępstwach, jak przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, a także przeszkadzanie pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym. Zmiany te w myśl projektu „Solidarnej Polski” miałyby polegać na usunięciu z art. 195 § 1 i 195 § 2 k.k. przysłówka „złośliwie”, a także na wprowadzeniu kwalifikowanej postaci określonych w tych przepisach przestępstw, która zachodziłaby wówczas, gdyby skutkiem przeszkadzania obrzędom religijnym, bądź pogrzebowi, czy uroczystościom lub obrzędom żałobnym było przerwanie tego rodzaju ceremonii.
Powiedzmy sobie jednak, dlaczego nie jestem jakoś bardzo oburzony pomysłami partii Zbigniewa Ziobry odnośnie art. 195 k.k. Jest tak przede wszystkim dlatego, że uważam, iż celowe przeszkadzanie w sprawowaniu mszy świętej, czy pogrzebu nie jest czymś, co powinno być prawnie dozwolone – podobnie, jak nie powinno być dopuszczalne zakłócanie np. przedstawień teatralnych czy seansów kinowych. Znajdujące się obecnie w obu paragrafach art. 195 słowo „złośliwie” jest pojęciem nieostrym i podatnym przez to na arbitralne, w tym również cokolwiek wątpliwe interpretacje. Jeśli rzeczywiście jest tak, że sądy uniewinniają osoby oskarżone o np. przeszkadzanie w sprawowaniu nabożeństw, bądź prokuratury umarzają tego rodzaju sprawy z takiego powodu, że sprawcy takich zachowań deklarują określoną motywację ideologiczną – uznając, że przeszkadzanie np. w sprawowaniu mszy św. z takiego powodu nie jest przeszkadzaniem „złośliwym” – to nie jest to, moim zdaniem, w porządku. Fakt, że jakieś łamiące prawo zachowanie ma podłoże w takich czy innych przekonaniach nie jest powodem do tego, by zachowanie to traktować w jakiś szczególnie surowy sposób, ale nie powinien to być również powód dla prawnej tolerancji wobec takiego zachowania. Poza tym, chciałbym stwierdzić, że niezależnie od tego, czy w art. 195 znajduje się wyraz „złośliwie” czy też nie to przestępstwo określone w tym przepisie i tak można popełnić wyłącznie umyślnie. Aby ktoś mógł dokonać przestępstwa określonego w art. 195 k.k. musi on chcieć przeszkodzić publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, względnie przeszkodzić w pogrzebie, względnie uroczystościach bądź obrzędach żałobnych i zachowywać się w jakiś sposób w celu zakłócenia przebiegu danej uroczystości, albo przynajmniej zachowywać się w jakiś sposób z pełną świadomością tego, że zachowanie to przeszkadza w sprawowaniu publicznego nabożeństwa bądź w uroczystościach pogrzebowych i godzić się na to. Przestępstwa z art. 195 k.k. – niezależnie, czy w jego obecnej wersji, czy w wersji zaproponowanej przez partię Ziobry – nie można popełnić przez nieuwagę, czy już tym bardziej przez przypadek.
Lecz z drugiej strony, przyznać trzeba, że nie jest rzeczą do końca oczywistą, jakiego rodzaju zachowania mogą stanowić przestępstwo określone w art. 195 – czy to w jego obowiązującej wersji, czy w wersji proponowanej przez ziobrystów – a jakie jednak nie. Przestępczość pewnych zachowań na gruncie tego przepisu jest, jak dla mnie, oczywista, pewnych jednak – niekoniecznie.
Jakie jednak zachowania mogą – w nieulegający wątpliwości sposób – stanowić przestępstwo z art. 195 k.k.? Przykłady takich zachowań zacznijmy od hipotetycznego casusu z przysłowiowej „grubej rury”. Wyobraźmy sobie mianowicie, że podczas mszy św. ktoś podchodzi do ołtarza, bierze do rąk stojący na nim kielich… i wypija całe znajdujące się w nim wino. Takie zachowanie w oczywisty sposób przeszkadza w sprawowaniu mszy i – co więcej – musi prowadzić do jej przynajmniej chwilowego przerwania, jako że msza św. nie może obyć się bez wina, które w momencie Podniesienia staje się, według katolickiej doktryny, Krwią Pana Jezusa. Z podobnie oczywistym przypadkiem przeszkadzania w publicznym wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej mielibyśmy do czynienia wówczas, gdyby ktoś w czasie mszy podszedł do księdza i zaczął go szarpać za ornat, albo wznosić głośne okrzyki, powodując przez to zakłócenie przebiegu ceremonii.
Niektóre jednak zachowania, które w zupełnie wyobrażalny sposób można byłoby podciągać pod art. 195 k.k. nie są jednak w jakiś oczywisty – według mnie przynajmniej – sposób przestępcze według tego, co zapisane jest w tym przepisie. Wyobraźmy sobie taką sytuację: podczas mszy św. jakaś osoba, czy też grupa osób wychodzi przed ołtarz i zaczyna coś mówić, śpiewać czy też krzyczeć. Ksiądz jednak – załóżmy, że ma on stalowe nerwy – sprawuje Eucharystię jak gdyby nigdy nic.
Czy takie zachowanie byłoby przestępstwem z art. 195 § 1 k.k.? Wydawać się może, że tak. Zachowanie to, jakkolwiek w konkretnym przypadku nie zakłóca sprawowania mszy przez księdza, to jednak utrudnia osobom obecnym w kościele udział w nabożeństwie. Prawo osób znajdujących się w kościele podczas mszy do tego, by docierały do nich słowa wypowiadane przez księdza – a nie jakieś zagłuszające je wypowiedzi czy hałasy jest czymś analogicznym do prawa osób znajdujących się w teatrze do tego, by do ich uszu docierały słowa wypowiadane przez aktorów na scenie, a nie wypowiedzi kogoś znajdującego się na widowni.
Lecz z drugiej strony, zwróćmy uwagę na to, jak napisany jest mogący mieć zastosowanie w takim przypadku art. 195 § 1 k.k. W przepisie tym jest mowa o przeszkadzaniu (w obecnej jego wersji: „złośliwie”) w publicznym wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej. W omawianej tu sytuacji nie dochodzi do zakłócenia odprawiania mszy przez kapłana, można byłoby więc twierdzić, że zachowanie to nie przeszkadzało celebransowi w publicznym wykonywaniu aktu religijnego, jakim ponad wszelką wątpliwość jest sprawowana w ogólnodostępnym kościele msza święta.
Jednak oprócz odprawiającego mszę księdza w kościele są także inne osoby. Niewątpliwym ratio legis istnienia w kodeksie karnym takiego przepisu, jak art. 195 § 1 jest ochrona prawa tych osób do pełnego uczestnictwa w nabożeństwie, o czym nie może być mowy wówczas, gdy osoby te – z powodu robionego przez kogoś hałasu – nie słyszą tego, co mówi do nich ksiądz. Poza tym, można twierdzić, że w pojęciu publicznego wykonywania aktu religijnego kościoła bądź innego związku wyznaniowego mieszczą się nie tylko słowa i czynności wykonywane przez osobę przewodniczącą nabożeństwu – ewentualnie np. przez lektora, albo przez organistę - pieśni, a szczególnie śpiewy części stałych są przecież ważnym elementem mszy – lecz także słowa (mówione bądź śpiewane) oraz fizyczne czynności (np. klękanie, czy przyjmowanie komunii) ze strony wiernych. Trudno jest sobie wyobrazić, by takie zachowanie, jak to o którym tu była mowa nie zakłóciło (pod warunkiem, że miałoby ono miejsce w stosownym momencie mszy św.) takich czynności ze strony niektórych przynajmniej osób uczestniczących w nabożeństwie. Załóżmy jednak, dla dobra argumentacji, że w sytuacji, o której tu jest mowa wszystkie osoby znajdujące się w kościele zachowałyby stoicki spokój i modliłyby się, śpiewały, klękały jak gdyby nigdy nic. Czy w takim przypadku można byłoby mówić o przeszkadzaniu w publicznym wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej? Nie jest to do końca oczywiste – można byłoby twierdzić, że skoro takie zachowanie, jak mówienie, śpiewanie, czy krzyczenie czegoś przez kogoś nie przeszkodziło ani kapłanowi, ani wiernym w wykonywaniu czynności właściwych dla (np.) mszy św. to nie można mówić, że zachowanie to przeszkadzało w publicznym wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej. Z drugiej jednak strony, prawna tolerancja dla takiego zachowania byłaby dla mnie cokolwiek wątpliwa. Być może, że dałoby się twierdzić, że zachowanie takie, jeśli nawet nie stanowiłoby przestępstwa z art. 195 § 1 k.k. to mimo wszystko mogłoby z powodzeniem zostać uznane za usiłowanie popełnienia tego przestępstwa. Cały ten przykład jest zresztą wysoce fikcyjny, gdyż trudno jest sobie poważnie wyobrazić, by takie zachowanie, jak to wspomniane powyżej, nie spowodowało faktycznego zakłócenia przebiegu mszy.
Wyobraźmy sobie jednak nieco inną od wspomnianej powyżej sytuację. Jest ona taka: przed ołtarz wychodzi jakaś osoba, czy też niewielka grupa osób i milcząco zaczyna wyprawiać jakiś dziwne wygibasy. Ksiądz na to nie reaguje i odprawia mszę jak gdyby nigdy nic, zaś wierni uczestniczą w nabożeństwie jakby nic szczególnego się nie działo, czują się oni jednak cokolwiek poirytowani prezentowanym przez kogoś zachowaniem – na pewno nie będącym odpowiednim zachowaniem w kościele. Czy w takim przypadku można byłoby mówić o „przeszkadzaniu w publicznym wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej”? Myślę, że jeśli już można byłoby o czymś tu mówić, to najprędzej o usiłowaniu przeszkodzenia w wykonywaniu takiego aktu. Tak czy owak wydaje mi się, że traktowanie tego rodzaju zachowania jako przestępstwa zagrożonego karą 2 lat więzienia jest cokolwiek wątpliwe. Podobnie, jak wątpliwe byłoby dla mnie traktowanie jako przestępstwa takiego zachowania, jak wejście do kościoła z jakimś transparentem – np. takim, na którym byłoby napisane, że Kościół jest odpowiedzialny za śmierć kobiet, które zmarły w następstwie wprowadzenia w Polsce niemal kompletnego zakazu aborcji – nawet, jeśli niektórzy ludzie obecni w kościele byliby skonsternowani takim zachowaniem.
Wątpliwe sytuacje mogłyby też się pojawić na gruncie proponowanego przez „Solidarną Polskę” art. 195 § 3, zgodnie z którym przeszkadzanie publicznemu wykonywaniu aktu religijnego kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, względnie też przeszkadzanie pogrzebowi, uroczystościom lub obrzędom żałobnym prowadzące do przerwania wykonywania aktu religijnego lub przebiegu pogrzebu, uroczystości lub obrzędów żałobnych byłoby przestępstwem zagrożonym karą do 3 lat więzienia. Oczywiście, fakt, że zachowanie przeszkadzające w odprawianiu np. mszy świętej, czy też pogrzebu lub uroczystości żałobnych doprowadziło do przerwania toczącej się ceremonii z reguły jest okolicznością obciążającą sprawcę takiego zachowania – wskazuje on bowiem (zazwyczaj) na jego intensywność. Niemniej jednak sam fakt, że pod wpływem czyjegoś zachowania doszło do przerwania np. mszy św. niekoniecznie jest – na mój rozum przynajmniej – wystarczający do tego, by zachowanie to w zasadny sposób mogło być uważane za przestępstwo. Gwoli przykładu: wyobraźmy sobie taką oto sytuację, że ktoś podczas mszy świętej w kościele cały czas siedzi w ławce i nie zmienia swej pozycji również wówczas, kiedy kościelny zwyczaj nakazuje wstawanie lub klękanie, a do tego bawi się smartfonem albo czyta książkę lub gazetę. Przypuśćmy, że zachowanie tego jegomościa zauważa ksiądz i mówi do niego: „proszę pana, nie zacznę z powrotem odprawiać mszy, dopóki nie zacznie się pan zachowywać tak, jak należy się zachowywać w kościele, albo pan stąd nie wyjdzie!”. Załóżmy, że człowiek ten w następstwie takiej uwagi chowa telefon do kieszeni – bądź odkłada gazetę na bok – albo opuszcza kościół. Coś takiego mogłoby jednak nie chronić takiego człowieka przed odpowiedzialnością karną w przypadku, gdyby w kodeksie karnym pojawiły się zaproponowany przez partię Ziobry art. 195 § 3. Oczywiście, takie zachowanie w kościele, jak bawienie się telefonem komórkowym bądź czytanie gazety nie jest zachowaniem właściwym, lecz byłoby jednak – na mój rozum – lekką przesadą, gdyby tego rodzaju zachowania traktować jako przestępstwo, czy nawet tylko wykroczenie.
Powiedzmy sobie jednak, że to, co partia Ziobry proponuje w odniesieniu do art. 195 k.k. to względnie małe piwo w porównaniu z tym, co chciałaby ona zrobić z art. 196. Przypomnijmy jeszcze raz, że przepis ten, stanowiący obecnie, że „kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” według pomysłu „Solidarnej Polski” miałby się składać z trzech paragrafów – zgodnie z pierwszym z nich kara grzywny, ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia groziłaby komuś, kto „publicznie lży lub wyszydza kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, jego dogmaty lub obrzędy”, drugi miałby przewidywać taką samą karę za „publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych” (czyli za to samo, co obecnie jest karalne na mocy art. 196 k.k. z tym, że warunkiem zaistnienia przestępstwa przestałaby być obraza uczuć religijnych jakichś ludzi), według wreszcie trzeciego 3 lata więzienia miałoby grozić komuś, kto dokonałby czynu określonego w § 1 lub 2 w czasie i miejscu odprawiania nabożeństwa lub wykonywania innego aktu religijnego lub za pomocą środków masowego komunikowania. Przestępstwem zagrożonym trzyletnią odsiadką byłoby więc według tego ostatniego przepisu lżenie lub wyszydzanie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, względnie jego dogmatów lub obrzędów, albo znieważenie przedmiotu czci religijnej jakichś osób lub miejsca przeznaczonego do publicznego sprawowania obrzędów religijnych w możliwej do kupienia w kiosku czy w sklepie gazecie bądź czasopiśmie lub na ogólnie dostępnej – być może nawet przy tym płatnej – stronie internetowej (sądzę, że nie byłoby nim lżenie lub wyszydzanie kościoła etc. w komunikacji internetowej skierowanej do jakiejś sporej nawet, lecz ograniczonej grupy osób – np. w poście na Facebooku, który mogą przeczytać wyłącznie „znajomi” osoby, która go tam umieściła, w oczywisty sposób nie mogłoby też być umieszczenie takiej treści w informacji przeznaczonej dla jednej osoby, czy też jakiejś małej – powiedzmy, kilkuosobowej grupy ludzi – w tym ostatnim przypadku w ogóle nie można byłoby mówić o lżeniu, wyszydzaniu lub znieważaniu „publicznym”).
O proponowanej przez partię Ziobry wersji art. 196 k.k. trochę zostało tu już powiedziane, myślę jednak, że nie będzie od rzeczy powiedzieć o omawianym tu pomyśle coś jeszcze więcej. Warto zadać np. pytanie, skąd taki pomysł się wziął – co było dla niego inspiracją? Na to pytanie w oczywisty sposób odpowiedzi dostarcza polski kodeks karny z 1932 r. W rozdziale XXVI tego kodeksu „Przestępstwa przeciw uczuciom religijnym” znajdował się artykuł 173, stanowiący, że „Kto lży lub wyszydza uznane prawnie wyznanie lub związek religijny, jego dogmaty, wierzenia lub obrzędy, albo znieważa przedmiot jego czci religijnej lub miejsce przeznaczone do wykonywania jego obrzędów religijnych, podlega karze więzienia do lat 3”.
Pomysłodawcy zmian w art. 196 k.k. ponad wszelką wątpliwość popatrzyli się na to, co zapisane było w kodeksie karnym z 1932 r. i – w jakiejś przynajmniej mierze – wzorowali się na tym. Zapisy, które chcieliby oni wprowadzić do kodeksu karnego nie są jednak dokładnie tożsame z tymi, które występowały w kodeksie przedwojennym. Jakie są między nimi różnice? Otóż np. takie. Według k.k. z 1932 r. przestępstwem było lżenie lub wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku wyznaniowego. Natomiast w myśl propozycji „Solidarnej Polski” karalne miałoby być „lżenie lub wyszydzanie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej”. Dalej, k.k. z 1932 r. zabraniał lżenia lub wyszydzania dogmatów, wierzeń oraz obrzędów uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, ziobryści chcą „tylko” tego, by karalne było lżenie lub wyszydzanie dogmatów lub obrzędów kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – można z tego zatem wnioskować, że nie chcą oni zakazać lżenia lub wyszydzania samych tylko „wierzeń” takiego kościoła lub związku. Dalej, w myśl k.k. z 1932 r. znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do wykonywania obrzędów religijnych było karalne tylko wówczas, gdy chodziło o obiekty kultu bądź miejsca sprawowania obrzędów wyznań lub związków religijnych prawnie uznanych, z tym, że karze w myśl tego kodeksu mogło podlegać znieważenie miejsca przeznaczonego zarówno do publicznego, jak i niepublicznego wykonywania obrzędów religijnych (a więc, dajmy na to, jakiejś kaplicy w klasztorze zakonu klauzurowego, dostępnej wyłącznie dla mieszkających w nim mnichów), analogiczny zapis w propozycji „Solidarnej Polski” nie jest ograniczony do przedmiotów kultu i miejsc przeznaczonych do sprawowania obrzędów religijnych wyłącznie przez wyznania prawnie uznane (czyli, według obecnie stosowanej terminologii „o uregulowanej sytuacji prawnej”) – jest to zresztą powtórzenie, z pominięciem frazy „kto obraża uczucia religijne innych osób” – sformułowania istniejącego w art. 196 k.k. z 1997 r.. a wcześniej w art. 198 k.k. z 1969 r. zaś jeszcze wcześniej w art. 5 dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania z 5 sierpnia 1949 r. (który, nawiasem mówiąc, zawierał sformułowanie „kto obraża uczucia religijne” bez dodania jednak do tego słów „innych osób”). Ziobryści, w porównaniu z autorami kodeksu przedwojennego są też, trzeba to przyznać, cokolwiek bardziej litościwi jeśli chodzi o wymiar kary za proponowane przez nich przestępstwa: według art. 173 k.k. z 1932 r. za każde publiczne lżenie lub wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego, jego dogmatów, wierzeń lub obrzędów, a także za znieważenie przedmiotu czci religijnej bądź miejsca sprawowania obrzędów religijnych przez takie wyznanie lub związek religijny groziła kara pozbawienia wolności do 3 lat i w przepisie tym była wyraźnie mowa o karze więzienia – a nie np. (co zdarzało się w wielu innych przepisach tego kodeksu, nawet przewidujących potencjalnie dłuższą odsiadkę) więzienia lub aresztu – co oznaczało, że najmniejszy możliwy wyrok za określone w tym przepisie przestępstwo bez zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary wynosił 6 miesięcy (najkrótsza możliwa kara aresztu według k.k. z 1932 r. wynosiła 7 dni). Ziobryści chcą, by za przestępstwa określone w proponowanych przez nich paragrafach 1 i 2 art. 196 k.k. groziła kara grzywny, ograniczenia wolności bądź pozbawienia wolności do maksimum 2 lat i tylko kwalifikowane postacie tych przestępstw, tj. popełnienie ich w czasie i miejscu odprawiania nabożeństwa lub wykonywania innego aktu religijnego lub za pomocą środków masowego komunikowania zagrożone było więzieniem do 3 lat. Pewne zatem różnice między tym, co zapisane było w kodeksie karnym sprzed II wojny światowej, a tym, co partia Zbigniewa Ziobry chciałaby wprowadzić istnieją – lecz czy są to różnice znaczące, i jeśli nawet tak, to czy wypadają one na korzyść propozycji przedstawionej przez „Solidarną Polskę”?
Nad pewnymi sprawami moża tu się trochę pozastanawiać. I tak np. w myśl art. 173 k.k. z 1932 r. zakazane było „publiczne lżenie lub wyszydzanie uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego”. Z zapisu tego jednoznacznie wynika to, że pod rządami tego przepisu – który obowiązywał do momentu wejścia w życie wspomnianego tu wcześniej dekretu o ochronie wolności sumienia i wyznania z 1949 r. (był to, tak przy okazji, niezły potworek prawny – ale to tutaj taka uwaga na marginesie) karalne mogłoby być zarówno lżenie lub wyszydzanie np. Kościoła Rzymskokatolickiego, jak i katolicyzmu, jak również – dajmy na to – Muzułmańskiego Związku Wyznaniowego oraz islamu – nawet (zakładając, że coś takiego jest możliwe) gdyby tyczyło się ono religii jako takiej, a nie organizacji wyznaniowej. Według propozycji SP karalne miałoby być „publiczne lżenie lub wyszydzanie kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej” – czyli takiego, który jest w jakiś sposób urzędowo zarejestrowany – choćby tylko jako zwykłe stowarzyszenie. W proponowanym obecnie zapisie nie ma mowy o karze za lżenie lub wyszydzanie „wyznania”. Czy znaczy to, że lżenie bądź wyszydzanie katolicyzmu, protestantyzmu, prawosławia – czy w ogóle chrześcijaństwa – a dalej np. islamu, judaizmu, hinduizmu, buddyzmu itd. , które jednak nie odnosiłoby się do konkretnych organizacji wyznaniowych, ani też do dogmatów wyznawanych przez te organizacje, czy też do praktykowanych przez te organizacje obrzędów religijnych nie mogłoby – po ewentualnym wejściu propozycji „Solidarnej Polski” w życie – być traktowane jako przestępstwo? Na ten temat, jak myślę, można byłoby teoretyzować, ale chyba nie ma za bardzo po co… co na swoje wyczucie mogę powiedzieć to to, że można byłoby twierdzić, że powiedzenie po prostu czegoś takiego, że katolicyzm, czy też judaizm, albo islam jest głupi – albo nawet kretyński – nie jest przestępstwem, za które można karać na mocy znowelizowanego w myśl propozycji partii Zbigniewa Ziobry art. 196 k.k. – choć, przypomnę, takie wypowiedzi mogłyby być karane na podstawie art. 173 k.k. z 1932 r.
Dalej, w myśl kodeksu karnego z 1932 r. przestępstwem było publiczne lżenie lub wyszydzanie dogmatów, wierzeń lub obrzędów prawnie uznanego wyznania lub związku religijnego. Ziobryści chcą wprowadzenia karalności publicznego lżenia lub wyszydzania dogmatów lub obrzędów kościoła lub związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – na podstawie porównania ich propozycji z zapisem z kodeksu z okresu II RP, który z pewnością jest im znany można wnioskować, że nie chcą oni wprowadzenia penalizacji publicznego lżenia lub wyszydzania jedynie „wierzeń” kościołów lub innych związków wyznaniowych, nie będących jednak dogmatami.
Partia Zbigniewa Ziobry chce zatem – można tak twierdzić – nieco mniejszego ograniczenia wolności słowa, niż tego, które było przewidziane w kodeksie przedwojennym, według którego za lżenie lub wyszydzanie nie tylko dogmatów, ale także po prostu wierzeń uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego można było trafić do więzienia. Czy propozycja „Solidarnej Polski” może być jednak uznana za mniej złą od zapisu istniejącego w kodeksie karnym z 1932 r. z tego powodu, że ziobryści nie chcą zabronić lżenia i wyszydzania po prostu wszelkich wierzeń kościołów i związków wyznaniowych o uregulowanej sytuacji prawnej – a tylko takich, które mają status dogmatów?
To, myślę, wcale nie jest oczywiste. Co do istniejącego w art. 173 k.k. z 1932 r. zakazu publicznego lżenia lub wyszydzania wierzeń uznanego prawnie wyznania lub związku religijnego to na zdrowy rozum wydaje mi się, że zakaz ten nie odnosił się do wierzeń jakiejś tylko grupy ludzi wyznających daną religię, choćby nawet sporej. Nie można byłoby więc na podstawie zapisu istniejącego w przedwojennym kodeksie skazać kogoś za lżenie lub wyszydzanie np. wierzenia grupy katolików w to, że w jakimś miejscu czy też jakiejś osobie objawiła się np. Matka Boska, chyba, że objawienie to zostałoby oficjalnie uznane przez Kościół. Karalne natomiast w myśl przedwojennego zapisu mogłoby być natomiast np. wyszydzanie świętości jakiegoś katolickiego (czy innego – np. prawosławnego) świętego, gdyż można byłoby powiedzieć, że świętość kogoś oficjalnie ogłoszonego przez np. Kościół Katolicki świętym należy do zbioru wierzeń tego kościoła. Za coś takiego nie można byłoby jednak karać na podstawie zapisu proponowanego przez partię Zbigniewa Ziobry, jako że wiara w świętość jakiegoś konkretnego świętego – świętego Wojciecha, św. Stanisława, czy św. Jana Pawła II – choć zalicza się, można twierdzić, do zbioru wierzeń Kościoła Katolickiego, to nie należy ona jednak do jego dogmatów.
W myśl propozycji przedstawionej niedawno przez „Solidarną Polskę” karalne miałoby być publiczne lżenie lub wyszydzanie tylko takich wierzeń kościoła lub związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej, które są jego dogmatami. Lecz tu w oczywisty sposób musi się pojawić pytanie: co to jest dogmat? Otóż, termin „dogmat” pochodzi od greckiego słowa δόγμα – w łacińskim alfabecie dógma - które po grecku oznacza tyle, co „pogląd”, „mniemanie”, „postanowienie”, czy też „dekret” (i – logicznie rozumując – rozporządzenie, zarządzenie, edykt itd.) i – jak można przeczytać w Encyklopedii PWN ma ono, czy też historycznie miało, cztery różne znaczenia:
1) w starożytnej Grecji dekret lub postanowienie władz politycznej miast-państw, a także teza przyjmowana za niepodważalną w danej szkole filozoficznej (platonicy, stoicy) ze względu na swą oczywistość (aksjomat);
2) w teologii chrześcijańskiej twierdzenie uznane za prawdę objawioną przez Boga i przekazywane wiernym przez Kościół jako norma wiary i pobożności;
3) w religioznawstwie rezultat ostatniego etapu rozwoju doktryny religijnej (teoretyzacji), zaakceptowany przez hierarchię i obowiązujący wyznawców;
4) twierdzenie przyjmowane bezkrytycznie, wyłącznie na mocy autorytetu.
Ewentualnej prawnokarnej ochronie przed publicznym „lżeniem” i „wyszydzaniem” na podstawie proponowanego przez ziobrystów art. 196 § 1 k.k. nie mogłyby podlegać dogmaty w pierwszym oraz czwartym ze wskazanych powyżej znaczeń pojęcia „dogmatu” – w pierwszym przypadku choćby dlatego, że nie jesteśmy w starożytnej Grecji, tylko – zdaje się – w XXI w. w Polsce, a w drugim (choć także i w pierwszym) z tego powodu, że w propozycji „Solidarnej Polski” chodzi wyłącznie o dogmaty religijne – wyznawane przez istniejące w Polsce kościoły i związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej. Pozostają więc drugie i trzecie znaczenia rzeczonego terminu.
Jak jednak sądy rozpatrujące ewentualne sprawy o publiczne lżenie bądź wyszydzanie dogmatów oficjalnie istniejących w Polsce kościołów i związków wyznaniowych miałyby stwierdzać, czy coś jest dogmatem danej religii, czy też nie? Z pewnością, olbrzymią rolę w takich sprawach odrywaliby biegli religioznawcy. W żadnym wypadku nie jestem kimś takim. Jednak, jak trochę sobie o dogmatach poczytałem, to dowiedziałem się tego, że dogmaty – w tym sensie, że coś, tj. jakieś twierdzenie, nazywa się dogmatem występują właściwie tylko w religii rzymskokatolickiej (zob. artykuł w Wikipedii o pojęciu „Dogmat” z listą wybranych dogmatów Kościoła Katolickiego wraz z datami ich ogłoszenia) Jednak już np. protestantyzm nie posiada czegoś, co określa się mianem dogmatów, aczkolwiek posiada coś takiego, jak zasady wiary, które (w przeciwieństwie do niektórych dogmatów katolickich – takich np. jak dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny oraz dogmat o nieomylności papieża w kwestiach wiary i moralności) opierają się wyłącznie na Biblii i których – jak można przeczytać w Wikipedii „nigdy nie należy utożsamiać z dogmatami w rozumieniu Kościoła rzymskokatolickiego”. Dalej, również w judaizmie nie ma czegoś takiego, jak „dogmaty” w sensie dogmatów kościoła katolickiego, ale, jak można przeczytać w tym tekście „wierzący Żydzi uznają 13 zasad wiary, sformułowanych przez Majmonidesa w XII w. (przyjmując je dosłownie lub reinterpretując)”. Czy istnieją dogmaty religijne w Islamie? W Internecie można przeczytać, że tak… ale podejrzewam, że może to być kwestia interpretacji tego pojęcia, które powstało w języku greckim, skąd przeszło ono do innych języków europejskich. Gdy przy użyciu https://translate.google.pl/?hl=pl&tab=TT przetłumaczyłem z polskiego na arabski słowo „dogmat” to wyszło coś takiego: العقيدة, a co czyta się aleaqida. Tłumaczenie w drugą stronę dało natomiast po polsku słowo „kredo”. „Kredo” to bardzo rzadko używany w naszym języku wyraz, będący właściwie niczym innym, jak łacińskim słowem „credo” – czyli po polsku „wierzę” tyle, że zapisanym nie przez „c” lecz przez „k”. Na angielski, dodam, arabskie العقيدة – aleaqida – tłumaczy się jako „creed”, na francuski „credo” – tak samo, jak na łaciński, na niemiecki jako „glaube” – czyli wiara - wierzę, a na grecki jako θρήσκευμα, co czytamy thrískevma, i co znów na polski tłumaczone jest jako „kredo”. Arabska „aleaqida” to zatem wiara w bardzo mocnym, religijnym (a może tylko religijnym) sensie tego pojęcia. Ale czy jest ona równoznaczna z polskim „dogmatem” czy też łacińską, angielską, niemiecką i hiszpańską „dogmą” albo francuskim „dogme”? To wcale nie jest oczywiste. Wspomniane tu słowo arabskie, będące tłumaczeniem polskiego słowa „dogmat” z całą pewnością oznacza podstawowe zasady wiary muzułmańskiej. No, ale przecież każda religia ma jakieś swoje podstawowe zasady – czy też, można byłoby powiedzieć „kanony” (pomińmy tu już oczywisty fakt, że podstawowe zasady wiary różnych religii nieraz są ze sobą sprzeczne – np. według chrześcijaństwa istnieje jeden Bóg w trzech Osobach Boskich, islam natomiast głosi, że Bóg jest jeden „i nie znosi, gdy dodaje się Mu towarzyszy”) choć nie zawsze – również nie we wszystkich odłamach chrześcijaństwa jakiekolwiek z tych zasad nazywają się „dogmatami”.
Jak zatem sądy miałyby interpretować słowo „dogmat” które – być może – znajdzie się w art. 196 § 1 k.k.? Słowo to – w wyobrażalny sposób można byłoby interpretować szeroko, jako po prostu coś, co zalicza się do podstawowych kanonów wiary danego wyznania. Przy takiej interpretacji pojęcia „dogmatu” można byłoby skazać kogoś za wyszydzanie np. islamskiego twierdzenia, że Bóg jest jeden i wyłącznie w jednej osobie, czy też np. buddyjskiej wiary w reinkarnację, nawet, jeśli te wierzenia – z pewnością fundamentalne dla wyznawców pewnych religii – nie są w tych religiach określane mianem „dogmatów”, a pojęcia, które w tych religiach dotyczą takich wierzeń, nie tłumaczą się na język polski jako „dogmat” – lecz jako np. „kredo” – co, zgoda, że jest na pewno pojęciem bliskim, ale nie po prostu tym samym („kredo” to bardzo mocna, niezachwiana wiara, zaś „dogmat” to coś, co ktoś będący uprawnionym autorytetem – w kościele katolickim może być to sobór, może to też być papież – ogłosił dogmatem. Oczywiste jest chyba, że jedno z drugim nie jest równoznaczne – ilu skądinąd wierzących w Boga, Jezusa, niebo, piekło itd. katolików niezachwianie wierzy w dogmat o nieomylności papieża – choćby tylko wypowiadającego się ex cathedra – w sprawach wiary i moralności?). Z taką interpretacją pojęcia „dogmatu” w ewentualnym art. 196 § 1 k.k. mógłby być jednak problem. Z jakiego powodu? Ano, z takiego, że prawo karne – ziobryści nie proponują tego akurat zmienić – opiera się na zasadzie „nullum crimen sine lege” czyli „nie ma przestępstwa bez prawa” co oznacza tyle, że nie można nikogo skazać za zrobienie czegoś, co nie zostało wyraźnie zakazane przez ustawę (albo, ewentualnie, za niezrobienie czegoś, co ustawa wyraźnie nakazywała podlegającej jej osobie zrobić). Zaś w proponowanym przez „Solidarną Polskę” art. 196 § 1 k.k. w sposób wyraźny jest mowa o publicznym lżeniu lub wyszydzaniu „dogmatów” kościoła lub związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – nie o lżeniu czy wyszydzaniu np. podstawowych zasad wiary danego kościoła lub związku religijnego. Lecz, jak wspomniałem tu już wcześniej, dogmaty w tym sensie, że nazywają się one dogmatami – i których „publiczne lżenie lub wyszydzanie” na pewno mogłoby być karane na podstawie art. 196 § 1 k.k. istnieją właściwie tylko w religii katolickiej. Czy zatem na podstawie ewentualnego art. 196 § 1 k.k. można byłoby karać za publiczne lżenie czy też wyszydzanie pewnych aspektów wiary katolickiej – tych, które, można by rzec, zostały podniesione do „godności” dogmatów – lecz nie za lżenie lub wyszydzenie analogicznych aspektów innych religii, nawet, jeśli dla wyznawców tych religii mają one takie samo znaczenie, jak katolickie „dogmaty” z tego powodu, że wierzeń, o które chodzi w przypadku innych, niż katolicka religii nie nazywa się dogmatami? Prawdę mówiąc, nie wiem – jestem tu w przysłowiowej kropce (mam nadzieję, że sędziowie nie będą się musieli takimi problemami zajmować).
Partia Ziobry chca zabronić publicznego lżenia i wyszydzania nie tylko dogmatów (choć nie po prostu „wierzeń”) zarejestrowanych w Polsce kościołów i związków wyznaniowych, ale także ich obrzędów. Jeśli propozycja, o której jest tu mowa stanie się obowiązującym prawem, do więzienia będzie można trafić za robienie sobie kpin np. z mszy św. – czy też z jej elementów, takich jak Przeistoczenie czy Komunia Święta. Karalne może stać się drwienie np. z szat liturgicznych, które wszak stanowią niewątpliwie istotny element obrzędów religijnych Kościoła, z procesji, czy z kadzenia. To samo dotyczyć będzie wypowiedzi dotyczących np. żydowskiego obrzezania – w judaizmie jest to ceremonia religijna, czy pięciokrotnych w ciągu dnia nawoływań islamskiego muzeina z minaretu przy meczecie.
Drugi paragraf artykułu 196 k.k. w jego wersji zaproponowanej przez „Solidarną Polskę” jest, jak już wcześniej wspomniałem, właściwie niczym więcej, jak obecnym art. 196, z tą różnicą, że w przypadku wejścia w życie przepisu proponowanego przez ziobrystów warunkiem karalności publicznego znieważania przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych przestałoby być obrażenie czyichś uczuć religijnych. Byłaby jednak znacząca zmiana, jeśli chodzi o możliwość karania ludzi za to, co obecnie nazywa się przestępstwem obrazy uczuć religijnych? Na moje wyczucie – nie bardzo. Zwróćmy bowiem uwagę na taką rzecz: jeśli nawet warunkiem karalności publicznego znieważenia obiektu czyjejś czci religijnej bądź miejsca przeznaczonego do sprawowania obrzędów religijnych nie będzie, formalnie rzecz biorąc, obrażenie czyichś uczuć religijnych (przyjmuje się obecnie, że obrażone muszą się poczuć przynajmniej dwie osoby) to i tak raczej mało prawdopodobne jest to, by prokuratura mogła kogoś ścigać za przestępstwo publicznego znieważania przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, jeśli nie dotarłby do niej jakiś sygnał o popełnieniu takiego przestępstwa, pochodzący najprawdopodobniej od osób, które uznały, że ich uczucia religijne zostały obrażone przez jakieś zachowanie bądź jakąś wypowiedź. Zauważmy też, że przestępstwo „obrazy uczuć religijnych” określone w obecnym art. 196 k.k. jakkolwiek formalnie rzecz biorąc jest przestępstwem skutkowym – o jego popełnieniu można mówić w przypadku „obrażenia uczuć religijnych” jakichś (przynajmniej dwóch) osób, to nie jest ono jednak przestępstwem ściganym np. na wniosek osób, które poczuły się dotknięte jakimś zachowaniem czy wypowiedzią. Można też przy okazji zadać pytanie, czy nie jest przypadkiem możliwe ściganie i karanie za coś takiego, jak usiłowanie obrażenia uczuć religijnych innych osób poprzez publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych (art. 13 § 1 k.k. w związku z art. 196 k.k.). Nie sugeruję oczywiście ścigania kogokolwiek za próbę obrażania uczuć religijnych – moim zdaniem, takiego przepisu, jak art. 196 w ogóle nie powinno być w kodeksie karnym. Biorąc pod uwagę jednak sam fakt, że usiłowanie popełnienia przestępstwa jest według polskiego prawa karalne tak samo, jak jego „pełne” popełnienie co najmniej nie jestem pewien tego, czy skazanie za coś takiego, jak usiłowanie obrażenia uczuć religijnych nie byłoby czymś (teoretycznie przynajmniej rzecz biorąc) możliwym. Jeśli tak, to zmiana w zapisie istniejącym obecnie w art. 196 k.k. polegająca na usunięciu z niego słów „kto obraża uczucia religijne innych osób” nie zmieniłaby zasadniczo rzecz biorąc represyjnego potencjału tego przepisu. Niemniej jednak, niezależnie od tego, jakie będą praktyczne skutki wykreślenia zwrotu o obrazie uczuć religijnych z tego, co obecnie stanowi treść art. 196 k.k. nie ma wątpliwości co do tego, że partia Ziobry proponując taką zmianę w kodeksie karnym zmierza do większego, niż ma to miejsce w obecnym stanie prawnym, ograniczenia swobody wypowiedzi.
Przy pomocy zmian w art. 196 k.k. ziobryści chcieliby więc zabrać ludziom trochę, a może nawet sporo (lub wręcz bardzo dużo) wolności wyrażania opinii o kościołach i innych organizacjach religijnych, ich dogmatach i obrzędach, a także o obiektach kultu religijnego i miejscach przeznaczonych do publicznego sprawowania obrzędów religijnych. (1) Lecz jednocześnie chcieliby oni dać ludziom wierzącym szczególny przywilej wyrażania przekonań, opinii lub ocen, związanych z wyznawanymi przez nich religiami głoszonymi przez kościoły i inne związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej, nawet jeśli wyrażanie tych przekonań, opinii bądź ocen mogłoby w innym przypadku zostać uznane za przestępstwo.
Kontratyp określony w wykoncypowanym przez „Solidarną Polskę” art. 27a k.k. nie odnosiłby się do dwóch określonych w tym przepisie sytuacji: do popełnienia czynu zabronionego przeciwko wolności sumienia i wyznania, a także do publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa bądź pochwalania jego popełnienia. Na podstawie art. 27a nie mógłby się zatem skutecznie bronić przez skazaniem np. ktoś, kto w imię wyznawanej przez siebie religii publicznie lżyłby lub wyszydzałby dogmaty, bądź obrzędy jakiegoś prawnie uznanego kościoła lub związku wyznaniowego – dokonany przez kogoś takiego czyn, jako wyczerpujący znamiona przestępstwa określonego w proponowanym przez partię Ziobry art. 196 § 1 k.k. zaliczałby się do czynów skierowanych przeciwko wolności sumienia i wyznania, ze względu na nazwę rozdziału kodeksu karnego, w której wspomniany przepis miałby się znaleźć. (2) Podobnie też nie mógłby się przy użyciu tego przepisu bronić ktoś, kto w imię religii publicznie zachęcałby do jakichś działań przestępczych – a więc np. stosowania wobec kogoś przemocy, czy zniszczenia czyjegoś mienia – albo pochwalałby tego rodzaju zachowania.
Kontratyp, o którym jest mowa w zaproponowanym przez ziobrystów art. 27a k.k. nie przewiduje jednak – sam w sobie – innych ograniczników, niż te, o których mowa była powyżej. Znaczy to tyle, że teoretycznie rzecz biorąc mógłby mieć on zastosowania wobec każdego czynu, będącego wyrażeniem przekonania, oceny lub opinii, związanej z wyznawaną religią głoszoną przez kościół lub inny związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, o ile tylko czyn nie zaliczałby się do czynów skierowanych przeciwko wolności sumienia i wyznania (a więc przestępstw określonych w art. 194, 195 i 196 k.k.) i nie stanowiłby publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa bądź pochwały popełnienia przestępstwa. Logicznie zatem wnioskując, czyn objęty kontratypem z art. 27a k.k. mógłby – bez tego przepisu – stanowić np. przestępstwo przeciwko mieniu. Oczywiście, na pewno nie każde takie przestępstwo. Z pewnością żaden sędzia nie „kupiłby” od oskarżonego argumentu, że okradł on kogoś, bo tak mu nakazywała jego wiara – pomijając już fakt, że żadna znana mi religia nie nakazuje kradzieży, to zabranie komuś jego własności doprawdy trudno byłoby nazwać wyrażeniem przekonania, opinii czy oceny. Lecz wyobraźmy sobie jednak taką np. sytuację: ktoś na publicznym, czy też prywatnym budynku niezmywalną farbą maluje jakieś religijne – czy też religijnie inspirowane - hasła. Odnośnie tych haseł nie ulega wątpliwości, że są one wyrazem przekonań, opinii czy też ocen związanych z religią wyznawaną przez ich autora, która jest religią związku wyznaniowego o uregulowanej w Polsce sytuacji prawnej. Załóżmy też dalej, że nie lżą one ani nie wyszydzają innych kościołów lub związków wyznaniowych, ich dogmatów czy też obrzędów i że nie znieważają one żadnych obiektów kultu religijnego czy miejsc przeznaczonych do publicznego wykonywania obrzędów religijnych. W takim przypadku, warunki zastosowania kontratypu określonego w proponowanym przez „Solidarną Polskę” art. 27a k.k. logicznie rzecz biorąc zostałyby spełnione. Jaki wynika stąd wniosek? Ano (w odniesieniu do tego konkretnie przypadku) taki, że pod rządami wspomnianego przepisu wolno byłoby – pod pewnymi warunkami – dewastować, w imię wyznawanej przez siebie religii i wyrażając inspirowane przez nią poglądy, czyjąś własność. To byłby - ot, taki „przywilej dla wierzących”.
Przede wszystkim jednak, jak wynika z uzasadnienia przedstawionego przez „Solidarną Polskę” projektu zmian w kodeksie karnym, zasadniczym celem wprowadzenia art. 27a miałoby być uniemożliwienie karania za wyrażenie religijnie (chrześcijańsko) motywowanych opinii o takich sprawach, jak aborcja, związki homoseksualne, transseksualizm, czy panseksualizm.
Problem, do którego miałyby się odnosić art. 27a jest – a przynajmniej może już niedługo być – problemem realnym i całkiem poważnym. W szeregu zachodnich krajach wielu ludzi zostało zatrzymanych, aresztowanych czy też skazanych za swoje wypowiedzi na temat np. homoseksualistów (choć czasem także np. muzułmanów), często będące niczym innym, jak przytaczaniem pewnych ustępów z Biblii. Nadine Strossen w wydanej w 2018 r. książce „Hate: Why We Should Resist It with Free Speech, Not Censorship” podaje szereg przykładów represji za takie wypowiedzi:
W 2016 r. dwóch brytyjskich kaznodziejów ulicznych zostało skazanych za głoszenie nauk z Biblii, wśród których znajdowały się stwierdzenia, które sąd uznał za znieważające dla osób LGBT i muzułmanów. W sprawie tej prokurator powiedział do sądu: „Jakkolwiek wygłaszane przez oskarżonych słowa znalazły się w wersji Biblii z 1611 r., nie znaczy to, że nie mogą one stanowić przestępstwa w roku 2016”.
W 2016 r. duński sąd apelacyjny zatwierdził wyrok niższego sądu skazujący mężczyznę za umieszczenie na Facebooku komentarza krytykującego „ideologię islamu” – w komentarzu tym była mowa o tym, że „islam chce nadużywać demokracji, po to, by się jej pozbyć”.
W 2014 r. brytyjski kościół został ukarany za to, że umieścił na swojej własności wizerunek, przedstawiający płomienie i zdanie: „jeśli myślisz, że nie ma Boga, lepiej miej rację!”.
W 2013 r. w Szwajcarii miało miejsce śledztwo w sprawie wypowiedzi katolickiego biskupa, który cytował fragmenty Starego Testamentu podczas dyskusji na temat małżeństwa i rodziny.
W 2008 r. piętnastoletni Brytyjczyk został zatrzymany przez policję i był podejrzany o przestępstwo z tego powodu, że podczas pokojowej demonstracji trzymał znak z napisem: „Scientologia nie jest religią, lecz niebezpiecznym kultem.
Również w Polsce wielokrotnie padały propozycje kryminalizacji wypowiedzi znieważających grupy tego rodzaju, co osoby LGBT, czy „nawołujących do nienawiści” wobec takich grup i nie jest wykluczone, że zostaną one zrealizowane już w niedalekiej przyszłości. (3) „Solidarna Polska” chciałaby wykluczyć możliwość karania za takie wypowiedzi, jeśli są one bezpośrednio motywowane przez religie głoszone przez oficjalnie zarejestrowane kościoły lub związki wyznaniowe i jeżeli nie stanowią one przestępstw przeciwko wolności sumienia i wyznania i nie są publicznymi nawoływaniami do popełniania przestępstw bądź pochwałami ich popełniania.
Jest to jednak dobry pomysł na – słuszną, per se – ochronę prawa ludzi do głoszenia swoich poglądów, wynikających z wyznawanych przez nich religii? Moim zdaniem, pomysł ten, jeśli nawet jest on w jakimś sensie tego pojęcia „wolnościowy” – bo ma on na celu ochronę, w jakimś stopniu, prawa do wyrażania przekonań, opinii i ocen, które to prawo należy przecież do istoty prawa do swobody wypowiedzi – to jest on jednak bardzo kontrowersyjny. Kontrowersyjny jest z tego powodu, że traktuje on prawo do wypowiadania pewnych stwierdzeń na temat np. homoseksualistów (które mogłyby być traktowane jako przestępstwo, gdyby w kodeksie karnym znalazły się zapisy penalizujące publiczne nawoływanie do nienawiści i znieważanie z powodu orientacji seksualnej) nie jako tak naprawdę prawo – które przysługuje wszystkim – lecz jako w istocie rzeczy przywilej, należący się ludziom wypowiadającym się z określonych, zazwyczaj ortodoksyjnie religijnych pozycji. Propozycja „Solidarnej Polski” dotycząca niekarania za tego rodzaju wypowiedzi w żadnym przypadku nie opiera się na takim podejściu do kwestii granic wolności słowa jak to lansowane w szeregu moich tekstów, zgodnie z którym za wypowiedzi znieważające jakieś grupy narodowe, etniczne, religijne czy wszelkie inne (choć też oczywiście kościoły, obiekty kultu religijnego, symbole państwowe itd.) czy „nawołujące do nienawiści” wobec takich grup nie powinno się stosować sankcji prawnych, lecz na założeniu, że wypowiedzi takie generalnie rzecz biorąc mogą być karane, poza pewnymi przypadkami wypowiedzi motywowanych religią.
Ochrona, którą proponowany przez partię Ziobry art. 27a k.k. miałby zapewniać pewnym religijnie motywowanym wypowiedziom mogłaby dotyczyć nie tylko takich wypowiedzi, które można byłoby uznać za „publiczne nawoływanie do nienawiści” (aczkolwiek już nie za nawoływanie do przemocy), czy znieważanie jakichś grup, ale także tych, które bez tego przepisu dałoby się potraktować jako np. personalną zniewagę. Przepis ten jednak nie zapewniałby ochrony tym wypowiedziom – w tym także wyrażającym przekonania, oceny lub opinie, związane z religiami głoszonymi przez kościoły lub inne związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej – które tyczyłyby się samej religii. Wynika to zawartego w art. 27a zapisu, zgodnie z którym kontratyp tworzony przez ten przepis nie miałby zastosowania wobec czynów zabronionych skierowanych przeciwko wolności sumienia i wyznania, a więc – logicznie rzecz biorąc można wnioskować – przestępstw określonych w przepisach rozdziału XXIV kodeksu karnego „Przestępstwa przeciwko wolności sumienia i wyznania”. Jeśli zatem ktoś – także motywowany wyznawaną przez siebie religią, będącą religią oficjalnie istniejącego w Polsce kościoła lub związku wyznaniowego – wychodząc ze stanowiska, na jakim opiera się jego wiara – publicznie lżyłby np. dogmaty czy też obrzędy jakiegoś innego kościoła lub związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej – bądź sam ten kościół lub związek wyznaniowy, czy też publicznie znieważyłby jakiś przedmiot czci tego kościoła bądź związku, to w takim przypadku art. 27a k.k. nie uchroniłby go przed skazaniem na podstawie art. 196 – przynajmniej, jeśli ten drugi przepis przybrałby kształt zaproponowany przez ziobrystów.
Zawarty w przedstawionym przez „Solidarną Polskę” projekcie zmian w k.k. pomysł niekarania za pewne religijnie motywowane wypowiedzi – do którego realizacji miałby zmierzać art. 27a – jest zatem – łatwo można dojść do takiego wniosku – całkowicie niespójny. Religijnie motywowane wypowiedzi na temat np. homoseksualistów nie mogłyby być karane, nawet, gdyby wypowiedzi te dało się uznać za publiczne znieważenie tej grupy ludzi czy też za nawoływanie do nienawiści przeciwko nim. Religijnie motywowane wypowiedzi na temat jakichś dogmatów, czy też obrzędów kościołów i związków wyznaniowych o uregulowanej sytuacji prawnej podlegałyby natomiast penalizacji – nawet wówczas, gdyby wypowiedzi te były wyrazem przekonań, opinii czy też ocen, związanych z religiami głoszonymi przez oficjalnie istniejące w Polsce związki wyznaniowe bądź kościoły. Jest w tym wszystkim jakaś logika? Nie wiem, może ktoś (np. autorzy omawianego tu projektu) w tym jakąś logikę widzi, ja niestety nie.
Proponowane przez partię Zbigniewa Ziobry zmiany w kodeksie karnym są zatem złym pomysłem. Uzasadnienie projektu tych zmian zdaje się wskazywać na to, że są one odpowiedzią na zdarzające się w Polsce negatywne zjawiska – takie, jak zakłócanie nabożeństw, akty wandalizmu przeciwko pomnikom, figurom i miejscom kultu religijnego, czy fizyczne napaści na osoby duchowne – ale moim zdaniem jest to zła odpowiedź.
Jeśli chodzi o przypadki zakłócania mszy świętych itd. – czego przypadki rzeczywiście sporadycznie w ostatnich latach miewały w Polsce miejsce – to myślę, że tu właściwym prawnie remedium na tego rodzaju zjawiska jest obowiązujący art. 195 k.k., z tym, że występujące w nim określenie „złośliwie” powinno być interpretowane w taki sposób, że chodzi o zakłócenie jakiejś ceremonii religijnej (czy też np. pogrzebu, albo uroczystości żałobnych – w tym również świeckich) w sposób celowy, a nie taki, że „złośliwe” zakłócenie publicznego aktu religijnego ma miejsce wówczas, kiedy za takim zachowaniem nie kryją się żadne postawy wobec danego związku religijnego i w ogóle żadna ideologia. Jeśli chodzi z kolei o przypadki niszczenia religijnych figur, czy pomników, a także dewastowania kościołów czy też fizycznych napaści na księży, to tu już wchodzą w grę przepisy dotyczące przestępstw przeciwko mieniu, czy nawet przeciwko życiu lub zdrowiu człowieka. Ktoś oczywiście może rozumować, że wśród ludzi, którzy pod wpływem np. jakichś wypowiedzi lżących czy wyszydzających kościoły czy inne związki wyznaniowe, ich dogmaty bądź obrzędy nabrali jakichś ekstremalnie negatywnych przekonań na temat tych kościołów czy związków mogą znaleźć się jakieś jednostki, które w następstwie takich przekonań posuną się do działań przestępczych – takich właśnie, jak fizyczne atakowanie miejsc kultu religijnego czy osób duchownych. Niebezpieczeństwo, o jakim tu jest mowa – choć nie jest oczywiście czymś po prostu wykluczonym – na zdrowy rozum, można przypuszczać, że do takiego czynu, jak zdewastowania kościoła, pobicie księdza czy zakłócenie mszy z cokolwiek większym prawdopodobieństwem może się posunąć ktoś mający wysoce negatywną opinię o Kościele, niż ktoś nastawiony do niego pozytywnie – to jest to jednak niebezpieczeństwo odległe, abstrakcyjne i hipotetyczne. Do tego rodzaju niebezpieczeństw w praktycznie oczywisty sposób mogą się przyczyniać wypowiedzi, których ziobryści – jak sądzę – nie chcieliby zakazać. I tak np. nie ma, na zdrowy rozum, wątpliwości co do tego, że wśród ludzi, którzy pod wpływem jakichś wypowiedzi nabrali przekonania o bezbożności, zgubności czy zbrodniczości aborcji, eksperymentów genetycznych, nanotechnologii, eksploatacji zwierząt, czy technologii 5G prędzej mogą znaleźć się tacy, którzy np. podpalą maszt telefonii 5G, klinikę aborcyjną, rzeźnię, czy laboratorium, w którym prowadzi się badania w dziedzinie genetyki, nanotechnologii bądź badania na zwierzętach, niż wśród tych, którzy w życiu nie słyszeli ani nie czytali niczego, z czego mogliby oni wyciągnąć wniosek że aborcja, nanotechnologia, itd. jest czymś szkodliwym bądź złym. Podobnie, jak nie ma wątpliwości, że wśród ludzi przekonanych do poglądu o równej wartości wszelkich istot prędzej znajdą się tacy, którzy w imię obrony prawa tych istot do istnienia posuną się do np. zniszczenia budynku, którego wznoszenie zagraża egzystencji tych istot, niż wśród takich, do których oczu i uszu idee biocentryzmu nigdy nie trafiły. Do ilu złych rzeczy w ludzkich dziejach przyczyniła się sama religia? Oczywiście, nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że tylko do takich czy nawet głównie takich. Ale trzeba też powiedzieć, że niestety również i takich. Palenie i burzenie pogańskich świątyń w starożytności, mordowanie pogańskich kapłanów i nawracanie pogan brutalnymi metodami na chrześcijaństwo, wyprawy krzyżowe, wyczyny inkwizycji, wojny religijne między różnymi odłamami chrześcijaństwa – tych rzeczy nie byłoby bez chrześcijaństwa. Oczywiście nie dlatego, że chrześcijaństwo nakazuje robić tego rodzaju rzeczy – wiemy doskonale, że nie. Jezus zachęcał wszystkich do tego, by się wzajemnie miłowali – nie do tego, by choćby w Jego imię wyrządzali komuś krzywdę, nawet w tak zbożnych celach, jak nawrócenie go na właściwą wiarę. Jednak religia, w tym także religia głosząca takie hasła, jak miłość bliźniego może przyczyniać się do przemocy. Dlaczego? To (generalnie rzecz biorąc) jest dość proste. Jeśli jacyś ludzie wskutek religijnego nauczania zostaną przekonani do (np.) tego, że jedyną drogą do wiecznego zbawiania jest wiara w Chrystusa, czy też przestrzeganie boskich przykazań, a wszystko inne prowadzi do wiecznych męczarni w piekle, to wśród takich ludzi w istocie rzecz muszą pojawić się tacy, którzy za wszelką cenę zachcą chronić dusze innych przed możliwym złym losem – jak w ich odczuciu trzeba, to także przy użyciu przymusu i przemocy. Rzecz jasna, masowa przemoc stosowana w imię religii chrześcijańskiej (czy jakichś odłamów tej religii) już dawno należy do przeszłości. Niemniej jednak, czymś doskonale znanym i zdarzającym się – rzadko, oczywiście – ale jak najbardziej czasem się zdarzającym – są zbrodnie dokonywane w następstwie niezdrowego przejęcia się przez niektórych ludzi jakimiś treściami zawartymi w Piśmie Świętym, czy pewnymi aspektami nauczania Kościoła lub innych instytucji wyznaniowych. W niedawnym tekście wspomniałem np. o niejakim Johnie Liscie, amerykańskim księgowym i nauczycielu w szkółce niedzielnej, który w 1971 r. zamordował swą matkę, żoną i dwójkę dzieci po to, by uratować ich dusze przed pójściem do piekła, gdzie według niego niechybnie by się one znalazły, gdyby nie skrócił ich grzesznego w swym odczuciu życia. Innym osobliwym przypadkiem był John George Haigh, powieszony w 1949 r. brytyjski „wampir”, który ciała swych ofiar rozpuszczał w kadziach z kwasem siarkowym. Ten akurat seryjny morderca po raz pierwszy zaczął marzyć o mordowaniu ludzi i piciu ich krwi podczas Komunii Świętej w anglikańskim kościele, twierdził on też, że żądza krwi po części zainspirowana została u niego medytacjami przed obrazem krwawiącego Chrystusa w anglikańskiej katedrze w Wakefield. Haigh, warto dodać, wywodził się z wyjątkowo surowej, religijnej rodziny należącej do tzw. Plymouth Brethern, protestanckiej sekty, której jednym z rysów był wyjątkowy kult Krwi Chrystusa. Heigh zeznał, że przed każdym dokonanym przez niego zabójstwem miał on serię snów o lesie krwawiących krzyży. Opisał on je tak: „Widziałem las krucyfiksów, które stopniowo zamieniały się w drzewa. Na początku wydawało mi się, że widzę rosę lub deszcz spływający z gałęzi. Ale kiedy podszedłem bliżej, wiedziałem, że to krew. Nagle cały las zaczął się kręcić, a drzewa spłynęły krwią. Krew spływała z pni. Z gałęzi spływała krew, cała czerwona i błyszcząca. Czułem się słaby i wydawało mi się, że zemdlałem. Widziałem człowieka chodzącego po drzewach, zbierając krew. Kiedy kubek, który trzymał w ręku, był pełny, podszedł do mnie i powiedział „pij”. Ale byłem sparaliżowany. Sen zniknął. Ale nadal czułem się słabo i z całej siły wyciągałem się w kierunku kielicha”.
Tego, czy sny o krwawiących krucyfiksach pobudzały Haigh’a do mordowania ludzi nie da się oczywiście z całkowitą pewnością stwierdzić, jako, że nawet obecnie nie ma możliwości udowodnienia tego, co się komu śniło – a co dopiero w 1949 r. Zakładając jednak, że sny te w jakiejś mierze inspirowały go do popełniania zbrodni warto zauważyć, że takich akurat snów Haigh raczej by nie miał bez wpływu na niego chrześcijańskiej ikonografiki i przekazów o męczeńskiej śmierci Jezusa na krzyżu.
Obsesyjnie religijnym człowiekiem był też stracony na krześle elektrycznym w 1936 r. amerykański pedofil, seryjny morderca i kanibal Albert Fish. Ten akurat zboczeniec i zbrodniarz bez przerwy powtarzał cytaty z Biblii, pomieszane z jego własnymi, też poniekąd całkiem biblijnie brzmiącymi zdaniami, np. „Szczęśliwy ten, kto bierze Twoje dzieci i uderza ich głowami o kamienie”. Miał wizje Chrystusa i aniołów, był pochłonięty myślami na temat oczyszczenia się z niegodziwości i grzechów przez fizyczne cierpienia i składanie ofiar z ludzi. Fish wierzył w to, że Bóg każe mu dręczyć i kastrować małych chłopców. Szczególną obsesją Fish’a była biblijna historia o Abrahamie i Izaaku. Fish uważał, że podobne poświęcenie chłopca, jak niedoszłe poświęcenie Izaaka przez Abrahama będzie pokutą za jego grzechy, a jeśli czyn byłby zły, to Bóg powstrzymałby go, tak jak powstrzymał Abrahama przez zabiciem Izaaka.
Inny seryjny zabójca, działający pod koniec lat 50. w zachodnich Niemczech Heinrich Pommerenke wpadł w morderczy szał po tym, jak w kinie w Karlsruhe zobaczył film „Dziesięcioro Przykazań” (USA, 1956), a w nim scenę przedstawiającą taniec lekko ubranych żydowskich kobiet wokół Złotego Cielca – pod wpływem tego obrazu pojął on nagle, że kobiety są źródłem wszelkiego zła na świecie, a jego misją jest ich karanie i zabijanie.
Jak widać w oparciu o powyższe przykłady (które oczywiście można byłoby mnożyć) religia na niektórych ludzi może mieć naprawdę niebezpieczny i zły wpływ. Nikt zdrowo myślący nie uważa oczywiście, że John List, George Haigh, Albert Fish czy Heinrich Pommerenke właściwie odczytywali treści zawarte w Biblii, czy w nauczaniu religijnych instytucji. Nie sposób byłoby też twierdzić, że to tylko przekazy o religijnym charakterze miały wpływ na tych osobników i że wyłącznie one przyczyniły się do dokonania przez nich takich czy innych zbrodni. Nigdy nie jest tak, że na czyjeś postępowanie działa wyłącznie jakiś jeden czynnik. Niemniej jednak, trudno byłoby też twierdzić, że przekazy o religijnym charakterze nie miały żadnego wpływu na myśli i emocje wspomnianych osób – i w konsekwencji na to, co osoby te zrobiły.
Jeśli więc jakieś treści powinny być zakazane z tego powodu, że mogą one niebezpiecznie wpłynąć na niektórych ludzi, to treści zawarte w Biblii byłyby na pewno na jednym z pierwszych miejsc. To samo można oczywiście byłoby powiedzieć o treściach zawartych w islamskim Koranie. Tak się składa, że niedawno przejrzałem cały Koran od początku do końca. Co można powiedzieć o księdze będącej podstawą wiary muzułmanów? Otóż, trzeba powiedzieć o niej np. taką rzecz, że niewiele w niej jest wezwań do zabijania, jak to określają islamscy fanatycy „niewiernych”. Lecz niemal od samego początku zaczyna się w nim – kolokwialnie tak to można określić – „jazda” na tych, którzy nie wierzą w Allacha bądź wierzą w niego niewłaściwie. Czytelnicy Koranu nader często straszeni są karą boską i piekłem. Wpływ treści zawartych w Koranie nie musi oczywiście kogokolwiek przywieść do zbrodni – nie musi mieć w ogóle realnego wpływu – ja np. całkiem dokładnie przejrzałem Koran… i nie zamierzam przejść z katolicyzmu na islam. Ale zdarzające się czasem twierdzenia, że islamski terroryzm nie ma nic wspólnego z islamem są nieprawdziwe. Skąd to wiadomo? Otóż choćby stąd, że sprawcy dokonywanych w imię islamu aktów terroru uzasadniają swoje czyny odpowiednimi cytatami z Koranu oraz z Hadisów – czyli opisów czynów Mahometa. Jak stwierdził Ibn Warraq „Ideologia, którą kierują się terroryści opiera się na religii i wywodzi się z islamu i jego świętych tekstów, tzn. Koranu, hadisów, sunny i historii wczesnego kalifatu”. Z kolei według Jeana Alcadera „Islam jest walką religijną przeciwko wszystkim, którzy mówią, że istnieje inny Bóg niż Allach, islam jest ciągłą obroną Allacha!”. To poczucie konieczności walki w obronie Allacha i ustanowionych przez niego praw popycha niektórych muzułmanów do dokonywania aktów terroru. Lecz publikowanie tekstów, na których opierają się wierzenia i przekonania muzułmanów, tj. Koranu i Hadisów nie jest jednak zakazane i – w najlepszym wypadku – niewielu ludzi domaga się tego, by było.
I warto zauważyć jeszcze jedną rzecz: taką mianowicie, że – jak stwierdzono w opublikowanym w 2011 r. międzynarodowym badaniu przeprowadzonym przez amerykański instytut Pew Research Center – kraje, które egzekwują przepisy przeciwko wypowiedziom obrażającym religię mają zazwyczaj znacząco wyższy poziom społecznej przemocy na tle występujących w nich różnic wyznaniowych, niż te, które tego nie robią. Stwierdzenie to dotyczyło w pierwszym rzędzie państw, w których znaczny procent ludności wyznaje islam, lecz nie ma powodu do tego, by uważać, że nie jest ono słuszne w takich np. krajach, gdzie dominującą religią jest chrześcijaństwo. I prawidłowość, o którą tu chodzi jest szersza: jak można przeczytać w artykule Jacoba Mchangamy „Data about Free Speech and Violence” pewne badanie z 2016 r. wykazało, że tylko w byłych państwach autorytarnych częściowa liberalizacja wolności słowa zwiększa prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego, podczas gdy konflikt zbrojny jest najmniej prawdopodobny w liberalnych demokracjach z silną ochroną wolności słowa.
Najogólniej rzecz biorąc można zatem powiedzieć, że omówione tu pomysły „Solidarnej Polski” – gdyby stały się prawem i weszłyby w życie – nic by dobrego nie dały. Co mogłyby one spowodować, to wzrost resentymentów wobec (przede wszystkim) Kościoła Katolickiego, który powszechnie postrzegany byłby jako główny beneficjent, jeśli nie instygator (jeszcze większego, niż ma to miejsce obecnie) ograniczenia wolności słowa. Mogą też one stać się precedensem do jeszcze większego ograniczenia swobody wypowiedzi. Owo rozszerzenie ograniczeń wolności słowa mogłoby – hipotetycznie rzecz biorąc – pójść w dwóch kierunkach. Jednym mogłoby być objęcie ochroną przez publicznym „lżeniem i wyszydzaniem” nie tylko dogmatów, ale także po prostu wierzeń religijnych, jak to było w przewidziane w kodeksie karnym z 1932 r. Albo też zakazanie „publicznego bluźnienia Bogu” – art. 172 k.k. z 1932 r. przewidywał za to karę do 5 lat więzienia. Mogłoby ono jednak pójść również w kierunku rozszerzenia zakazu lżenia i wyszydzania także na ideologie świeckie, oraz głoszące je organizacje. „Solidarna Polska” być może nawet niechcący zasygnalizowała w swym projekcie istnienie wzorca dla tego rodzaju rozwiązania, wspominając w nim o art. 166 kodeksu karnego RFN. Ten akurat przepis – zatytułowany „Znieważanie wierzeń religijnych oraz wspólnot religijnych i ideologicznych” – przewiduje, że:
1) Kto publicznie lub przez rozpowszechnianie materiału (art. 11 ust. 3) znieważa cudzą religię lub ideologię w sposób odpowiedni do spowodowania zakłócenia spokoju publicznego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 albo grzywnie.
2) Tej samej karze podlega ten, kto publicznie lub przez rozpowszechnianie materiałów (art. 11 ust. 3) znieważa kościół lub inną wspólnotę wyznaniową lub ideologiczną w Niemczech albo jej instytucje lub zwyczaje w sposób odpowiedni do spowodowania zakłócenia spokoju publicznego.
Warto przy okazji zauważyć, że w Polsce były już przedstawiane pomysły, by przekonania o charakterze świeckim chronić za pomocą prawa karnego na równi z uczuciami religijnymi… jeśli nawet w istocie rzeczy nie bardziej. I tak np. „Twój Ruch” Janusza Palikota w 2014 r. wniósł do Sejmu projekt ustawy, na mocy której do kodeksu karnego miałby zostać dodany art. 196a, stanowiący ten, kto „obraża publicznie przekonania światopoglądowe innych osób” podlega takiej samej karze, jak za obrazę uczuć religijnych, tzn. grzywnie, karze ograniczenia wolności, lub pozbawienia wolności do lat 2. Projekt ten – warto dodać – został przez (dawno swoją drogą nieistniejący) „Twój Ruch” wycofany i zastąpiony projektem całkowitego wykreślenia art. 196 z kodeksu karnego. Tego rodzaju pomysł – podobnie, jak np. pomysł przedstawiony niegdyś przez Polskie Towarzystwo Racjonalistów, które zaproponowało wprowadzenie do kodeksu karnego przepisu przewidującego karę (o ile pamiętam, do roku więzienia) dla kogoś, kto „w celu obrazy przekonań religijnych lub filozoficznych innych osób znieważa publicznie treść tych przekonań” – może się jednak pojawić ponownie, jeśli art. 196 k.k. zostanie zmieniony tak, jak chce tego partia Zbigniewa Ziobry. Jest to też jeden z powodów do odrzucenia pomysłów, o których była w tym tekście mowa.
Przypisy:
1. Tak swoją drogą, zastanawiam się, na czym może polegać przestępstwo publicznego znieważania miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych. W praktyce, o ile wiem, zawsze chodzi o jakieś zachowanie fizycznie dotykające takiego miejsca – takie np. jak wykonanie jakichś obraźliwych napisów na budynku kościoła. Może jednak za takie przestępstwo zostać uznane jakieś obraźliwe wypowiadanie się o takim czy innym miejscu przeznaczonym do publicznego sprawowania obrzędów religijnych? Nie zetknąłem się nigdy z informacją, by ktoś był za coś takiego sądzony, ale – na mój rozum – taką interpretację pojęcia znieważenia miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych można sobie wyobrazić.
2. Myślę, że nie jest czymś od rzeczy zadanie pytania o to, czy czyny zakazane przez przepisy rozdziału kodeksu karnego „Przestępstwa przeciwko wolności sumienia i wyznania” rzeczywiście naruszają wolność sumienia i wyznania. Moim zdaniem, o ile tak jest w przypadku takich czynów, jak zakłócanie nabożeństw, czy uroczystości żałobnych, to nie jest tak w przypadku znanego obecnemu kodeksowi karnemu przestępstwa „obrazy uczuć religijnych” czy publicznego lżenia bądź wyszydzania kościołów lub związków wyznaniowych, ich dogmatów lub obrzędów – czego chce zabronić „Solidarna Polska”. Jeśli bowiem ktoś zakłóca np. przebieg nabożeństwa, to – można twierdzić – narusza on wolność religijną obecnych na nim ludzi. Wolność religijna niewątpliwie obejmuje prawo sprawowania nabożeństw oraz uczestniczenia w nich, zaś prawo do uczestnictwa w nabożeństwach niewątpliwie oznacza prawo do uczestniczenia w nich w sposób niezakłócony. Jednak to, że ktoś opublikuje tekst obrażający jakieś świętości nie pozbawia nikogo wolności sumienia i wyznania. To nie znaczy, że nikt pod wpływem takiego tekstu nie może poczuć się źle – oczywiście, ludzie mogą uznać, że ich obiekt kultu został znieważony i poczuć w związku z tym, że ich uczucia religijne zostały obrażone. Tyle tylko, że krzywda, o jakiej można w takim przypadku mówić nie jest równoznaczna z naruszeniem wolności sumienia i wyznania takich osób. Jakkolwiek bowiem takie osoby nie poczułyby się dotknięte jakąś wypowiedzią lub jakimś zachowaniem mogą one dalej wierzyć, albo nie wierzyć w co tylko chcą, chodzić do kościoła bądź nie chodzić – „obraza uczuć religijnych” nie zmniejsza ich wolności ani w jednym, ani w drugim zakresie. Dlatego też nazywanie przestępstwa „obrazy uczuć religijnych” – czy to w wersji obecnej, czy w wersji wysmażonej przez ziobrystów – przestępstwem przeciwko wolności sumienia i wyznania jest, moim zdaniem, nieuczciwe. Warto zauważyć, że rozdział kodeksu karnego z 1932 r. w którym znajdowały się przestępstwa „publicznego bluźnienia Bogu” oraz publicznego lżenia i wyszydzania religii nosił tytuł „Przestępstwa przeciwko uczuciom religijnym”. Aczkolwiek w żadnym wypadku nie jestem zwolennikiem przywrócenia karalności czynów, o których była mowa we wspomnianych w tym tekście przepisach k.k. z 1932 r. to myślę jednak, że nazwanie tych przestępstw „przestępstwami przeciwko uczuciom religijnym” było bardziej adekwatne w odniesieniu do wyrządzanych przez nie szkód, gdyż mówienie o tym, że przestępstwo tego rodzaju, co publiczne lżenie lub wyszydzanie jakiegoś związku wyznaniowego, jego dogmatów, obrzędów czy w ogóle świętości jest przestępstwem przeciwko wolności sumienia i wyznania – która to wolność polega na możliwości wyznawania i praktykowania jakiejkolwiek religii, bądź niewyznawania i niepraktykowania żadnej religii – jest po prostu nadużyciem.
3. Zakazy wypowiedzi określanych zazwyczaj mianem „mowy nienawiści” nie są skuteczną metodą przeciwdziałania problemom, którym zakazy takie z założenia miałyby zapobiegać – a więc np. przemocy przeciwko ludziom należącym do mniejszości narodowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych czy jeszcze innych – np. osobom LGBT. Można to sobie uświadomić, jeśli porówna się liczby „przestępstw z nienawiści” przypadające na określoną liczbę mieszkańców danego kraju w USA, gdzie „mowa nienawiści” – poza bardzo jej szczególnymi, rzadko zdarzającymi się przypadkami, takimi, jak bezpośrednio niebezpieczne w konkretnym przypadku podburzenie do niezwłocznego popełnienia przestępstwa, skierowane do konkretnych osób bądź ich niewielkich grup groźby użycia przemocy, uporczywe, werbalne dręczenie konkretnych ludzi, czy kierowane twarzą w twarz do konkretnych osób wyzwiska, które mogą sprowokować te osoby do gwałtownej reakcji jest chroniona przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji (poniekąd, wspomniane powyżej konstytucyjnie niechronione rodzaje wypowiedzi też nie mogą być karane w jakiś szczególny sposób z tego powodu, że mają one charakter np. rasistowski czy homofobiczny) i w krajach europejskich, w których za „nawoływanie do nienawiści” przeciwko grupom rasowym, narodowym, religijnym czy też np. osobom LGBT, bądź za znieważanie, poniżanie, zniesławianie etc. takich grup można nawet trafić do więzienia. Niedawno, na podstawie danych przedstawionych na stronie OBWE poświęconej „przestępstwom z nienawiści” policzyłem, ile przestępstw z nienawiści tego rodzaju, co fizyczne ataki na osoby, przypadki zniszczenia czyjegoś mienia oraz przypadki zastraszania z powodu przynależności narodowej, rasowej, religijnej czy zaliczania się do osób LGBT przypadało w 2020 r. – ostatnim, z którego pochodziły dostępne dane - w takich krajach, jak Austria (w tym przypadku w 2021 r. - zrobiłem stosowną poprawkę do tekstu, gdyż dane dotyczące liczby „hate crimes” w Austrii do 2020 r. były ewidentnie nierzetelne), Finlandia, Francja, Holandia, Kanada, Niemcy, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone na statystyczny milion mieszkańców tych krajów. Wyliczenie to w poszczególnych kategoriach „hate crimes” wyszło następująco:
Fizyczne ataki na ludzi: Austria – 88,32, Finlandia - 60,51, Francja – 10,49, Holandia – 40,08, Niemcy – 13,29, Kanada – 13,52, Francja – 10,49, Norwegia – 25,20, Szwecja 29,17, Wielka Brytania (Anglia i Walia) – 713, USA – 10,76
Ataki na własność: Austria – 140,24, Finlandia – 20, 43, Francja 3,02, Holandia – 22,48, Kanada – 30,91, Niemcy – 13,61, Norwegia – 5,743, Szwecja – 18,07, Wielka Brytania – 93,83, USA – 8,94
Groźby i grożące zachowania: Austria – 74,14, Finlandia – 35,62, Francja – 27,33, Holandia – 47,74, Kanada – 13,31, Niemcy – 6,73, Norwegia – zakłócenia spokoju – 21,38, Szwecja – 48,99, USA – 11,96
Jakkolwiek na podstawie przedstawionych powyżej danych nie można powiedzieć, że przypadające na milion mieszkańców USA w 2020 r. liczby „hate crimes” były koniecznie niższe, niż w pozostałych wspomnianych przeze mnie krajach – wziąłem pod uwagę akurat te kraje z trzech powodów: po pierwsze, są to kraje, które w przeciwieństwie do USA zabraniają „mowy nienawiści”, po drugie, są to kraje podobnie jak USA wielorasowe, wielonarodowościowe i wielokulturowe i po trzecie z danych dostępnych w Internecie można dowiedzieć się czegoś o liczbach odnotowywanych w tych krajach „przestępstw z nienawiści” – to jednak zaliczały się one do jednych z niższych w tym zestawieniu. I tak np. – jeśli wierzyć danym dostępnym na stronie OBWE – motywowanych nienawiścią wobec jakichś grup osób fizycznych ataków na ludzi nieco mniej, niż w USA na milion mieszkańców przypadało w 2020 r. we Francji – choć była to różnica minimalna. W pozostałych krajach na milion mieszkańców tego rodzaju przestępstw z nienawiści było więcej, niż w USA – przy czym w Wielkiej Brytanii (a właściwie w Anglii i w Walii) ponad 66 razy. Jeśli chodzi o motywowane nienawiścią wobec jakichś grup przestępstwa przeciwko własności, to mniej, niż w USA – na milion mieszkańców – było ich w 2020 r. we Francji i w Norwegii – lecz w pozostałych krajach na wspomnianą liczbę ludności przestępstw takich przypadało więcej, niż w Stanach Zjednoczonych. Podobnie, jeśli chodzi o groźby i grożące zachowania (stanowiące przestępstwa z nienawiści) to mniej w 2020 r. przypadało ich na milion mieszkańców w Niemczech – we wszystkich pozostałych ze wspomnianych krajów przestępstw takich było – per capita – więcej, niż w USA.
Jeszcze bardziej uderzające jest porównanie liczb przestępstw o charakterze antysemickim we wspomnianych krajach. Nie będą tu bardziej szczegółowo o tym pisał (pisałem o tym w niedawno opublikowanym tekście), ale warto wspomnieć np. o tym, że w Niemczech – kraju mającym blisko 4 razy mniejszą niż USA ludność i prawie 50 razy mniej Żydów liczba motywowanych antysemityzmem aktów przemocy przeciwko osobom wynosiła ponad połowę liczby takich przestępstw stwierdzonych w 2020 r. w USA – a możliwe, że była od niej większa.
Jak wygląda podobne do wcześniejszego porównanie przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ w USA – gdzie „mowa nienawiści” - w tym także przeciwko tej kategorii osób - nie jest prawnie zakazana i w tych krajach, gdzie jest ona karalna? Robiąc takie porównanie można wyjść z założenia, że odsetek osób LGBT+ w każdej odpowiednio dużej społeczności jest z grubsza rzecz biorąc taki sam – co nie jest oczywiście prawdą w odniesieniu do np. liczby żyjących w poszczególnych krajach członków takich czy innych grup narodowościowych, etnicznych, bądź religijnych, które mogą być bardzo różne.
Jak jednak takie porównania, jeśli chodzi o różne kraje, wypadają? Jak wynika z danych przedstawionych na stronie OBWE w 2020 r. w USA odnotowano 2479 „przestępstw z nienawiści” przeciwko osobom homoseksualnym, biseksualnym, transpłciowym, bądź interpłciowym, wśród których były 744 fizyczne ataki na osoby, 13 zabójstw, 7 napaści seksualnych, 154 kradzieże i rozboje, 199 przypadków zniszczenia własności, 9 podpaleń, 1314 przypadków gróźb i grożących zachowań oraz 39 przestępstw „nieokreślonych”. Biorąc pod uwagę, że w 2020 r. ludność USA wynosiła 329,5 mln osób można policzyć, że na milion mieszkańców tego kraju przypadało wówczas 2,32 przypadki przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ o charakterze fizycznych napaści na osoby, 1,1 skierowanych przeciwko takim osobom przestępstw przeciwko własności (uznanych za „hate crimes”) i 3,99 wymierzonych przeciwko takim osobom gróźb i grożących zachowań. Z kolei w Niemczech według oficjalnych policyjnych danych takich, jak wspomniane powyżej przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ odnotowano 191 – było wśród nich 109 fizycznych napaści na osoby, 6 przypadków kradzieży i rozbojów, 35 przypadków zniszczenia własności oraz 41 przypadków gróźb i grożących zachowań. Ponieważ ludność Niemiec w 2020 r. liczyła 83,24 mln osób można policzyć, że na milion mieszkańców tego kraju przypadało w 2020 r. 1,31 fizycznych ataków na osoby z powodu ich orientacji seksualnej, bądź trans czy interpłciowości, oraz po 0,49 przypadków przestępstw przeciwko własności oraz gróźb na szkodę takich osób (uznanych za przestępstwa z nienawiści). Te liczby zdają się sugerować, że przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ jest w Niemczech per capita cokolwiek mniej, niż w USA. Lecz warto jednak zwrócić uwagę na to, że według przedstawionych na stronie OBWE danych nieoficjalnych, w 2020 r. miało w Niemczech miejsce nie 109, ale 263 fizyczne napaści na osoby z powodu ich orientacji seksualnej, lub trans bądź interpłciowości. Zakładając, że było ich tyle, można policzyć, że na milion mieszkańców Niemiec w 2020 r. przypadało 3,16 tego rodzaju przestępstw przeciwko osobom LGBT+ – 1,36 razy więcej, niż przypadało wówczas na milion mieszkańców USA.
Jak jest jeszcze gdzie indziej? We Francji, według danych, z którymi można się zapoznać na stronie OBWE w 2020 r. odnotowano 1063 przestępstwa z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ – było wśród nich 419 fizycznych napaści na osoby, 39 napaści o charakterze seksualnym, 113 przypadków podżegania do przemocy (które nie jest wliczane do statystyk „hate crimes” w USA – chyba, że ewentualnie jako jedno z przestępstw „nieokreślonych”) i 426 przypadków gróźb i grożących zachowań. Biorąc pod uwagę, że ludność Francji w 2020 r. wynosiła 67,39 mln osób można policzyć, że przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ o charakterze fizycznych na osoby było wówczas 6,80 – niemal 3 razy więcej, niż w USA. Gróźb i grożących zachowań przeciwko takim osobom z powodu ich np. orientacji seksualnej było na milion mieszkańców Francji w 2020 r. 6,32 – blisko 1,6 razy więcej, niż przestępstw takich przypadało wówczas na milion mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Trochę – ale tylko trochę – mniej na milion mieszkańców Francji w porównaniu do USA przypadało w 2020 r. tych „hate crimes” przeciwko osobom LGBT+, które były wymierzone w ich własność – 0,98 (w USA 1,1).
Z kolei w Holandii – gdzie za publiczne wypowiedzi znieważające osoby o orientacji homoseksualnej (choć także i heteroseksualnej) bądź podżegające do przemocy, dyskryminacji albo nienawiści wobec takich osób można dostać rok więzienia (podobnie, jak we Francji) według raportu na temat danych dotyczących dyskryminacji w tym kraju w 2020 r. odnotowano 282 fizyczne napaści na osoby z powodu ich orientacji seksualnej i 277 przypadków zastraszania takich osób. Ile to daje takich przestępstw na milion mieszkańców? Otóż, 16,17 i 15,88 – a więc – odpowiednio, blisko 7 i blisko 4 razy więcej, niż przypadało ich na milion mieszkańców USA (nie jest dla mnie jasne, ile w Holandii w 2020 r. było przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ o charakterze ataków na własność takich osób, ale warto zauważyć, że w ogóle tego rodzaju „hate crimes” na milion mieszkańców Holandii było w 2020 r. przeszło 2,5 razy więcej, niż na milion mieszkańców USA – przestępstw z nienawiści polegających na fizycznym ataku na osobę było Holandii w 2020 r. 3,72 razy więcej na milion osób, niż w USA, zaś przestępstw polegających na zastraszaniu prawie 4 razy więcej na taką samą liczbę ludności). W Szwecji – gdzie za wypowiedzi wyrażające pogardę wobec takich grup, jak m.in. osoby LGBT+ bądź poniżających takie grupy grożą nawet 4 lata odsiadki odnotowano w 2020 r. 37 przestępstw z nienawiści przeciwko takim osobom o charakterze fizycznej napaści, 25 przypadków zniszczenia własności takich osób z powodu wrogości wobec nich i 79 przypadków grożenia takim osobom. Biorąc pod uwagę, że w Szwecji w 2020 r. mieszkało 10,35 mln ludzi można policzyć, że na statystyczny milion mieszkańców tego kraju przypadało wówczas 3,57 przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ polegających na fizycznej napaści na osobę – 1,54 razy więcej, niż w USA, 2,42 przestępstwa z nienawiści przeciwko takim osobom polegające na ataku na ich mienie – 2,20 razy więcej, niż w USA i 7,63 przestępstw przeciwko osobom LGBT+ polegających na zastraszaniu takich osób – 1,91 razy więcej, niż w USA. W Norwegii, której ludność liczyła w 2019 r. 5,348 mln osób według dostępnych na stronie OBWE danych za ten rok (dane z 2020 r. są niestety skrajnie ogólnikowe) odnotowano 35 przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ polegających na fizycznym zaatakowaniu takich osób, co na statystyczny milion mieszkańców tego kraju daje ich 6,54 – 2,82 razy więcej, niż przestępstw takich przypadało w 2020 r. na milion mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Liczba przestępstw z nienawiści skierowanych bezpośrednio przeciwko mieniu na szkodę wspomnianych osób była w 2020 r. w Norwegii niewielka – przestępstw takich odnotowano 9 – z czego 6 stanowiły przypadki zniszczenia mienia, a 3 kradzieże względnie rozboje (przestępstwa te ujmowane są w statystykach przedstawianych na stronie OBWE wspólnie). Na milion mieszkańców tego małego kraju daje to jednak 1,68 takich przestępstw – zauważalnie więcej, niż w USA (1,1). Z kolei 23 odnotowane w 2020 r. w Norwegii przestępstwa z nienawiści przeciwko takim osobom polegające na stosowaniu gróźb dają 4,3 takie przestępstwa na milion mieszkańców – również nieco więcej, niż w USA. Warto zauważyć, że Norwegia posiada rozciągliwe prawo przeciwko „mowie nienawiści”. Zgodnie z art. 185 tamtejszego kodeksu karnego, każda osoba, która z zamiarem lub rażącym niedbalstwem publicznie wypowiada dyskryminujące lub nienawistne oświadczenie podlega karze grzywny lub więzienia do 3 lat. Pojęcie „oświadczenie” obejmuje użycie symboli. Kto w obecności innych, umyślnie lub z rażącym niedbalstwem, składa takie oświadczenie osobie, której to dotyczy podlega karze grzywny albo więzienia do roku. „Oświadczenie dyskryminujące lub nienawistne” oznacza grożenie lub obrażanie osoby lub promowanie nienawiści, prześladowania lub pogardy dla innej osoby ze względu na jej a) kolor skóry lub pochodzenie narodowe bądź etniczne, b) religię lub postawę życiową, c) orientację homoseksualną, lub d) zmniejszoną zdolność funkcjonowania. W Finlandii – która w 2020 r. liczyła 5,531 mln mieszkańców – i gdzie również istnieje szeroki zakaz „mowy nienawiści” w tym także przeciwko osobom LGBT+ – odnotowano w 2020 r. 21 przestępstw z nienawiści przeciwko osobom wspomnianej grupie osób, z których jedno stanowiło napaść o charakterze seksualnym. Na milion mieszkańców daje to 3,80 takich przestępstw – 1,64 razy więcej, niż w USA. Przestępstw z nienawiści o charakterze ataków na mienie skierowanych przeciwko osobom LGBT odnotowano w Finlandii w 2020 r. 7 – daje to na milion mieszkańców liczbę minimalnie wyższą, niż w przypadku USA (odpowiednio 1,27 i 1,1). 12 przypadków gróźb i grożących zachowań przeciwko osobom LGBT+ z powodu ich orientacji seksualnej czy (np.) transpłciowości daje 2, 17 takich przestępstw na milion mieszkańców Finlandii w 2020 r. – w tym przypadku liczba ta była mniejsza od liczby takich przestępstw przypadającej na milion mieszkańców USA. W Wielkiej Brytanii (a dokładniej mówiąc w Anglii i w Walii) w okresie statystycznym 2019/2010 odnotowano 15 835 przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBT+ z czego przeszło 20% obejmowało przemoc i również ponad 20% zniszczenie czyjejś własności. Na milion mieszkańców Anglii i Walii wspomnianego rodzaju przestępstw z nienawiści przypadało zatem w okresie statystycznym 2019/2020 znacznie ponad 50 – wiele razy więcej, niż w Stanach Zjednoczonych. Weźmy wreszcie Kanadę – która w swym kodeksie karnym posiada przepis, przewidujący karę do 2 lat więzienia za „świadome promowanie nienawiści” wobec określonej grupy, definiowanej jako każda część społeczeństwa, wyróżniająca się kolorem skóry, rasą, religią, pochodzeniem narodowym lub etnicznym, wiekiem, płcią, orientacją seksualną, tożsamością lub ekspresją płciową albo niepełnosprawnością umysłową lub fizyczną. W Kanadzie, która w 2020 r. miała 38,01 mln mieszkańców odnotowano w 2020 r. 72 motywowane nienawiścią fizyczne napaści na osoby LGBT+ oraz 2 zabójstwa. Przestępstw takich na milion mieszkańców było zatem w 2020 r. w Kanadzie 1,95 – a więc nieco mniej, niż w USA (2,32). Podobnie, proporcjonalnie mniej było w 2020 r. w Kanadzie skierowanych przeciwko osobom LGBT+ gróźb – 74 takie przestępstwa dają ich 1,95 na milion mieszkańców – na milion mieszkańców USA przypadało w 2020 r. 3,99 takich przestępstw. Lecz jeśli chodzi o przestępstwa z nienawiści przeciwko mieniu na szkodę osób LGBT+ (83 przypadki zniszczenia własności, 6 kradzieży i/lub rozbojów oraz 3 podpalenia) to na milion mieszkańców Kanady przestępstw takich przypadało w 2020 r. 2,42 – podczas gdy na milion mieszkańców USA 1,1. Jak zatem widać, o ile jest prawdą, że porównanie liczb przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBTI w Stanach Zjednoczonych, gdzie „mowa nienawiści” dotycząca takich osób nie jest prawnie zakazana i w krajach, w których „mowa” taka uznawana jest za przestępstwo nie daje jakiegoś absolutnie czarno – białego obrazu jeśli chodzi o liczby takich przestępstw stwierdzonych w 2020 r. - zdarzało się, że przynajmniej niektórych takich przestępstw w niektórych ze wspomnianych tu krajach było per capita mniej, niż w USA - to jednak przeważający obraz, jaki wyłania się z przeprowadzonych powyżej porównań jest taki, że przestępstw z nienawiści przeciwko osobom LGBTI – tego rodzaju, co fizyczne napaści na osoby, przypadki zniszczenia czyjejś własności czy grożenie komuś przemocą – jest przynajmniej średnio rzecz biorąc – w Stanach Zjednoczonych per capita mniej niż krajach zabraniających „mowy nienawiści”. Chciałbym też zauważyć jeszcze jedną rzecz. Przeglądając swego czasu tekst na temat akceptacji homoseksualizmu w Holandii zauważyłem w tym tekście wykres przedstawiający redukcję negatywnych nastawień wobec homoseksualistów w Holandii. Co z tego wykresu wynikało? Że radykalna zmiana podstaw w tym zakresie nastąpiła w Holandii w latach 70. XX wieku – na długo przed tym, zanim „homofobiczna mowa nienawiści” została w Holandii uznana za przestępstwo (stało się to, o ile mi wiadomo, w 1992 r. – zakaz takiej „mowy” oraz prawdopodobnie rzeczywiście duża akceptacja społeczna wobec homoseksualistów nie przeszkadza, jak widać na podstawie tego, co zostało tu powiedziane, sporej – wyraźnie większej, niż ma to miejsce w USA, gdzie „mowa nienawiści” nie jest karalna – liczbie przestępstw z nienawiści przeciwko takim osobom). Wniosek, jaki w rozsądny sposób można wysnuć z przedstawionych tu danych jest taki, że zakaz „mowy nienawiści” przeciwko osobom LGBTI nie zwiększy bezpieczeństwa takich osób (podobnie, jak bezpieczeństwa nie zwiększają zakazy „mowy nienawiści” jako takie w ogóle) i w związku z tym nie jest on potrzebny.