Wersja PDF

Bartłomiej Kozłowski

A propos wyroku w sprawie Mariusza Dzierżawskiego i „homofobusa”

 

Artykuł 212 § 1 kodeksu karnego, będący poniekąd najczęściej krytykowanym przepisem tego kodeksu z racji naruszania przez niego wolności słowa, (1) przewiduje karę grzywny albo ograniczenia wolności dla kogoś, kto „pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności”. § 2 tego samego artykułu przewiduje, że jeśli ktoś popełni przestępstwo określone w jego § 1 za pomocą środków masowego komunikowania, to może on zostać skazany na grzywnę, karę ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku. A dodatkowo, zarówno za przestępstwo z art. 212 § 1 jak i za przestępstwo z art. 212 § 2 sąd, zgodnie z art. 212 § 3 może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.

Przestępstwo z art. 212 k.k. (będące zasadniczo rzecz biorąc przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego) może więc, jak widać, polegać na pomówieniu o postępowanie mogące poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności zarówno jakiejś konkretnej osoby, jak i grupy osób (a także instytucji, osoby prawnej lub jednostki organizacyjnej niemającej osobowości prawnej). Co jednak może stanowić „grupę osób” za której pomówienie można – w przypadku, gdy pomówienie to nastąpiło za pomocą środków masowego komunikowania – a więc np. Internetu (z wyjątkiem czysto prywatnych kanałów komunikacji w tym medium) – trafić nawet na rok za kraty? Odpowiadając na to pytanie na przysłowiowy zdrowy chłopski rozum można powiedzieć, że pod pojęciem tym z pewnością należy rozumieć np. grupę jakichś kilku ludzi, których niewątpliwie można – potencjalnie rzecz biorąc – pomówić o jakieś przestępcze czy nieetyczne zachowanie, narażając te osoby na poniżenie w opinii publicznej lub utratę zaufania potrzebnego dla jakiegoś stanowiska, zawodu bądź rodzaju działalności.

Czy „grupę osób” o której jest mowa w art. 212 § 1 k.k. może stanowić jakaś większa, czy nawet nieporównywalnie większa grupa ludzka – taka, jak np. wszystkie osoby LGBT+? Nie jest to jak dla mnie – na mój rozum – oczywiste. Lecz coś właśnie takiego uznał Sąd Okręgowy w Gdańsku, który – podtrzymując wyrok Sądu Rejonowego – prawomocnie skazał prezesa fundacji „Pro-Prawo do Życia” Mariusza Dzierżawskiego na rok ograniczenia wolności w wymiarze 20 godzin prac społecznych miesięcznie, przeproszenie oskarżycieli prywatnych i stowarzyszenia Tolerado, zapłatę nawiązki na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej w wysokości 15 tys. zł oraz pokrycie kosztów sądowych za to, że ten wysłał na ulice Trójmiasta tzw. homofobus, czyli furgonetkę zaopatrzoną w głośnik i epatującą hasła szkalujące gejów i lesbijki.

Występujący w obronie Mariusza Dzierżawskiego przed sądem przedstawiciele  stowarzyszenia „Ordo Iuris” argumentowali, że określone w art. 212 przestępstwo pomówienia następuje wtedy, kiedy pomawia się jedną, dwie lub trzy ściśle określone osoby z imienia i nazwiska, lecz nie wówczas, kiedy pomówienie dotyczy tak szerokiej grupy ludzi, jak np. osoby LGBT+. (2) Sąd się jednak z tym nie zgodził. Jak w ustnym uzasadnieniu wyroku stwierdził sędzia Mariusz Kazimierczak „Taki pogląd w ocenie sądu jest nieuzasadniony, ponieważ czyniłoby to w istocie ochronę prawną osób iluzoryczną. Komunikat oskarżonego dotyczy bowiem nie jakiegoś abstrakcyjnego bytu, ale grup faktycznie istniejących, żyjących osób. W ocenie sądu jest to grupa ściśle zdefiniowana przez konkretne cechy i nie ma tutaj znaczenia, że nie da się ustalić konkretnej liczby członków tej grupy. To nie jest organizacja taka jak partia polityczna, gdzie można złożyć deklarację, zapisać się, dostać legitymacji i ustalić, jaka jest ilość tych członków. To jest grupa, do której przynależność deklaruje bardzo wiele osób, którą sąd uznaje za wieloelementowy zbiór konkretnych osób o konkretnych cechach związanych z deklarowaną orientacją seksualną. I jeżeli określona teza dotyczy wszystkich członków tej grupy, to w ocenie sądu okręgowego każdy z nich może poczuć się dotknięty i każdy z nich może domagać się ochrony swoich praw”. Sędzia Kazimierczak wskazał też, że cała akcja z homofobusami, która odbywała się w Gdańsku w latach 2019-21, oparta była na kłamliwych tezach, które nie są poparte badaniami naukowymi. Odwołał się przy tym do raportu Państwowej Komisji do spraw Pedofilii, a także do opinii Towarzystwa Seksuologicznego, które przeczyły tezom używanym przez fundację oskarżonego. Zdaniem sędziego działania Dzierżawskiego stanowiły naruszenie wolności wypowiedzi i były przejawem mowy nienawiści.

Jak mówił sędzia Kazimierczak uzasadniając wyrok skazujący Mariusza Dzierżawskiego za zorganizowanie akcji „homofobusów” „Dane, które są zawarte w tych raportach, są całkowicie sprzeczne z tezami głoszonymi przez oskarżonego. Na przykład z tezą o tym, że czyny pedofilskie zdarzają się u homoseksualistów dwadzieścia razy częściej. Dane liczbowe zgromadzone przez tę komisję przeczą tym tezom”. Odwołał się także do stanowiska Zarządu Głównego Towarzystwa Seksuologicznego, w którym zostało powiedziane, że „Przypisywanie osobom homoseksualnym szczególnej – w porównaniu do heteroseksualnych – skłonności do seksualnego wykorzystania dzieci stanowi nieuprawnione nadużycie, a rozpowszechnianie skojarzenia między homoseksualnością a pedofilią jest domeną ludzi nieświadomych i niekompetentnych, bądź też uprzedzonych do ludzi homoseksualnych i sprzeciwiających się prawom obywatelskim tych osób”. Stwierdził też, że „W ocenie sądu nie ma żadnych rzetelnych badań naukowych potwierdzających tezy głoszone przez oskarżonego. Sąd doszedł do wniosku, że miały one razić, miały prowadzić do podziałów i antagonizmów społecznych. Słowa te prowadziły do stygmatyzacji, agresji, chęci wyeliminowania tych osób ze społeczeństwa, stanowiły więc przykład mowy nienawiści przekraczający granice dopuszczalnej krytyki czy wolności słowa”.

Wyrok, o którym była powyżej mowa wywołał prawdziwy entuzjazm użytkowników internetowego forum związanego z portalem Wyborcza.pl. „Nareszcie! Długa droga do sprawiedliwości”, „Patologiczny homofob...” , „No i bardzo dobrze sąd orzekł”, „Dzierżawski powinien 20 godzin w miesiącu chodzić z puszką i zbierać kasę na organizacje LGBT+”, „Zbyt łagodny wyrok. Powinien być minimum dwa razy większy i bardziej nagłośniony”, „Ważne, by kara była dotkliwa, bo działanie na szkodę innych ludzi jest niedopuszczalne w cywilizowanym kraju” – takie komentarze można przeczytać pod zamieszczonym na stronie internetowej „Gazety Wyborczej” artykułem na temat wspomnianego tu wyroku.

Jak widać, wyrok skazujący Mariusza Dzierżawskiego za „homofobus” spodobał się tym, którzy czytają stronę Wyborcza.pl (poniekąd, należę do nich). Lecz tym się od zapewne większości ze wspomnianych osób różnię (piszę „większości” gdyż przypuszczalna większość osób czytających teksty umieszczone na portalu Wyborcza.pl nie komentuje ich, a pod wspomnianym tekstem, umieszczonym na trójmiejskiej części tego portalu jest tylko 19 komentarzy), że mi akurat ten wyrok się nie podoba. I to bardzo zdecydowanie.

Dlaczego? Otóż, przede wszystkim z powodu jego potencjalnie możliwych konsekwencji dla całokształtu swobody wypowiedzi w Polsce.

Z jakiego powodu ten wyrok – zwłaszcza, jeśli np. zostanie zatwierdzony przez Sąd Najwyższy w przypadku wniesienia przez Mariusza Dzierżawskiego (i przegrania) kasacji może mieć szkodliwy wpływ na zakres wolności słowa w naszym kraju? Otóż, z powodu dwóch rzeczy, które wynikają z tego wyroku. Pierwszą z nich jest to, że przestępstwo pomówienia grupy osób, o którym jest mowa w art. 212 k.k. może dotyczyć nie tylko np. jakichś kilku wyraźnie określonych, wskazanych z imienia i nazwiska ludzi, ale także jakiejś wielkiej grupy społecznej – takiej np. jak ogół osób LGBT+. Drugą – nie wypowiedzianą wyraźnie przez sędziego Mariusza Kazimierczaka – lecz w sposób praktycznie oczywisty wynikającą z uzasadnienia wspomnianego wyroku jest to, że przestępstwo z art. 212 k.k. w przypadku, gdy odnosi się ono do grupy osób nie musi polegać na przypisaniu wszystkim członkom tej grupy jakiegoś postępowania czy też właściwości, które mogą ich poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla jakichś stanowisk, zawodów lub rodzajów działalności, ale może polegać na przypisaniu takiego postępowania czy też takich właściwości jakiejś znacznej części osób należących do takiej grupy. Znacznej – to nie znaczy jeszcze, że przeważającej, tylko że – można tak chyba powiedzieć - względnie dużej. Coś dokładnie takiego wynika bowiem z uznania przez sędziego Kazimierczaka za przestępstwo głoszenia za pomocą „homofobusa” twierdzeń, że czyny pedofilskie zdarzają się u homoseksualistów dwadzieścia razy częściej, niż w przypadku osób o orientacji heteroseksualnej. Jak łatwo można zauważyć, sędzia Kaźmierczak skazał Mariusza Dzierżawskiego za wypowiedzenie (załóżmy dla dobra argumentacji, że kłamliwego i potencjalnie szkodliwego) twierdzenia, które nie odnosiło się do wszystkich osób LGBT+, lecz – powiedzmy, do jakiejś względnie dużej ich – w porównaniu z osobami heteroseksualnymi – części. Bo ze stwierdzenia, że czyny pedofilskie zdarzają się u homoseksualistów dwadzieścia razy częściej, niż w przypadku osób o orientacji heteroseksualnej nie wynika nie tylko to, że wszyscy homoseksualiści są pedofilami (która to teza dla każdego zdrowo myślącego człowieka byłaby bzdurna), lecz nie wynika z niego także to, że jakaś naprawdę bardzo duża część homoseksualistów dopuszcza się aktów pedofilskich. (3)

Zastanówmy się teraz nad możliwymi implikacjami tego, co sędzia Kazimierczak orzekł w swoim wyroku. Jak już zostało powiedziane, z wyroku, o którym tu jest mowa wynika, że „grupę osób” której pomówienie o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć członków tej grupy w opinii publicznej lub narazić ich na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności może stanowić przestępstwo z art. 212 § 1 lub 212 § 2 k.k. może stanowić taka grupa, jak np. wszystkie osoby LGBT+. Lecz jeśli tak jest, to grupę taką może stanowić jakakolwiek grupa społeczna. A więc taka, jak np. wszyscy nauczyciele, wszyscy lekarze, wszystkie pielęgniarki, wszyscy policjanci, wszyscy strażnicy więzienni (albo graniczni), wszyscy żołnierze, wszyscy robotnicy, wszyscy górnicy, wszyscy biznesmeni, wszyscy urzędnicy, wszyscy rolnicy, wszyscy mieszkańcy miast (albo jakiegoś konkretnego miasta), wszyscy mieszkańcy wsi, wszyscy bezrobotni, wszyscy żonaci, wszyscy nieżonaci, wszyscy starzy kawalerowie, albo wszystkie stare panny, wszystkie teściowe, wszyscy bruneci (i brunetki), wszyscy blondyni (i blondynki), wszyscy łysi, wszyscy grubi, wszyscy chudzi, wszyscy aktorzy, wszyscy muzycy, wszyscy dziennikarze, wszyscy członkowie jakiejś partii politycznej, czy nawet wszyscy zwolennicy jakiejś partii, wszyscy biorący udział w wyborach, wszyscy niebiorący udziału w wyborach, wszyscy ludzie z jakimś określonym wykształceniem, wszyscy ludzie bogaci, wszyscy ludzie biedni, wszystkie osoby należące do takich czy innych subkultur młodzieżowych czy nawet taka, jak – powiedzmy – wszyscy alkoholicy czy wszyscy narkomanii, a także np. wszyscy dawni ubecy, esbecy i zomowcy - względnie jakaś część takich osób – np. nie wszyscy nauczyciele, ale wszyscy nauczyciele matematyki. Jeśli rozumowanie sędziego Kaźmierczaka zostałoby zastosowane w sposób konsekwentny, to za pomówienie członków jakiejkolwiek wspomnianej powyżej grupy o „takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ich w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla jakiegoś zawodu, stanowiska lub rodzaju działalności” – nie odnoszące się przy tym do żadnych konkretnych członków takiej grupy (a w każdym razie, nie muszące się wskazywać takich osób jako choć przykładu) będzie można nawet trafić do więzienia, jeśli takie pomówienie zostanie dokonane za pomocą środka masowego komunikowania, a więc np. ogólnodostępnej strony internetowej.

Pomówienie takie, jak wynika z wyroku wydanego przez Sąd Okręgowy w Gdańsku nie musiałoby się też tyczyć wszystkich członków grupy, do której by się odnosiło. Do tego, by jakaś wypowiedź mogła zostać uznana za przestępstwo z art. 212 § 1 lub 212 § 2 wystarczające mogłoby być to, by przypisywała ona jakieś naganne postępowanie lub negatywne właściwości jakiejś powiedzmy, że względnie dużej części członków danej grupy, lecz niekoniecznie wszystkim członkom takiej grupy, czy też np. ich większości.

Wypowiadanie i publikowanie jakichś stwierdzeń mogłoby być traktowane jako przestępstwo z art. 212 k.k. gdyby sądy interpretowały ten przepis tak, jak zinterpretował go sędzia Kazimierczak z Sądu Okręgowego w Gdańsku? Otóż np. takich, jak: „wśród osób wykonujących takie zawody, jak policjant i strażnik więzienny jest wielu ludzi o sadystycznych skłonnościach”. Albo „wśród nauczycieli nader częsta jest negatywna selekcja do zawodu”. Bądź „duża część urzędników widzi przepis, ale nie widzi człowieka”. Czy też „duża część bezrobotnych to ludzie, którym zwyczajnie nie chce się pracować”. Lub „duża część biednych jest wyłącznie winna swojej sytuacji”. Względnie „duża część ludzi bogatych nie dorobiła się majątku w sposób uczciwy”. Albo np. „dużo chłopów to ludzie wyjątkowo pazerni”. Czy też „duża część alkoholików znęca się nad osobami najbliższymi”. Bądź „spora część teściowych faktycznie uprzykrza swym zięciom życie”. Czy też „wśród księży jest dużo więcej pedofili, niż wśród osób świeckich”.

Powyższego rodzaju uogólnienia niekoniecznie są sprawiedliwe, czy też mądre. Ale są to takie rodzaje stwierdzeń, za wypowiadanie czy też publikowanie których ludzi się w Polsce nie karze (w przeciwieństwie do np. stwierdzeń znieważających jakieś grupy narodowe, etniczne, rasowe, czy wyznaniowe bądź nawołujące do nienawiści przeciwko takim grupom, czy też propagujących faszyzm, bądź atakujących w taki czy inny sposób obiekty kultu religijnego). Lecz wypowiadanie takich twierdzeń mogłoby się okazać przestępstwem, gdyby sądy interpretowały art. 212 k.k. w taki sposób, jak zinterpretował go sędzia Kazimierczak – i były przy tym konsekwentne.

Powie ktoś, że stwierdzenia te – czy też przynajmniej niektóre z nich – są zgodne z prawdą i w związku z tym za wypowiadanie takich stwierdzeń nie można byłoby karać. Lecz jeśli się popatrzymy na art. 213 k.k. to możemy całkiem łatwo dojść do wniosku, że prawdziwość takich, jak (przykładowo) powyżej wspomnianych stwierdzeń niekoniecznie musiałaby być powodem do tego, by ich wygłaszanie nie mogło zostać uznane za przestępstwo. To znaczy dokładniej mówiąc, prawdziwość jakiegoś stwierdzenia byłaby zupełną przesłanką jego bezkarności wówczas, gdyby stwierdzenie to padło w warunkach niepublicznych – a więc np. w prywatnej rozmowie pomiędzy dwiema, albo – powiedzmy – kilkoma osobami. To wynika z art. 213 § 1. Lecz warto pamiętać, że również w takiej sytuacji to oskarżony musi udowodnić przed sądem, że to, co powiedział było zgodne z prawdą – a nie oskarżyciel jemu, że kłamał, czy też po prostu się mylił.

Lecz w przypadku powiedzenia czegoś publicznie czy też umieszczenia czegoś np. w Internecie fakt zgodności danego twierdzenia z prawdą i udowodnienie tej prawdziwości przez kogoś, komu z powodu wypowiedzenia czy też upublicznienia takiego twierdzenia został wytoczony proces o przestępstwo z art. 212 k.k. nie musiałby być dla sądu powodem do tego, by go uniewinnić. Przyjrzyjmy tu się bowiem fragmentowi art. 213 § 2 k.k.: „Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut: 1) dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub 2) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu”. (4)

Wypowiedzi, o których była tu wcześniej mowa nie dotyczą postępowania jakichś konkretnych osób pełniących funkcje publiczne. Zakładając zatem, zgodnie z rozumowaniem sędziego Kazimierczaka (konsekwentnie zastosowanym), że wypowiedzi takie potencjalnie mogą stanowić przestępstwo z art. 212 k.k. wspomnianego powyżej rodzaju wypowiedzi nie mogłyby zostać uznane za przestępstwo pod dwoma, łącznie spełnionymi warunkami: po pierwsze, takim, że ktoś oskarżony z powodu jakiejś tego typu wypowiedzi udowodniłby jej zgodność z prawdą, a po drugie takim, że przekonałby sąd, że wypowiedź ta obiektywnie rzecz biorąc służyła obronie społecznie uzasadnionego interesu. Nie byłoby powodem do nie skazania kogoś za jego wypowiedź po prostu to, że chciał on – w swoim szczerym przekonaniu – bronić takiego interesu. Występujący w art. 213 § 2 k.k. termin „prawdziwy zarzut służący obronie społecznie uzasadnionego interesu” niewątpliwie oznacza bowiem prawdziwy zarzut obiektywnie (według sądu) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu, a nie tylko mający, w odczuciu oskarżonego, obronie takiego interesu służyć.

Jeśli więc sądy interpretowałyby art. 212 kodeksu karnego tak, jak zinterpretował go sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku Mariusz Kazimierczak to mogłoby być tak, że ktoś wypowiedziałby jakieś nawet prawdziwe stwierdzenie o jakiejś grupie ludzi – np. takie, że spora część ludzi wykonujących takie zawody, jak prawnik, chirurg, handlowiec, policjant, duchowny, pracownik służby cywilnej, dziennikarz, czy też szef firmy to psychopaci – i zostałby za wypowiedzenie czy też upublicznienie takiego stwierdzenia oskarżony o przestępstwo z art. 212 k.k. to sąd mógłby go skazać za wypowiedzenie takiego twierdzenia nawet w przypadku uznania go za zgodne z prawdą z racji nie przekonania sądu, że   stwierdzenie to służyło obronie społecznie uzasadnionego interesu. (5)

Taka interpretacja art. 212 – i siłą rzeczy także 213 – k.k. drastycznie ograniczałaby wolność słowa. Można powiedzieć, że wprowadzałaby ona tyranię. Być może, że tyranię tą próbowałyby uskuteczniać tylko jakieś prywatne osoby, bądź organizacje. Lecz warto pamiętać, że przestępstwa ścigane z oskarżenia prywatnego, w tym także te określone w art. 212 zgodnie z art. 60 § 1 k.p.k. mogą być ścigane przez prokuratora, jeśli ten uzna, że wymaga tego ochrona praworządności lub interes społeczny.

Czy sędziemu Kazimierczakowi z Sądu Okręgowego w Gdańsku chodziło o to, by na podstawie art. 212 k.k. móc karać za wypowiadanie negatywnych twierdzeń na temat nie tylko konkretnych osób, czy też małych grup ludzkich, ale także na temat całych grup społecznych – tego np. rodzaju, co policjanci, lekarze, biznesmeni, bezrobotni, pracownicy fizyczni, członkowie czy też zwolennicy takich czy innych partii politycznych, ludzie chodzący na wybory, ludzie nie chodzący na wybory, ludzie z takim czy innym wykształceniem, ludzie grubi, ludzie chudzi, ludzie bezdzietni, ludzie mający – dajmy na to – przynajmniej 5 dzieci, starzy kawalerowie, stare panny itd.? Otóż, nie mam, to chyba oczywiste, pojęcia o tym, co myślał sędzia Kaźmierczak ferując wyrok w sprawie Mariusza Dzierżawskiego, ale podejrzewam, że w ogóle się nad czymś takim nie zastanawiał. Lecz wystarczy się trochę zastanowić nad tym wyrokiem, by dojść do takich wniosków, do jakich ja doszedłem. Bo przecież odnośnie „grupy osób” w art. 212 § 1 k.k. nie jest powiedziane, jaka ma to być grupa. Jeśli więc taką grupą mogą być osoby LGBT+, to może być nią też jakakolwiek inna.

Sędzia Kazimierczak stwierdził w uzasadnieniu wydanego przez siebie wyroku, że tezy głoszone przez Mariusza Dzierżawskiego miały razić i prowadzić do podziałów, oraz  antagonizmów społecznych. Upubliczniane przez niego słowa prowadziły – według sędziego Kazimierczaka - do stygmatyzacji, agresji i chęci wyeliminowania osób LGBT+ ze społeczeństwa, stanowiły zatem jego zdaniem przykład mowy nienawiści przekraczający granice dopuszczalnej krytyki czy wolności słowa. Z tym, co w tym akurat fragmencie wyroku w sprawie Mariusza Dzierżawskiego powiedział sędzia Kazimierczak można się w jakiejś przynajmniej mierze zgodzić. I tak np. niewątpliwe wydaje się to, że Mariusz Dzierżawski wysyłając „homofobus” na ulice Gdańska chciał co najmniej podsycać niechęć wobec osób LGBT+. I z pewnością musiał się liczyć z tym, że treści prezentowane za pomocą „homofobusa” mogą prowokować podziały i antagonizmy społeczne. Lecz przyznając w tym względzie rację sędziemu Kazimierczakowi nie należy mimo wszystko zapominać o jednym: a mianowicie o tym, że do podziałów i antagonizmów społecznych, a także negatywnych czy wręcz agresywnych uczuć wobec członków pewnych grup – takich np. jak osoby LGBT+ - mogą prowadzić nie tylko pewne słowa, ale także karanie za te słowa. Wydany przez sędziego Kazimierczaka wyrok w sprawie „homofobusa” niewątpliwie spodobał się wielu ludziom. Ale ludzie, którzy do tego wyroku odnieśli się pozytywnie (bądź tacy, którzy odnieśliby się do niego pozytywnie, gdyby go znali) z pewnością praktycznie stuprocentową nie mieli nic przeciwko gejom i lesbijkom. Co jednak z takimi, którzy myślą tak, jak Mariusz Dzierżawski? Czy taki wyrok, jak ten, który wydał sędzia Kazimierczak może ich przekonać, że wyznawane przez nich przekonania są błędne? Może – nie jestem w stanie tego wykluczyć – niektórych tak. Lecz mimo wszystko można być pewnym tego, że duża część ludzi o takich przekonaniach pod wpływem dowiadywania się o takich wyrokach może się w tych przekonaniach poczuć jeszcze bardziej zapiekła i zatwardziała. Najbardziej prawdopodobnymi emocjami, jakie tego rodzaju decyzje, jak ta podjęta przez sędziego Kazimierczaka mogą u takich ludzi wywoływać są takie, jak poczucie prześladowania, zamykania ust i idące w ślad za tym gniew, czy nawet wściekłość. Z możliwym tego rezultatem w postaci np. aktów przemocy przeciwko osobom LGBT+. (6)

Odnośnie wyroku sędziego Kazimierczaka w sprawie Mariusza Dzierżawskiego i „homofobusa” chciałbym też zauważyć jeszcze jedną rzecz: taką mianowicie, że – czytałem o tym niedawno – w pewnych badaniach zostało wykazane, że im więcej jacyś ludzie myślą na temat wolności słowa (a więc np. na temat tego, co może usprawiedliwiać jej ograniczenie) tym, statystycznie rzecz biorąc, mają bardziej liberalne poglądy na jej temat. (7) Nie mam oczywiście pojęcia o tym, jak dużo sędzia Kazimierczak myślał na temat swobody wypowiedzi. Na mój rozum mogę jednak zaryzykować twierdzenie, że przypuszczalnie… raczej niewiele.      

 

Przypisy:

1.    Na temat art. 212 k.k. pisałem też tu https://www.salon24.pl/u/kozlowski/1197708,o-sprawie-piotra-maslaka-o-znieslawienie-funkcjonariuszy-sg-i-niektorych-innych-problemach-granic-wolnosci-slowa i tu http://bartlomiejkozlowski.pl/znieslawienie.htm

 

2.    Proszę sobie nie wyobrażać, że wobec Mariusza Dzierżawskiego i kierowanej przez niego Fundacji mam jakieś szczególne poważanie – jakiś czas temu pisałem o tym, co myślę na temat przygotowywanego przez tę fundację projektu zmiany przepisów w kwestii aborcji (odrzuconego przez Sejm); zob. https://www.salon24.pl/u/kozlowski/1130839,kara-za-aborcje-jak-za-zabojstwo

 

3.    Oczywiście, odnośnie stwierdzeń przypisujących wszystkim członkom jakichś wielkich grup ludzkich – takich, jak np. osoby LGBT+, czy też grupy narodowe, rasowe, czy religijne - jakieś naganne postępowanie czy wzbudzające odrazę cechy, które to stwierdzenia w najbardziej chyba oczywisty sposób mogłyby stanowić przestępstwo „pomówienia grupy osób” – przy założeniu, że pojęcie „grupa osób” o której jest mowa w art. 212 § 1 k.k. obejmuje grupy tego rodzaju – można powiedzieć to, że minimalnie choćby rozsądni ludzie nie traktują takich twierdzeń w sposób dosłowny i poważny. Wspomniałem o tym w swym niedawnym tekście, zob. https://www.salon24.pl/u/kozlowski/1354533,czy-jan-pietrzak-popelnil-przestepstwo-a-jesli-nawet-tak-to-czy-powinien-zostac-ukarany

 

4.    Pominięty (jako niekonieczny dla mojej argumentacji na temat wyroku sędziego Kazimierczaka) fragment art. 213 § 2 k.k. mówi o tym, że „Jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego”. Jakkolwiek nie chce mi się tutaj rozdrabniać nad tym akurat zapisem (wprowadzonym poniekąd na wzór istniejącego w art. 255 § 2 kodeksu karnego z 1932 r. - który był zresztą bardziej restrykcyjny niż wspomniany powyżej, gdyż nie dopuszczał w procesie o zniesławienie przedstawienia dowodu prawdy dotyczącego życia prywatnego lub rodzinnego osoby pomówionej w jakimkolwiek przypadku) to chciałbym zauważyć, że w oparciu o ten przepis można byłoby skazać np. dziennikarza, który opisałby taką, przykładowo, historię, jak pozamałżeński romans deklarującego zdecydowanie konserwatywne poglądy na życie rodzinne byłego posła PiS Stanisława Pięty, choćby ktoś taki byłby ze 100% pewnością w stanie udowodnić prawdziwość swoich twierdzeń. Co więcej, na podstawie wspomnianego zapisu w art. 213 § 2 k.k. można byłoby skazać także taką osobę, jak porzucona przez Piętę partnerka, gdyby taką historię, jak ta, która dotyczyła b. posła Pięty ujawniła ona publicznie. W końcu opisanie całej historii, o której była tu mowa, a która mogła poniżyć Stanisława Piętę w oczach jakiejś części opinii publicznej i narazić go utratę zaufania kierownictwa partii i części wyborców niewątpliwie nie miało na celu zapobieżenia niebezpieczeństwu dla czyjegoś życia lub zdrowia lub zapobieżenia niebezpieczeństwu demoralizacji małoletniego.  

 

5.    Oczywiście, stwierdzenia tego rodzaju, że wśród ludzi wykonujących jakiś zawód – np. chirurgów, czy szefów firm – jest wielu psychopatów mogą być prawdziwe w takim sensie, że wśród ludzi wykonujących te m.in. zawody odsetek psychopatów jest wyższy, czy może nawet znacząco wyższy, niż wśród ludzi wykonujących wiele innych zawodów (lub nie wykonujących żadnego), ale nie w tym sensie, że psychopatami jest jakaś wielka część osób wykonujących takie zawody.

 

6.    Warto zwrócić uwagę na to, że przestępstw z nienawiści – tego np. rodzaju, co fizyczne ataki na osoby z takich m.in. powodów, jak ich orientacja seksualna proporcjonalnie więcej zdarza się w krajach zachodnioeuropejskich, które zabraniają „mowy nienawiści” przeciwko m.in. osobom LGBT+ (w sensie wypowiedzi szkalujących takie osoby jako całe grupy, czy zachęcających do wrogiego nastawienia wobec takich osób), niż w USA, gdzie „mowa nienawiści” nie jest – generalnie rzecz biorąc – traktowana jako przestępstwo. Pisałem o tym – powołując się na stosowne dane – m.in. w tym tekście https://www.salon24.pl/u/kozlowski/1337247,zakaz-mowy-nienawisci-przeciwko-osobom-lgbt-dobry-pomysl (a także w wspomnianym już https://www.salon24.pl/u/kozlowski/1354533,czy-jan-pietrzak-popelnil-przestepstwo-a-jesli-nawet-tak-to-czy-powinien-zostac-ukarany

 

7.     Pisała o tym Nadine Strossen w swym opublikowanym w 2016 r. artykule Freedom of Speech and Equality: Do We Have to Choose?

 

Strona główna