Wersja PDF

Bartłomiej Kozłowski

Czy bezwzględne dożywocie jest naprawdę do czegoś potrzebne?

 

1 stycznia 1996 r. – a więc jeszcze w okresie obowiązywania kodeksu karnego z 1969 r. (uchwalony 6 czerwca 1997 r. nowy kodeks karny wszedł w życie z dniem 1 września 1998 r.) do polskiego prawa na mocy ustawy z lipca 1995 r. powróciła przewidziana przez ustawodawstwo obowiązujące przed kodeksem z 1969 r. (a więc np. przez kodeks karny z 1932 r. i tzw. mały kodeks karny z 1946 r.) kara dożywotniego pozbawienia wolności – zniesiona w kodeksie karnym z 1969 r. na rzecz kary 25 lat pozbawienia wolności (przy zachowaniu w nim kary śmierci). W polskich więzieniach karę dożywocia odsiaduje obecnie ok. 460 osób, głównie – jak łatwo się chyba można domyślić - mężczyzn. Niektóre z nich, teoretycznie rzecz biorąc, mogłyby zostać wypuszczone z zakładów karnych – według wciąż obowiązujących przepisów osoba prawomocnie skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności ma prawo ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odsiedzeniu co najmniej 25 lat, chyba, że sąd wyznaczy dłuższy okres czasu konieczny do uzyskania możliwości starania się o uwolnienie, który to okres – jak się przyjmuje w prawnej doktrynie – nie może być tak długi, by nawet teoretycznie wykluczał możliwość wyjścia skazanego z więzienia kiedykolwiek (najdłuższe wyznaczone przez sądy okresy odsiadki koniecznej do nabycia prawa do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie opiewały na 50 lat, zaś wyroków dożywocia z zastrzeżeniem, że skazany będzie miał prawo ubiegać się o wypuszczenie go na wolność po 30, czy nawet 40 latach było, jak kojarzę, całkiem sporo). Jednak choć przynajmniej niektórzy ludzie skazani na dożywocie – mam na myśli tych, którzy popełnili przestępstwo, za które zostali skazani na taką karę i trafili do więzienia jeszcze pod rządami kodeksu karnego z 1969 r. – mogliby, zgodnie z obowiązującym prawem, zostać przedterminowo zwolnieni, z ludzi odsiadujących dożywocie jak dotąd nie został wypuszczony nikt.

Nie wiadomo jeszcze, jak długo osoby skazane na dożywocie będą faktycznie siedzieć w więzieniach – czy, pomimo tego, że prawo pozwala takie osoby warunkowo wypuścić na wolność po odpowiednio długim okresie czasu – będą one przebywać za kratami do śmierci, co w przypadku niektórych takich osób teoretycznie przynajmniej rzecz biorąc może oznaczać odsiadkę trwającą nawet 80 lub jeszcze więcej lat, czy jednak w niektórych przynajmniej przypadkach będą warunkowo zwalniane – choć zapewne po odsiedzeniu znacznie więcej, niż 25 lat, co – jeśli sąd nie wyznaczy dłuższego czasu odbywania kary jako koniecznego do uzyskania prawa do starania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie – jest minimalnym okresem odsiadki, po którym skazany na dożywocie ma prawo starać się o wypuszczenie go na wolność – bez żadnej oczywiście gwarancji sukcesu. Co można powiedzieć na pewno,  to to, że wyrok dożywocia w Polsce – kolokwialnie wyrażając się – to nie są przelewki.

Skoro dożywocie w Polsce to „nie przelewki” – aby starać się o wypuszczenie z więzienia skazany na taką karę musi odsiedzieć co najmniej 25 lat, sąd może zastrzec w wyroku, że skazany będzie miał prawo ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po jakimś dłuższym czasie – przy czym obowiązujące prawo nie wyznacza żadnej maksymalnej granicy takiego czasu – jak już wspomniałem, w polskich sądach zapadły wyroki (co najmniej dwa) dożywocia z prawem do ubiegania się o warunkowe zwolnienie po odbyciu co najmniej 50 lat kary; ponadto można zadać pytanie, czy jakiś sąd nie mógłby wyznaczyć jeszcze dłuższego czasu pobytu w więzieniu koniecznego do uzyskania możliwości starania się o wyjście na wolność – a więc np. 60, 70 czy nawet 80 lat – żaden przepis kodeksu karnego nie wyklucza w sposób oczywisty możliwości wydania takiego wyroku – i, last but not least skazani na dożywocie nie są wypuszczani, pomimo, że część z nich obecnie ma już prawo starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, to czy ma jakiś sens tworzenie prawa jeszcze bardziej restrykcyjnego, niż obowiązujące obecnie i wprowadzenie możliwości wydawania wyroków dożywocia z kategorycznym zakazem wypuszczenia skazanego zza krat kiedykolwiek?

Ludzie w Ministerstwie Sprawiedliwości, którego kierownictwo opanowane jest przez polityków partii „Solidarna Polska” z jej szefem, ministrem Zbigniewem Ziobrą na czele, a następnie rząd Mateusza Morawieckiego i wreszcie sejmowa większość uznali, że tak. Jeśli więc uchwalona 7 lipca 2022 r. nowelizacja kodeksu karnego (wprowadzająca w tym kodeksie wiele bardzo istotnych zmian – takich, jak zlikwidowanie „dziury” między karą 15, a 25 lat pozbawienia wolności i wprowadzenie jednolitej czasowej kary pozbawienia wolności w wymiarze od jednego miesiąca do 30 lat) wejdzie w życie, to do art. 77 kodeksu karnego zostaną dodane dwa paragrafy – trzeci i czwarty – o następującym brzmieniu:

„§ 3. Wymierzając karę dożywotniego pozbawienia wolności sprawcy za czyn popełniony przez niego po prawomocnym skazaniu za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, bezpieczeństwu powszechnemu lub za przestępstwo o charakterze terrorystycznym na karę dożywotniego pozbawienia wolności albo karę pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 20 lat, sąd może orzec zakaz warunkowego zwolnienia.

§ 4. Wymierzając karę dożywotniego pozbawienia wolności, sąd może orzec zakaz warunkowego zwolnienia sprawcy, jeżeli charakter i okoliczności czynu oraz właściwości osobiste sprawcy wskazują, iż jego pozostawanie na wolności spowoduje trwałe niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności lub wolności seksualnej innych osób.

Krótko więc mówiąc, jeżeli ustawa z dnia 7 lipca 2022 r. o zmianie ustawy kodeks karny oraz niektórych innych ustaw wejdzie w życie - do czego konieczne jest zaakceptowanie tej ustawy przez Senat (Senat już ją zawetował), bądź odrzucenie veta Senatu przez Sejm (Sejm póki co nie odrzucił veta Senatu) - i podpisanie jej przez Prezydenta w polskim prawie karnym pojawi się nieznana mu wcześniej – przynajmniej w czasach współczesnych - kara bezwzględnego dożywotniego więzienia.

O przepisach uchwalonych niedawno przez Sejm trzeba uczciwie powiedzieć, że nie idą one tak daleko, jak szły pewne propozycje zgłaszane w przeszłości (np. w Sejmie kadencji 2001 – 2005), w myśl których to propozycji sądy mogłyby orzekać karę bezwzględnego dożywocia wobec teoretycznie rzecz biorąc każdego skazanego na dożywotnie pozbawienie wolności – tj. bez określenia żadnych warunków możliwości orzeczenia takiej kary, bądź nawet przewidywały całkowite wykluczenie możliwości zastosowania warunkowego zwolnienia wobec wszelkich osób skazanych na dożywocie. Z przepisów uchwalonych 7 lipca wynika, że sądy będą mogły skazywać niektórych ludzi na bezwzględny dożywotni pobyt za kratami, lecz wynika z nich też to, że w żadnych przypadkach nie będą po prostu musiały tego robić.

Potencjalnie można więc uchwaloną 7 lipca 2022 r. ustawę o zmianie kodeksu karnego atakować z dwóch stron: takiej, że jest ona zbyt łagodna (takiego zdania mogą być ci, którzy uważają, że wszyscy skazani na dożywocie powinni bezwzględnie gnić w kryminale do końca życia), jak i takiej, że wprowadza ona możliwość orzekania kary, której prawo w ogóle nie powinno przewidywać.

Założyć się można, że większość ludzi w Polsce jest za co najmniej możliwością orzekania przez sądy kary bezwzględnego dożywocia dla sprawców najcięższych zbrodni. Lecz czy istnienie w sądowym „repertuarze” takiej kary jest naprawdę potrzebne?

Aby spróbować to ocenić, warto się wpierw przyjrzeć temu, za jakie czyny grozi w Polsce kara dożywocia – a po zmianie kodeksu karnego w niektórych przypadkach będzie grozić także kara dożywocia bez prawa do warunkowego przedterminowego zwolnienia. Jeśli zajrzymy do kodeksu karnego, to możemy stwierdzić, że na dożywotnie więzienie można w Polsce skazywać sprawców najcięższych zbrodni – takich, jak wszczęcie lub prowadzenie wojny zaczepnej (art. 117 §1 k.k.), dokonanie zabójstwa lub spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu innej osoby w celu wyniszczenia w całości albo w części grupy narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub grupy o określonym światopoglądzie (art. 118 §1 k.k.), branie udziału w masowym zamachu lub choćby w jednym z powtarzających się zamachów skierowanych przeciwko grupie ludności podjętych w celu wykonania lub wsparcia polityki państwa lub organizacji i dokonanie w następstwie takiego zamachu zabójstwa, spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu człowieka, stworzenie dla osób należących do grupy ludności warunków życia grożących ich biologicznej egzystencji, w szczególności przez pozbawienie dostępu do żywności lub opieki medycznej, które są obliczone na ich wyniszczenie (art. 118a §1 k.k.), użycie środka masowej zagłady zakazanego przez prawo międzynarodowe (art. 120 k.k.), dopuszczenie się, sprzecznie z prawem międzynarodowym, zabójstwa wobec osób, które składając broń lub nie dysponując środkami obrony poddały się; rannych, chorych, rozbitków, personelu medycznego lub osób duchownych; jeńców wojennych; ludności cywilnej obszaru okupowanego, zajętego lub na którym toczą się działania zbrojne, albo innych osób korzystających w czasie działań zbrojnych z ochrony międzynarodowej (art. 123 §1 k.k.), podjęcie, w porozumieniu z innymi osobami, działalności mającej na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej i bezpośrednio zmierzającej do urzeczywistnienia któregoś z takich celów (art. 127 §1 k.k.), zamach na życie Prezydenta RP, umyślne zabójstwo – inne, niż zabójstwo dokonane pod wpływem silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami (art. 148 k.k. z wyjątkiem §4 tego artykułu), oraz spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu w postaci pozbawienia człowieka wzroku, słuchu, mowy, zdolności płodzenia, innego ciężkiego kalectwa, ciężkiej choroby nieuleczalnej lub długotrwałej, choroby realnie zagrażającej życiu, trwałej choroby psychicznej, całkowitej albo znacznej trwałej niezdolności do pracy w zawodzie lub trwałego, istotnego zeszpecenia lub zniekształcenia ciała z następstwem – niezamierzonym, lecz co najmniej przewidywalnym – w postaci śmierci człowieka (art. 156 §3 k.k. – dożywocie w tym ostatnim przypadku grozi od niedawna). Jeśli uchwalona 7 lipca 2022 r. nowelizacja kodeksu karnego wejdzie w życie, do czynów zagrożonych karą dożywotniego więzienia dojdzie także zgwałcenie osoby małoletniej poniżej 15 lat, a także zgwałcenie dokonane ze szczególnym okrucieństwem, bądź takie, którego następstwem jest ciężki uszczerbek na zdrowiu poszkodowanej osoby. Zgodnie z przepisami części ogólnej kodeksu karnego dożywotnie więzienie grozi - i będzie grozić - także za usiłowanie popełnienia któregokolwiek takich przestępstw (z wyjątkiem sytuacji, gdy sprawca dobrowolnie odstąpił od dokonania czynu prawnie zabronionego lub zapobiegł skutkowi stanowiącemu znamię tego czynu), kierowanie wykonaniem któregoś z takich czynów lub polecenie jego dokonania osobie od siebie uzależnionej, nakłanianie innej osoby do dokonania któregokolwiek z takich czynów (podżeganie – w przypadku, gdy dotyczy ono czynów, o których była powyżej mowa nie musi być ono skuteczne, by było ono zagrożone karą dożywocia), a także za pomocnictwo do takich czynów, czyli celowe ułatwianie ich popełnienia poprzez np. dostarczenie jakiegoś narzędzia, środka przewozu, udzielenie stosownej rady lub informacji a także zaniechanie prowadzące do ułatwienia innej osobie popełnienia (choć niekoniecznie do faktycznego popełnienia) któregoś z takich czynów, jeśli na oskarżonym o takie zaniechanie ciążył prawny, szczególny obowiązek niedopuszczenia do popełnienia przez drugą osobę czynu prawnie zabronionego.

Na podstawie powyższej wyliczanki przestępstw zagrożonych w Polsce karą dożywotniego więzienia bez żadnej wątpliwości można powiedzieć, że część z nich bezsprzecznie stanowi zbrodnie najwyższego kalibru. Z całą pewnością, najwyższy przewidziany w danym systemie prawnym wymiar kary – czy to będzie dożywocie, czy ileś lat więzienia (np. 25 lat, 30 lat, 50 lat, czy… 100 lat), czy… kara śmierci - powinien grozić za ludobójstwo, mordowanie jeńców wojennych, lub – jeśli chodzi o zbrodnie zdarzające się w okresie pokoju – okrutne, z premedytacją dokonane morderstwo.

Nie tyczy się to jednak – w jakiś oczywisty (dla mnie przynajmniej) sposób wszelkich wymienionych wcześniej przestępstw. Weźmy tu np. przestępstwo określone w art. 127 §1 k.k. który mówi o tym, że „Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. Zwróćmy uwagę na to, że działalność „bezpośrednio zmierzająca” do osiągnięcia takich celów, jak pozbawienie Polski niepodległości bądź oderwanie części jej obszaru – i przyłączenie jej do innego państwa albo uczynienie z niej samodzielnego państwa – nie musi zmierzać do osiągnięcia takich celów przy użyciu przemocy – może zmierzać do ich osiągnięcia w sposób właściwie jakikolwiek, choć musi to być zmierzanie „bezpośrednie” (przygotowanie do popełnienia wspomnianego przestępstwa zgodnie z art. 127 §2 k.k. stanowi zbrodnię zagrożoną karą od 3 do 15 lat więzienia – nowelizacja kodeksu karnego zwiększa górną granicę wymiaru kary za to przestępstwo do 20 lat). Skoro podlegająca karze nawet dożywotniego więzienia – a potencjalnie nawet dożywocia z zakazem warunkowego zwolnienia działalność zmierzająca bezpośrednio do pozbawienia Polski niepodległości lub oderwania części jej obszaru teoretycznie przynajmniej rzecz biorąc może polegać na podjęciu jakichkolwiek – przemocowych lub nie-przemocowych - działań, odnośnie których sąd stwierdziłby, że bezpośrednio zmierzają one do osiągnięcia któregoś z takich celów, to zachodzi pytanie o to, czy za zagrożone karą dożywocia przestępstwo z art. 127 §1 k.k. nie można byłoby przypadkiem uznać działalności polegającej na niczym więcej, jak np. głoszeniu haseł niepodległości Śląska, Mazowsza, Pomorza bądź… Księstwa Łeby, albo przyłączenia Polski do jakiegoś innego państwa – np. Niemiec, Ukrainy, Białorusi, Rosji… czy też Czech. Biorąc pod uwagę to, że „działalność bezpośrednio zmierzająca do pozbawienia Polski niepodległości lub oderwania części jej obszaru” nie musi – aby mogła zostać uznana za przestępstwo – zmierzać do osiągnięcia takiego celu w drodze przemocy myślę, że jest zupełnie prawdopodobne, że mogliby się znaleźć prokuratorzy i sędziowie, którzy na postawione przeze mnie pytanie odpowiedzieliby twierdząco. Żeby było jasne – nie jestem zwolennikiem przyłączenia Polski do jakiegokolwiek innego kraju bądź oderwania od niej jakiejkolwiek części jej terytorium, lecz mimo wszystko uważam, że ewentualne głoszenie pomysłów, by zrobić którąś z tych rzeczy byłoby niczym więcej, jak korzystaniem z prawa do wolności słowa. (1) Można byłoby – po wejściu w życie nowelizacji kodeksu karnego – skazać kogoś za takie korzystanie ze swobody wypowiedzi (lub – jak kto woli – za takie nadużycie owej swobody) na bezwzględne dożywocie? To oczywiście jest – na zdrowy rozum – bardzo mało prawdopodobne, i to nawet w przypadku przyjęcia bynajmniej wcale nie oczywistego założenia, że zbrodnię z art. 127 §1 k.k. może stanowić samo tylko postulowanie pozbawienia Polski niepodległości poprzez wcielenie jej obszaru do jakiegoś innego państwa czy też państw, bądź oderwania od niej jakiejś części jej terytorium. Przepisy wprowadzające do kodeksu karnego karę bezwzględnego dożywocia nie opierają się na założeniu, że w stosunku do każdego skazanego na karę dożywotniego pozbawienia wolności można orzec zakaz warunkowego przedterminowego zwolnienia, a już tym bardziej, że wobec każdego skazanego na dożywocie powinno się taki zakaz wydać. Na bezwzględne dożywocie mógłby zostać skazany ktoś, kto już uprzednio zostałby skazany na co najmniej 20 lat więzienia za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, bezpieczeństwu powszechnemu lub za przestępstwo o charakterze terrorystycznym, względnie też ktoś – nawet wcześniej w ogóle nie karany – odnośnie kogo sąd stwierdziłby, że charakter i okoliczności dokonanego przez niego czynu plus jego właściwości osobiste wskazują na to, że jego pozostawanie na wolności spowoduje trwałe niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności lub wolności seksualnej innych osób. Takie sformułowania, które zostały zawarte w nieobowiązującym jeszcze (w chwili pisania tego tekstu) art. 77 §§ 3 i 4 k.k. wskazują – wydaje mi się – na to, że na bezwzględne dożywocie w żadnym przypadku nie powinien zostać skazany ktoś, kto nie dokonał takiego czynu, który jest bezpośrednio groźny dla fizycznego bezpieczeństwa innych osób. Lecz choć z przepisów tych można wyciągnąć taki wniosek, coś takiego nie jest jednak w nich wyraźnie – całkiem wprost - powiedziane. A nie jest przypadkiem czymś możliwym nadużycie zawartych w tych przepisach sformułowań i skazanie na bezwzględne dożywocie kogoś wygłaszającego np. hasła niepodległości jakiejś części Polski w wyniku uznania przez sąd, że jeśli ten ktoś wyjdzie kiedyś na wolność, to będzie nadal głosił swoje poglądy, stwarzając niebezpieczeństwo zainspirowania innych osób do np. działalności terrorystycznej – powodującej bezpośrednie zagrożenie dla ludzkiego życia, zdrowia i wolności – bądź w swych działaniach nie ograniczy się tylko do słów? Zawarte w art. 77 §4 k.k. sformułowanie „Wymierzając karę dożywotniego pozbawienia wolności, sąd może orzec zakaz warunkowego zwolnienia sprawcy, jeżeli charakter i okoliczności czynu oraz właściwości osobiste sprawcy wskazują, iż jego pozostawanie na wolności spowoduje trwałe niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności lub wolności seksualnej innych osób” należy, na zdrowy rozum, interpretować w taki sposób, że chodzi tu o niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności lub wolności seksualnej innych osób powodowane bezpośrednio przez skazanego (i to niebezpieczeństwo bardzo wysokie, niemal pewne) lecz jednak nie ma w tym przepisie o czymś takim wyraźnej mowy. Pamiętajmy też, że na bezwzględne dożywocie sąd będzie mógł skazać każdego, kto już wcześniej był skazany (i wyrok nie uległ zatarciu) na przynajmniej 20 lat więzienia za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, bezpieczeństwu powszechnemu lub za przestępstwo o charakterze terrorystycznym. Potencjalnie jest więc możliwa sytuacja, że ktoś zostałby skazany na co najmniej 20 lat odsiadki za któreś z tego rodzaju przestępstw… a następnie za propagowanie oddzielenia się od Polski jakiejś części jej terytorium dostałby dożywocie z zakazem wypuszczenia go zza krat kiedykolwiek.

Powiedzmy sobie jednak, że to, o czym była tu powyżej mowa, są to rozważania wysoce teoretyczne. Raczej nie mam obaw, że ewentualni ludzie postulujący oderwanie się od Polski Śląska, Mazowsza, czy Łeby naprawdę mogliby być skazywani na dożywocie z zakazem warunkowego przedterminowego zwolnienia – i co więcej, mam wątpliwość, czy samo głoszenie takich postulatów mogłoby zostać uznane za karalną, w myśl art. 127 §1 k.k. działalność zmierzającą bezpośrednio do oderwania części obszaru kraju. Bądź co bądź, oderwanie od Polski części jej terytorium, bądź pozbawienie jej niepodległości wyłącznie za pomocą słów nie jest możliwe.

Jeśli więc jacyś ludzie faktycznie będą skazywani na bezwzględne dożywocie, to najprędzej będą to mordercy – szczególnie sprawcy jakichś wyjątkowo bestialskich bądź masowych lub seryjnych zbrodni – i ewentualnie (ale raczej z mniejszym prawdopodobieństwem) ludzie, którzy umyślnie spowodowali u kogoś ciężkie uszkodzenie ciała z następstwem w postaci śmierci poszkodowanej osoby, względnie wyjątkowo brutalni gwałciciele, z tym zwłaszcza sprawcy gwałtów na osobach poniżej 15 lat. Można przypuszczać, że sądy, rozważając możliwość skazania kogoś na dożywocie z zakazem przedterminowego warunkowego zwolnienia będą brały pod uwagę takie czynniki, jak np. kryminalna przeszłość danej osoby. W każdym razie skłonny jestem przypuszczać, że karą bezwzględnego dożywocia sądy nie będą w praktyce szastać zbyt ochoczo.   

Niemniej jednak, warto zauważyć, że odnośnie kary dożywotniego więzienia też były kiedyś wysuwane przypuszczenia, że kara ta będzie stosowana zupełnie wyjątkowo – albo i w ogóle. Tymczasem jest ona wymierzana wyraźnie częściej, niż w czasach PRL (w każdym razie po 1956 r. – lata wcześniejsze to była zupełnie inna „bajka”) wymierzana była kara śmierci. Trudno jest więc być cokolwiek pewnym tego, czy – i jak często – sądy będą skazywać przestępców na dożywocie z zakazem warunkowego przedterminowego zwolnienia.

Przede wszystkim jednak, warto zadać pytanie, czy istnienie w systemie prawnym kary bezwzględnego dożywocia jest usprawiedliwione. Rozważyć należy trzy wyobrażalne powody obowiązywania takiej sankcji: odstraszanie od popełniania najgroźniejszych zbrodni, konieczność trzymania niektórych przynajmniej sprawców najgroźniejszych przestępstw pod kluczem do końca ich życia z powodu stwarzanego przez nich zagrożenia i wreszcie to, że sprawcom za pewnych zbrodni kara taka po prostu się należy.

Weźmy więc te przesłanki po kolei. Czy istnienie w systemie prawnym kary bezwzględnego dożywotniego więzienia może być sensownie usprawiedliwione przy użyciu argumentu o potrzebie odstraszania od popełniania najbardziej drastycznych, makabrycznych, szokujących przestępstw? Jeśli komuś wydaje się że to akurat może usprawiedliwiać groźbę wymierzenia za niektóre przestępstwa, czy wobec niektórych sprawców przestępstw kary bezwzględnego dożywotniego więzienia to proponuję mu, by wyobraził sobie kogoś rozważającego dokonanie jakiejś zbrodni zagrożonej karą dożywocia pod rządami obowiązujących przepisów – które nie pozwalają na orzeczenia dożywocia z zakazem zwolnienia skazanego z więzienia kiedykolwiek – i kogoś rozważającego popełnienie takiej zbrodni w sytuacji obowiązywania przepisów prawnych, które orzeczenie takiej kary w pewnych sytuacjach dopuszczają.

Przypuśćmy zatem, że – w aktualnym póki co jeszcze stanie prawnym – ktoś rozważa popełnienie zbrodni zagrożonej dożywotnim więzieniem – np. morderstwa. Możemy sobie – teoretycznie rzecz biorąc – wyobrazić, że ten ktoś myśli jakoś tak: „za to, co chcę zrobić grozi dożywocie. Ale nawet, jeśli mnie złapią i skażą na dożywocie (a nie muszą aż na taką karę) to kiedyś, w końcu, po 25 latach – albo po dłuższym czasie – będą mogli mnie wypuścić z kryminału. Skoro w najgorszym nawet dla mnie przypadku jakaś perspektywa wyjścia po wielu latach zza krat istnieje – to zrobię to, co zaplanowałem”.

Może ktoś myśleć w taki sposób? Teoretycznie rzecz biorąc tak, w praktyce jednak tego rodzaju myślenie nie wydaje mi się choćby cokolwiek prawdopodobne. Najważniejsze pytanie, jakie należy zadać w tym rozważaniu jest jednak takie, czy kogoś, kogo od popełnienia zbrodni nie powstrzymała teoretyczna z jego perspektywy (ale uświadamiana sobie przez niego w toku planowania przestępstwa) groźba skazania go na dożywocie z jakąś – bardzo niepewną – perspektywą możliwości wyjścia na wolność po co najmniej ćwierćwieczu odsiadki, mogłaby powstrzymać od dokonania takiego samego przestępstwa teoretyczna groźba skazania go na dożywocie z zakazem warunkowego zwolnienia? Moja odpowiedź na to pytanie opiera się, przyznam to, wyłącznie na intuicji, lecz intuicja podpowiada mi, że odpowiedź na to pytanie brzmi mniej więcej tak: to chyba jakieś żarty. Przestępcy, planując popełnienie takiego czy innego przestępstwa (ludźmi którzy dokonują przestępstw w sposób nieplanowany, pod wpływem np. jakichś gwałtownych emocji nie ma co się tu zajmować, gdyż ludzie tacy z pewnością nie zastanawiają się nad tym, jaka kara spotka ich za taki lub inny czyn) liczą przede wszystkim na to, że nie zostaną wykryci i złapani, że są sprytniejsi od policjantów i że uda im się wywieść ich w przysłowiowe pole. To prawda, że złoczyńcy czasem tak planują swoje czyny, by nie groziła im za to zbyt surowa kara: np. kradną przedmioty o takiej wartości, że kradzież ta nie stanowi jeszcze przestępstwa, a tylko wykroczenie (weźmy tu choćby kierowców niepłacących za paliwo tankowane na stacjach benzynowych, którzy zazwyczaj uważają, by nie zatankować go aż tyle, by mógł się nimi zająć prokurator). Zaobserwowano również, że młodzi ludzie cokolwiek rzadziej dokonują czynów karalnych przez przynajmniej jakiś czas po osiągnięciu przez nich wieku, w którym za takie czyny odpowiadają już tak samo, jak dorośli. (2) Lecz o ile jest czymś rzeczywiście wyobrażalnym takie kombinowanie co do wartości skradzionego mienia, by kradzież stanowiła tylko wykroczenie, a nie przestępstwo, to w praktyce nie jest wyobrażalne, by ktoś, kogo np. od dokonania morderstwa nie powstrzymała w najlepszym przypadku mglista przecież dla niego perspektywa skazania go na dożywocie z bardzo niepewną możliwością powrotu na wolność po zapewne dziesiątkach lat spędzonych w więzieniu (ktoś taki niewątpliwie liczy na to, że nigdy nie zostanie złapany), powstrzymał się od zabicia drugiego człowieka ze strachu przed tym, że w przypadku złapania go (odnośnie którego albo uważa on, że zdoła go uniknąć, albo nie myśli o nim w ogóle) może on zostać skazany na pobyt za kratami naprawdę do końca życia. Tak więc, wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywotniego pozbawienia wolności nie da się przekonująco uzasadnić przy użyciu argumentu, że perspektywa ewentualnego skazania na taką karę może odstraszać niektóre osoby od dokonywania pewnych najbardziej bestialskich, okrutnych zbrodni. Nie ma w każdym razie racjonalnego powodu do tego by uważać, że i tak co najwyżej czysto teoretyczna w ewentualnych rozważaniach sprawcy przestępstwa perspektywa skazania go na bezwzględne dożywocie mogłaby odstraszyć go od popełnienia przestępstwa w cokolwiek większym stopniu, niż od popełnienia przestępstwa mogłaby odstraszyć go również co najwyżej wyłącznie teoretyczna dla niego perspektywa skazania go na „zwykłe” dożywocie, z niewykluczoną możliwością wyjścia po wielu latach – 25, 30, 40, czy 50 - z więzienia.

Teraz z kolei drugie pytanie. Czy istnienie w systemie prawnym kary bezwzględnego dożywotniego więzienia da się uzasadnić przy użyciu argumentu, że przynajmniej niektórzy sprawcy najcięższych zbrodni są zbyt niebezpieczni dla innych, by można było choćby rozważać wypuszczenie ich z więzienia kiedykolwiek?

Jeśli chodzi o tę kwestię, to wydaje mi się, że myśl o tym, że takie osoby istnieją – i że w związku z tym powinna istnieć możliwość orzekania przez sądy wyroków gwarantujących, że osoby te pozostaną w więzieniach naprawdę do końca życia w zasadniczej mierze leżała u podłoża wprowadzenia do kodeksu karnego przepisów umożliwiających skazywanie niektórych przestępców na bezwzględne dożywocie. Zauważmy bowiem, że w stosunku do kogoś, kto nie był wcześniej prawomocnie skazany na karę przynajmniej 20 lat więzienia za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, bezpieczeństwu powszechnemu lub za przestępstwo o charakterze terrorystycznym sąd mógłby orzec karę bezwzględnego dożywocia tylko wówczas, gdyby uznał, że charakter i okoliczności dokonanego przez niego czynu oraz warunki osobiste jego sprawcy wskazują na to, iż jego pozostawanie na wolności spowoduje trwałe niebezpieczeństwo dla życia, zdrowia, wolności lub wolności seksualnej innych osób. Sąd byłby teoretycznie rzecz biorąc zwolniony z rozważań na temat możliwego przyszłego zagrożenia stwarzanego przez skazanego, który już wcześniej zostałby skazany na nie mniej, niż 20 lat więzienia za przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, bezpieczeństwu powszechnemu lub za przestępstwo o charakterze terrorystycznym – skazanie na taką karę za któreś z tego rodzaju przestępstw mogłoby zostać potraktowane jako udzielenie niejako z góry odpowiedzi na wspomniane wcześniej pytanie. Niemniej jednak, ponieważ również w stosunku do takich osób nie można byłoby orzekać bezwzględnego dożywocia w sposób automatyczny (co poniekąd przewidywał pierwotny projekt zmian w kodeksie karnym) można przypuszczać, że sądy również w przypadku takich ludzi rozważałyby kwestię tego, czy osoby te są na tyle niebezpieczne, by należało z góry wykluczyć możliwość ich wyjścia z więzienia kiedykolwiek, nie uznając samego faktu uprzedniego skazania na co najmniej 20 lat więzienia za przestępstwo tego rodzaju, co wspomniane w art. 77 §3 k.k. za przesądzający o wszystkim.

Lecz czy o kimś, w stosunku do kogo sąd wydaje wyrok dożywotniego więzienia naprawdę, z całą pewnością można twierdzić, że ten ktoś nawet za niewiadomo ile lat – choćby 50, 60, czy jeszcze więcej – będzie tak niebezpieczny dla społeczeństwa, że dla ochrony społeczeństwa przed nim na pewno będzie konieczne dalsze trzymanie go za kratami? Otóż, na mój rozum o nikim czegoś takiego z góry, z całkowitą pewnością powiedzieć się nie da. A jeśli kogoś jakoś bardzo prześladuje wizja tego rodzaju, że ktoś skazany na dożywocie po wielu latach zostanie warunkowo zwolniony z więzienia – i np. znowu kogoś zabije – to warto komuś takiemu przypomnieć, że warunkowe przedterminowe zwolnienie kogoś z kary dożywotniego więzienia (co obecnie może nastąpić po co najmniej 25 latach odsiadki – nowelizacja kodeksu karnego wydłuża ten czas do 30 lat – wydaje mi się, tak przy okazji, że przepis ten nie powinien mieć zastosowania wobec osób, które popełniły przestępstwo, za które zostały skazane na dożywocie, w okresie obowiązywania aktualnych, tj. nie przewidujących np. kary bezwzględnego dożywocia przepisów) jest tylko potencjalną możliwością – w żadnym przypadku czymś nieuchronnym, czy nawet wysoce prawdopodobnym. Zgodzić się oczywiście trzeba z tym, że od (ponownego) wprowadzenia do polskiego prawa kary dożywotniego więzienia minęło jeszcze zbyt mało czasu, by można było powiedzieć, że dożywocie jest w Polsce naprawdę dożywociem – w tym sensie, że skazani na tą karę siedzą w więzieniach aż do śmierci, choćby było to 60 czy 80 lat – bądź przynajmniej, że oznacza ono odsiadkę wyjątkowo długą, zdecydowanie dłuższą od okresu koniecznego do nabycia skazanego na taką karę prawa do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Niezależnie jednak od tego, co ze skazanymi na dożywocie będzie w przyszłości się działo, fakty są takie, że sądy penitencjarne nie są skłonne do wypuszczania „dożywotników” z więzień.

Warto też zauważyć, że w argumencie, że niektórzy sprawcy najcięższych zbrodni powinni mieć bezwzględnie zagwarantowany pobyt do końca życia za kratami ze względu na zagrożenie, jakie mogliby oni stanowić w razie ich wypuszczenia na wolność (choćby po jakimś naprawdę bardzo długim czasie) kryje się pewna intelektualna pułapka. Pułapka ta bierze się poniekąd stąd, że trzymanie niektórych ludzi aż do śmierci (która może nastąpić po dziesiątkach lat od ich skazania) w więzieniach jest – jako metoda zapobiegania popełnieniu przez te osoby przestępstw, przynajmniej skierowanych przeciwko osobom nie przebywającym i nie pracującym w więzieniach… skuteczne (choć może cokolwiek mniej, niż byłaby szybka egzekucja – skazanym przestępcom czasem przecież udaje się z więzienia uciec – ale na pewno skuteczne w bardzo wysokim stopniu). O ile jest rzeczą cokolwiek wątpliwą, czy potencjalne ryzyko trafienia do więzienia odstrasza ludzi skłonnych do dokonywania takich bądź innych przestępstw od ich popełniania, to jednak jest rzeczą niewątpliwą, że trzymanie skazanego kryminalisty w dobrze zabezpieczonym i strzeżonym więzieniu zapobiega popełnieniu przez niego przestępstw przeciwko ludziom nie znajdującym się w tym więzieniu. Lecz przestępcy, którzy przebywając w więzieniach nie mogą (pomijając bardzo mało prawdopodobny przypadek skutecznej ucieczki) skrzywdzić nikogo znajdującego się poza więzieniem w olbrzymiej większości są jednak z więzień po jakimś czasie wypuszczani. Dzieje się tak dlatego, że znakomitą większość wyroków pozbawienia wolności wymierzanych przez sądy stanowią kary terminowe – tj. ileś miesięcy, czy też lat odsiadki. Jak doskonale chyba jednak wiemy, ludzie, którzy „odsiedzieli swoje” w więzieniach i wyszli na wolność często ponownie popełniają przestępstwa – nieraz o wiele cięższe od tych, za które wcześniej trafili za kraty. Ilu było takich, którzy siedzieli w więzieniu za np. kradzieże, rozboje, pobicia, czy gwałty… a w jakiś czas po wypuszczeniu ich na wolność (bądź po odsiedzeniu przez nich nawet wielu wyroków) popełnili morderstwo – lub nawet szereg morderstw ? Życie niestety dostarcza dowodów na to, że przestępcy, którzy spędzili ileś czasu w więzieniu mogą być niebezpieczni po wyjściu zza krat. Lecz czy w celu zapobiegania zagrożeniom, jakie skazani kryminaliści mogą stwarzać w przyszłości wszystkich przestępców należałoby skazywać na dożywocie (i to może jeszcze z zakazem warunkowego przedterminowego zwolnienia)? Z tego, co tu zostało powiedziane wniosek taki zdaje się logicznie wynikać, lecz myślę jednak, że większość czytelników tego tekstu uznałaby pomysł skazywania wszystkich przestępców na bezwzględne dożywocie za absurdalny.

Poza tym, chciałbym zauważyć, że sprawcy najcięższych zbrodni, skazywani na dożywocie, lub bardzo wiele lat więzienia (np. 25 w obecnym stanie prawnym, czy 30 po ewentualnym wejście w życie nowelizacji k.k.) mogą – perspektywicznie – być mniej niebezpieczni w przypadku wypuszczenia ich na wolność, niż sprawcy mniejszych przestępstw, skazywani na krótsze wyroki. Dlaczego? Otóż z prostego powodu: są to (zwłaszcza dożywotnicy) ludzie, odnośnie których istnieje praktyczna gwarancja, że pozostaną oni w więzieniu bardzo długo. W przypadku prawomocnego skazania na dożywocie jest to w obecnym stanie prawnym przynajmniej 25 lat – aczkolwiek sąd może wyznaczyć jakiś dłuższy okres – zaś jeśli nowelizacja kodeksu karnego wejdzie w życie, będzie to przynajmniej 30 lat. A przez 25, czy 30 – lub jeszcze więcej – lat w człowieku może się zmienić dużo. Nie wskutek – bynajmniej – „dobroczynnego” działania pobytu w więzieniu, ale z powodu chociażby zmian biologicznych, związanych np. ze spadkiem poziomu testosteronu. Naprawdę jest mało prawdopodobne, by ktoś, kto był skrajnie agresywny i zapalczywy w wieku lat np. dwudziestu kilku, był równie agresywny i zapalczywy w wieku lat np. osiemdziesięciu. A przewidzieć tego, jaki człowiek mający np. 20 lat będzie po jakimś bardzo długim czasie – za lat 30, 40, 50 czy jeszcze więcej – i czy będzie on również wtedy stwarzał zagrożenie dla innych w przypadku wypuszczenia go z więzienia – w momencie skazywania go za dokonane przez niego przestępstwo, czy też przestępstwa po prostu się nie da. Prawda odnośnie długoterminowych – a więc skazywanych przede wszystkim za zabójstwa – więźniów jest taka, że o wiele rzadziej popełniają oni przestępstwo po wyjściu na wolność, niż skazani za mniej groźne czyny na mniejsze wyroki. Jak można przeczytać w opublikowanym w 1999 r. w „Gazecie Wyborczej” artykule Jacka Hugo – Badera „Stoję pod klapą i czekam”Długowyrokowcy po odsiedzeniu swojej "pajdy" prawie nigdy nie wracają do zakładu karnego. (Z dziesięciu innych sześciu wraca). Józef Korecki, wieloletni dyrektor zakładów karnych i autor książki o wieloletnich wyrokach, przebadał losy 190 byłych więźniów, którzy siedzieli z karą dożywocia lub 25 lat. Tylko 14 wróciło później do więzienia. Rzucają się na życie, przyśpieszają, jakby chcieli odrobić stracony w kryminale czas. Natychmiast się żenią. Przyzwyczaili się do opieki, więc łapią pierwszą z brzegu wdówkę lub rozwódkę, najlepiej z dachem nad głową i małymi choćby dochodami. Są dobrymi mężami, a potem ojcami. Dobrze pracują”. Twierdzenie, że o niektórych ludziach z góry można powiedzieć to, że za niewiadomo ile lat niewątpliwie będą oni nadal groźni dla społeczeństwa – w związku z czym trzeba im zapewnić murowany pobyt do końca życia za kratami – jest więc po prostu irracjonalne. Być może, że ewentualne przyszłe niebezpieczeństwo, jakie stwarzają sprawcy niektórych wyjątkowo groźnych, okrutnych i odrażających przestępstw – np. morderstw (zwłaszcza seryjnych) na tle seksualnym – uzasadnia skazywanie takich ludzi na naprawdę bardzo długie wyroki – tak długie, ewentualnie mogli oni opuścić zakład karny w takim wieku, w którym ich popędy osłabną już na tyle, że zagrożenie z ich strony będzie bardzo mało prawdopodobne – a więc np. na dożywocie z zakazem warunkowego zwolnienia wcześniej, niż po 30, 40, czy nawet 50 latach. Być może, że są i tacy, którzy ze względu na stwarzane przez siebie zagrożenie nie powinni wyjść z więzienia nigdy. Lecz nie da się odgórnie stwierdzić tego, że ktoś, kto jest bardzo niebezpiecznym człowiekiem w wieku lat np. 20, czy 25, będzie niebezpiecznym człowiekiem także wtedy, gdy będzie miał lat 70, 80 czy 90 – to można w jakiś w miarę sensowny sposób próbować ocenić dopiero wówczas, gdy ten ktoś będzie w takim wieku. Reasumując, możliwe przyszłe zagrożenie stwarzane przez skazanego choćby za najgorszą zbrodnię (czy szereg zbrodni) z tej racji, że nie da się go z góry przewidzieć – oraz w świetle faktu, że długoterminowi, a więc skazywani za najcięższe zbrodnie więźniowie zdecydowanie rzadziej popełniają przestępstwa od innych więźniów – choć być może uzasadnia możliwość orzekania przez sądy kary dożywotniego więzienia z dłuższym okresem odsiadki koniecznej do uzyskania prawa do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie, niż 25 lat – to nie uzasadnia jednak wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego, absolutnego dożywocia.

Pozostaje do rozważenia jeszcze jedna przesłanka wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywotniego pozbawienia wolności: taka mianowicie, że sprawcom niektórych przestępstw taka akurat kara się po prostu należy. Rozumowanie tu jest takie: pewne zbrodnie – np. ludobójstwo, czy szczególnie okrutne morderstwa – są niejako „złem absolutnym” – wymagającym wymierzenia najwyższej możliwej kary. Oczywiście, wielu ludzi jest zdania, że takie najcięższe zbrodnie powinny być karane śmiercią. Lecz jeśli odrzucamy karę śmierci – choćby z tego względu, że Polska należy do Unii Europejskiej i Rady Europy – zaś nie odrzucamy kary więzienia jako środka reagowania na przestępstwa – to taką najwyższą możliwą karą, należną sprawcom najcięższych zbrodni, jest bezwzględne dożywocie.

Czy jednak wprowadzenie do kodeksu karnego przepisów umożliwiających skazywanie niektórych przestępców na bezwzględne dożywocie można w przekonywujący sposób uzasadnić przy użyciu argumentu, że taka właśnie kara jest sprawiedliwą odpłatą za pewne, najcięższe zbrodnie?

Myślę, że z uzasadnieniem przepisów wprowadzonych do kodeksu karnego, tj. art. 77 §§ 3 i 4 przy użyciu takiej argumentacji związane są spore kłopoty. Byłoby w tym względzie pół biedy, gdyby z tych przepisów – bądź ewentualnie innych zapisów uczynionych w kodeksie karnym – wynikało, że na bezwzględne dożywocie mogą być skazywani jedynie sprawcy naprawdę najcięższych zbrodni – a więc np. ludobójstwa, mordowania jeńców wojennych czy ludności cywilnej w czasie wojny, bądź szczególnie okrutnych, masowych lub seryjnych zabójstw, na dodatek maksymalnie winni swoich czynów. Lecz tak jednak nie jest. Na bezwzględne dożywocie – pod warunkami określonymi w art. 77 §3 i §4 k.k. będą mogli być skazywani wszelcy sprawcy umyślnych zabójstw, w tym także ci, którzy dokonali zbrodni w afekcie, który jednak nie został przez sąd uznany za usprawiedliwiony. Na taką karę będą mogli być skazywani ludzie z ograniczoną poczytalnością. Wprowadzone do kodeksu karnego przepisy nie wykluczają też skazywania na bezwzględne dożywocie osób winnych np. jedynie pomocnictwa w zbrodni. Warto zwrócić uwagę, że według art. 18 §3 k.k. za pomocnictwo (jak była tu już zresztą mowa) odpowiada ktoś, kto „wbrew prawnemu, szczególnemu obowiązkowi niedopuszczenia do popełnienia czynu zabronionego swoim zaniechaniem ułatwia innej osobie jego popełnienie”. Przestępstwo określone w tym przepisie (bynajmniej nie twierdzę, że niesłusznie istniejące w kodeksie karnym) polega nie na zrobieniu czegoś, lecz po prostu na bierności. Teoretycznie rzecz biorąc, może być ono popełnione tylko w sposób umyślny (pomocnik tego rodzaju, o jakim jest mowa w części art. 18 §3 k.k. po średniku musi chcieć tego, by osoba w odniesieniu do której ma on szczególny, prawny obowiązek zapobieżenia popełnieniu przez nią czynu zabronionego prawem karnym takiego czynu dokonała), lecz mimo wszystko (na moje wyczucie) wydaje mi się, że na podstawie tego przepisu całkiem łatwo można byłoby skazać kogoś, kto tak naprawdę nie chciałby tego, by np. jakiś jego podwładny popełnił przestępstwo. Nie będzie też prawnie wykluczone – co było tu już zresztą powiedziane – skazywanie na bezwzględne dożywocie (przy spełnieniu warunków określonych w art. 77 §3 lub §4 k.k.) ludzi, których działanie wyrządziło de facto niewielką szkodę – co nie jest przecież całkiem wykluczone w przypadku np. przestępstwa podjęcia w porozumieniu z innymi osobami działalności zmierzającej do np. zmiany przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej – jakkolwiek z art. 127 §1 k.k. jednoznacznie wynika, że przestępcza działalność mająca na celu doprowadzenie do zmiany konstytucyjnego ustroju RP  musi być działalnością zmierzającą do osiągnięcia tego celu przy użyciu przemocy, to jednak nic w tym przepisie nie wskazuje na to, jak poważna musi być użyta w zamiarze osiągnięcia wskazanego w nim celu przemoc (nie ma tu mowy np. o tym, że musi to być przemoc o charakterze zbrojnym), ani jakie muszą być jej skutki – nie jest też zresztą wykluczone skazanie na podstawie tego przepisu kogoś, kto de facto nie użyłby żadnej rzeczywistej przemocy, jeśli tylko sąd stwierdziłby, że bezpośrednio (co też jest przecież pojęciem podatnym na interpretacje) zmierzałby on do jej użyciu w zamiarze dokonania siłowej zmiany ustroju państwa. Jak pisałem tu już wcześniej, dożywocie – a więc także, w przypadku jeśli zostałyby spełnione warunki określone w art. 77 §3 lub §4 k.k. bezwzględne dożywocie – grozi także komuś, kto w porozumieniu z innymi osobami podejmuje działalność zmierzającą bezpośrednio do pozbawienia Polski niepodległości lub oderwania części jej obszaru. W art. 127 §1 k.k. nie ma mowy o tym, że działalność zmierzająca do osiągnięcia takich celów musi polegać na stosowaniu przemocy (czy choćby dążeniu do jej zastosowania) – teoretycznie rzecz biorąc, może ona polegać na dążeniu do osiągnięcia takich celów w jakikolwiek sposób, pod warunkiem, że działalność ta podjęta zostałaby w porozumieniu z innymi osobami i zmierzałaby do osiągnięcia zakładanego celu „bezpośrednio”. Nie jest wykluczone (choć pewnie – na mój rozum - mało prawdopodobne), że za taką działalność mogłoby zostać uznane po prostu szerzenie haseł domagających się niepodległości jakiejś części Polski (bądź przyłączenia jej do innego kraju) – albo np. przyłączenia Polski do jakiegoś innego państwa. Dożywocie za tego rodzaju działalność (która moim zdaniem powinna być traktowana jako korzystanie z wolności słowa) to chyba lekka przesada.

Według uchwalonych przez Sejm przepisów dożywocie – a więc także, potencjalnie, bezwzględne dożywocie ma grozić także za takie przestępstwo, jak zgwałcenie osoby małoletniej poniżej 15 lat lub ze szczególnym okrucieństwem. To są – rzecz jasna, czyny bez jakiejkolwiek wątpliwości wyrządzające ich ofiarom niezwykle dotkliwą krzywdę. Lecz mimo wszystko – ośmielę się zauważyć – nie są to czyny, które w jakiś konieczny sposób trwale odbierają ich ofiarom zdrowie – czy to fizyczne, czy psychiczne – nie mówiąc już o tym, że nie są to czyny skutkujące śmiercią pokrzywdzonych. Powinno za takie czyny grozić (aż) dożywocie – a w pewnych przypadkach dożywocie bezwzględne? Opinie (czy po prostu odczucia) na ten temat z pewnością mogą być różne… lecz wydaje mi się, że cokolwiek mniej ludzi akceptowałoby skazywanie na bezwzględne dożywocie nawet bardzo brutalnych gwałcicieli (czy gwałcicieli nieletnich poniżej 15 lat) niż masowych, seryjnych czy sadystycznych morderców. Jeśli więc nawet można byłoby uznać, że bezwzględne dożywocie jest właściwą karą dla najgorszych – dokonujących najcięższych zbrodni, działających w sposób najbardziej okrutny, postępujących z  maksymalną premedytacją i najbardziej niebezpiecznych przestępców – to przepisy wprowadzone przez Sejm do kodeksu karnego nie dają (pełnej – w każdym razie) gwarancji, że tylko tacy ludzie będą skazywani na najwyższy możliwy wymiar kary.

Lecz skupmy się – dla dobra argumentacji – na tych „najgorszych” zbrodniarzach, zakładając – co jest rzeczą prawdopodobną, lecz – trzeba pamiętać, mimo wszystko nie pewną - że sprawcy innych przestępstw, jak szczególnie okrutne, masowe, czy seryjne morderstwa względnie (np.) ludobójstwo nie będą skazywani na bezwzględne dożywocie. Czy wymierzanie takim właśnie „najgorszym” przestępcom kary dożywotniego pozbawienia wolności ze z góry wykluczoną możliwością wyjścia z więzienia kiedykolwiek – choćby chodziło o kogoś, kto popełniwszy w młodym wieku jakąś straszną zbrodnię miał dożyć za kratami 100 lat – dałoby się uzasadnić w oparciu o argument, że sprawcom najbardziej bestialskich zbrodni taka kara, jak bezwzględne i do końca odsiedziane dożywocie po prostu się należy?

Z udzieleniem pozytywnej odpowiedzi na powyższe pytanie też jest (jak dla mnie przynajmniej) problem – nawet, jeśli przyjmiemy wstępne założenie, że bezwzględne dożywocie może być odpowiednią karą dla niektórych sprawców najcięższych zbrodni. Jest tak po części dlatego, że również wśród tych „najgorszych” zbrodniarzy są ci… no właśnie… najgorsi – i ci może troszkę ciut „lepsi” – a w każdym razie nieraz można by się było spierać odnośnie tego, czy kogoś można zaliczyć do „najgorszych” przestępców, zasługujących na najwyższy możliwy wymiar kary – poza którym czymś teoretycznie możliwym do wyobrażenia jest już tylko kara śmierci – która jak wiadomo nie jest przewidywana przez polskie prawo i nie jest możliwa do przywrócenia tak długo, jak Polska należy do Unii Europejskiej i Rady Europy – czy jednak nie. Zwróćmy w tym kontekście uwagę na to, że kara dożywotnego więzienia, bądź dożywotniego więzienia z obligatoryjnym wydłużeniem okresu pobytu za kratami przed uzyskaniem możliwości starania się o warunkowe przedterminowe zwolnieni, czy też w czasach PRL kara śmierci bywała czasem wymierzana nie tylko sprawcom absolutnie najcięższych, najdrastyczniejszych zbrodni (choć oczywiście, takie pojęcie jak „absolutnie najcięższe, najdrastyczniejsze zbrodnie” też jest przecież cokolwiek względne) ale także sprawcom tych przestępstw, w odniesieniu do których można byłoby mieć uczciwą wątpliwość, czy dałoby się je zaliczyć do takich. I tak np. w czasach PRL na szubienicy zawiśli zarówno niejaki Zdzisław Marchwicki, skazany przez Sąd Wojewódzki w Katowicach za zabójstwo 14 kobiet, jak i jego brat Jan, skazany razem ze Zdzisławem za podżeganie do ostatniego z rzekomo popełnionych przez niego zabójstw. W sprawie Marchwickich istnieją oczywiście (jak dość powszechnie chyba zresztą wiadomo) nader poważne wątpliwości odnośnie tego czy byli oni winni przypisanych im morderstw. Najprawdopodobniej – to trzeba wyraźnie powiedzieć – nie mieli z nimi nic wspólnego. Ale gdyby nawet było tak, że Zdzisław Marchwicki naprawdę zamordowałby 14 kobiet, a Jan Marchwicki zachęcał go do zabicia Jadwigi Kucianki – to mimo wszystko, istniałaby różnica, jeśli chodzi o rozmiar zła spowodowanego przez te dwie osoby. Kogoś kto z premedytacją zamordował kilkanaście osób bez specjalnego problemu zaliczylibyśmy – jak myślę – do „najgorszych” zbrodniarzy. Ale odnośnie kogoś, kto podżegał do jednego zabójstwa więcej z nas (czytelników tego tekstu czy też ogólnej publiki) – jak przypuszczam - miałoby co do tego wątpliwość, nawet gdyby było tak, że podżeganie to było skuteczne i jego skuteczność była praktycznie z góry pewna. I weźmy też niektóre sprawy z czasów, kiedy do polskiego prawa została już przywrócona kara dożywotniego więzienia. Np. tę dotyczącą głośnego swego czasu zabójstwa prostytutki w bloku przy ul. Chłodnej w Warszawie w 2009 r. W tej sprawie wiadomo, że zabójca zaprosił ofiarę do mieszkania w jednym z bloków osiedla Za Żelazną Bramą, a gdy ta przybyła na miejsce, powiedział jej…. że to był żart. Rzekomo doszło między nimi do awantury, która skończyła się tym, że kobieta została uduszona metalowym łańcuchem, a jej ciało pocięte na kawałki i częściowo spuszczone do kanalizacji. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał sprawcę tej zbrodni na 15 lat więzienia, później warszawski Sąd Apelacyjny wyrok ten uchylił i przekazał sprawę sądowi okręgowemu do ponownego rozpatrzenia – zaś drugi proces zakończył się dla Jonasza S. wyrokiem dożywocia. Nie znając bardzo dokładnych szczegółów sprawy – która w czasie, gdy się ona toczyła interesowała mnie – powiedzmy – tyle samo, ile interesowały mnie różne inne sprawy, o których informowano w mediach (nie mówiąc już o tym, że procesy Jonasza S. toczyły się przy drzwiach zamkniętych) nie mogę tak naprawdę wyrazić opinii, który wyrok w sprawie morderstwa na Chłodnej był słuszny (czy też, powiedzmy, słuszniejszy). Chciałbym zwrócić uwagę jedynie na to, że poszczególne składy sędziowskie poważnie różniły się między sobą, jeśli chodzi o określenie tego, na jaką karę zasługuje Jonasz S. Bo, zauważmy, różnica wyroków w pierwszym i drugim procesie to nie było np. 25 lat i dożywocie – a więc kary formalnie rzecz biorąc „sąsiadujące” ze sobą (choć i tak w gruncie rzeczy diametralnie odmienne) – ale 15 lat i dożywocie – a więc kary, które co do rozmiaru w żadnym wypadku nie „sąsiadują” ze sobą i których odmienność jest jeszcze większa, niż odmienność kary 25 lat więzienia i kary dożywocia.

I weźmy też sprawę innej – absolutnie, to trzeba jasno powiedzieć – koszmarnej zbrodni,  jaką było zabójstwo 12 letniej Ani w Górze Kalwarii w styczniu 2004 r. Tam morderca wszedł do mieszkania, w którym mieszkała jego znana mu poniekąd ofiara (najprawdopodobniej został przez nią wpuszczony), zagroził jej nożem, żeby wskazała, gdzie są pieniądze, potem brutalnie ją zgwałcił – a gdy Ania zagroziła, że o wszystkim powie swemu tacie, skrępował ją i udusił kablem elektrycznym. Po tym wszystkim odkręcił kurki w kuchence gazowej i podpalił mieszkanie, chcąc zatrzeć ślady przestępstwa. Na szczęście nie doszło do wybuchu gazu, na który liczył.

Sprawca tej okrutnej zbrodni dostał dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odsiedzeniu co najmniej 50 lat (był to, o ile się dobrze orientuję, drugi taki wyrok w Polsce – pierwszy, od którego, jak pamiętam nie złożono apelacji, wydał Sąd Okręgowy we Wrocławiu w 2002 r. wobec pięciokrotnego mordercy). Czy był to słuszny wyrok w jego sprawie? Nie ośmielę się stwierdzić, że nie – nie znam zresztą całej tej sprawy na tyle dobrze, bym mógł się (w moim odczuciu) się na ten temat wypowiadać… aby móc to zrobić, potrzebne byłyby porównania tego i innych, w miarę możliwości podobnych przestępstw, porównania charakteru ich sprawców, perspektyw ich resocjalizacji itp. Lecz chciałbym mimo wszystko zauważyć, że wyroki z cokolwiek krótszym okresem obligatoryjnej odsiadki w więzieniu dostawali ludzie, których zbrodnie były – dałoby się to z powodzeniem, jak myślę, twierdzić – nie mniej okrutne, niż wspomniane tu wcześniej morderstwo w Górze Kalwarii. Weźmy tu choćby niejakiego Grzegorza Szelesta, jednego z trzech sprawców krwawego napadu na Kredyt Bank w Warszawie przy ulicy Żelaznej 3 marca 2001 r. W wyniku tego napadu zamordowane zostały 4 osoby – 3 kasjerki oraz ochroniarz. Grzegorz Szelest strzelał swym ofiarom w tył głowy (podczas procesu powiedział „strzeliłem pach, pach, pach”) – przynajmniej dwie z nich musiały mieć świadomość, że za chwilę zginą. Ponadto, działał z absolutną premedytacją – co niekoniecznie, chciałbym zauważyć, miało miejsce w przypadku wspomnianego wcześniej morderstwa w Górze Kalwarii, gdzie sprawca mógł zadecydować o zabiciu swej ofiary pod wpływem strachu, że poniesie on odpowiedzialność za gwałt i próbę rabunku. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Grzegorza Szelesta na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po co najmniej 40 latach odsiadki. Jak by się więc na to nie patrzeć, Szelest dostał względnie łagodniejszy wyrok, niż Piotr Murawski, który zgwałcił i zamordował 12 letnią Anię w Górze Kalwarii – mimo, że trudno byłoby powiedzieć, że dokonana przez niego zbrodnia była mniejsza i dokonana w mniej obciążających okolicznościach, niż zbrodnia dokonana przez Piotra Murawskiego. Jak więc widać, nawet odnośnie tych najgorszych zbrodniarzy można mieć wątpliwości, którzy z nich (czy też które z popełnionych przez nich przestępstw) są naprawdę najgorsi – tak, by można było uznać, że dożywocie z zakazem warunkowego przedterminowego zwolnienia jest jedyną sprawiedliwą karą za to, co ludzie ci zrobili. Bo przecież ci, którzy wymyślili wprowadzenie do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia z pewnością nie chcieli tego, by kara ta była wymierzana np. za każde umyślne zabójstwo (gdyby tak było, to ograniczyliby oni możliwy wymiar kary za zabójstwo do dożywocia i zastrzegliby, że ktoś prawomocnie skazany za zabójstwo nigdy nie może zostać zwolniony z więzienia) lecz raczej – można przypuszczać - chcieli tego, by była to kara stosowana wobec najgorszych – najbardziej brutalnych i okrutnych – przestępców. Lecz nie jest łatwo ocenić, czy ktoś swoim działaniem przekroczył granicę brutalności, okrucieństwa – czy generalnie rzecz biorąc rozmiaru zbrodni (ta ostatnia kwestia może się tyczyć szczególnie sprawców morderstw seryjnych bądź masowych) – tak, że jedyną sprawiedliwą karą jest dla niego nie choćby dożywocie z prawem do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po 50 – czy, dajmy na to, nawet po 60 bądź 70 latach – lecz dożywocie bez możliwości wyjścia z więzienia kiedykolwiek. W kontekście poruszonego tu problemu warto jest sięgnąć do opublikowanego w 2008 r. artykułu prof. Andrzeja Rzeplińskiego „Kara śmierci w trybie doraźnym (sprawa IVK dor. 24/83 w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie)”. Tematyka tego artykułu dotyczy wprawdzie – jak wskazuje jego tytuł – kary śmierci (wyrok, o którym w przeważającej części tego tekstu jest mowa dotyczy sprawy dokonanego przez dwie osoby zabójstwa taksówkarza w Otwocku, obaj sprawcy tego czynu zostali skazani przez Sąd Wojewódzki w Warszawie na 25 lat więzienia, przy czym w stosunku do jednego z nich taki wyrok zapadł dlatego, że jeden z trójki orzekających w tej sprawie sędziów – Lech Paprzycki, poniekąd późniejszy sędzia i prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego nie zgodził się na wydanie wyroku śmierci – a zgodnie z obowiązującymi w czasie stanu wojennego, kiedy to toczyła się ta sprawa przepisami o postępowaniu doraźnym mógł zapaść tylko jednomyślnie. Jednak wyrok w tej sprawie został zaskarżony do Sądu Najwyższego w trybie rewizji nadzwyczajnej przez ministra sprawiedliwości oraz Prokuratora Generalnego PRL – przy czym ten drugi domagał się od Sądu Najwyższego skazania na karę śmierci obu oskarżonych. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy karę 25 lat więzienia wobec Wiktora Maliszewskiego, natomiast Waldemara Krakosa skazał na karę śmierci. Rada Państwa nie skorzystała wobec Krakosa z prawa łaski i Krakos został powieszony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie) ale to, co zostało w nim powiedziane jest aktualne także w odniesieniu do kary dożywocia, a szczególnie dożywocia z zakazem warunkowego zwolnienia. W artykule tym prof. Rzepliński pisał m.in. o dwóch wyrokach Sądu Najwyższego z lat siedemdziesiątych, w których była mowa o tym, w jakich przypadkach dopuszczalne jest skazanie kogoś na karę śmierci. W pierwszym z nich – z 1971 r. – zostało stwierdzone, że „kara śmierci może być (…) orzeczona tylko za zagrożone taką karą przestępstwo charakteryzujące się określoną wyjątkowością na tle innych popełnionych przestępstw tego samego rodzaju, i to w szczególności ze względu na pobudki i sposób działania sprawcy”. W drugim – wydanym w 1973 r. – powiedziane zostało, że „może być ona [kara śmierci] orzeczona tylko za zagrożone taką karą przestępstwo charakteryzujące się określoną wyjątkowością na tle innych popełnionych przestępstw tego samego rodzaju, i to w szczególności ze względu na pobudki i sposób działania sprawcy o tak głębokiej demoralizacji, iż nie istnieje lub istnieje nikła podstawa do pomyślnego rokowania co do jego resocjalizacji”. Ze wspomnianych wyroków zdawało się wynikać, że jeśli jacyś ludzie zasługiwali zdaniem Sądu Najwyższego na karę śmierci, to tylko jacyś wyjątkowo okrutni, działający w wyniku szczególnie zasługującej na potępienie motywacji i do tego wykazujący skrajną demoralizację przestępcy. Lecz, jak pisał Andrzej Rzepliński „Niestety, zarówno sądy wojewódzkie, jak i SN używały tych tez dość dowolnie – w podobnych przedmiotowo oraz podmiotowo sprawach o zabójstwo – jako dodatkowego argumentu za karą śmierci w konkretnym przypadku albo – odwrotnie – jako argumentu przeciwko wymierzeniu takiej kary”. W sprawie dotyczącej zamordowania taksówkarza pod Otwockiem dwóch sędziów Sądu Wojewódzkiego w Warszawie – nawiasem mówiąc, jedna z tych osób, sędzia Halina Gawlicka przewodniczyła składowi orzekającemu, który 16 kwietnia 1985 r. wydał ostatni wyrok śmierci, jaki zapadł w tym sądzie (wyrok ten został uchylony przez Sąd Najwyższy, w ponownym procesie oskarżony został skazany na 25 lat więzienia, został wypuszczony na wolność w 2005 r. i przynajmniej do 2008 r. nie popełnił ponownie przestępstwa) – odwołało się do wspomnianych stwierdzeń w celu uzasadnienia opinii, że Waldemar Krakos zasłużył na karę śmierci. Lecz oba przytoczone tu wcześniej zdania z wyroków Sądu Najwyższego z lat 70. były częścią uzasadnień decyzji, w których Sąd Najwyższy zamienił wyroki śmierci wydane przez sądy wojewódzkie, na wyroki po 25 lat więzienia. Wyroki te, warto zauważyć, dotyczyły przestępstw, które – o ile można to oceniać na podstawie ich krótkich opisów w artykule Rzeplińskiego – nie były w jakiś oczywisty i konieczny sposób mniejsze od zbrodni, za którą na stryczku zawisł Waldemar Krakos. Obie  te sprawy – podobnie jak sprawa Krakosa – dotyczyły recydywistów, którzy dokonali zabójstw na tle rabunkowym, a ponadto kradzieży. Rzepliński wspomniał też w swoim tekście o postanowieniu peerelowskiej Rady Państwa, która 16 marca 1988 r. zebrała się po to, by zadecydować, czy dwie osoby skazane na karę śmierci za morderstwa (pojedyncze) zostaną ułaskawione – a ich wyroki zamienione na 25 lat pozbawienia wolności – czy zawisną na szubienicy. Jedna z tych osób – skazana za brutalne zamordowanie swojej żony – została ułaskawiona, wyrok wobec drugiej wykonano (był to ostatni wykonany wyrok śmierci w Polsce, rzecz działa się 21 kwietnia 1988 r. w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie). W opinii Rzeplińskiego morderstwo dokonane przez tego, który na stryczek nie trafił, zostało popełnione w bardziej obciążających okolicznościach. To prawda, że decyzja Rady Państwa o posłaniu jednego z dwóch wspomnianych powyżej skazańców, winnych dokonania brutalnych morderstw, na szubienicę i o darowaniu życia drugiemu nie była wyrokiem sądu, lecz postanowieniem podjętym przez ciało o charakterze politycznym (w okresie PRL Rada Państwa pełniła funkcję – można to tak określić – „kolektywnego prezydenta”, składała się ona z 17 osób formalnie rzecz biorąc powoływanych i odwoływanych przez Sejm; przewodniczącym Rady Państwa w latach 1985 – 1989 był I Sekretarz KC PZPR gen. Wojciech Jaruzelski). Lecz zakładając trafność opinii Andrzeja Rzeplińskiego, że morderca ułaskawiony w marcu 1988 r. przez Radę Państwa popełnił zbrodnię w okolicznościach cokolwiek mniej obciążających od tego, który na mocy decyzji Rady Państwa zawisł na szubienicy (choć oczywiście, opinia ta może być przedmiotem sporów co do jej słuszności – przeciwko opinii byłego prezesa TK można byłoby podnieść np. kontrargument, że powieszony Stanisław Czabański nie tylko zgwałcił i zamordował kobietę, ale też próbował zabić jej dwie nieletnie córki) to chciałbym zauważyć, że choć decyzja Rady Państwa, o której tu jest mowa nie była wyrokiem sądu, to sędziowie, jeśli chodzi o podejmowanie tego rodzaju decyzji, jak ta, przed podjęciem której stanęła Rada Państwa podczas posiedzenia 16 marca 1988 r. nie są – za przeproszeniem – mądrzejsi niż inni ludzie – choćby i tacy, jak członkowie peerelowskiej Rady Państwa. Sędziowie są – a w każdym razie powinni być – mistrzami, jeśli chodzi o znajomość przepisów prawnych i procedur. Lecz – przynajmniej przy założeniu, że fakty dotyczące danej sprawy są ustalone i bezsporne (ustaleniu i udowodnieniu tych faktów ma służyć proces sądowy) – sędziowie nie są bardziej kompetentni do stwierdzenia tego, który ze sprawców brutalnej zbrodni zasłużył na bezwzględne dożywocie (czy też – w przeszłości – na karę śmierci) niż kompetentni „w tym temacie” są wszelcy inni, ogólnie rzecz biorąc rozgarnięci ludzie. (3) Nauka z tego, co zostało tu powiedziane jest taka, że nie ma żadnych gwarancji, że kara dożywocia bez prawa do warunkowego zwolnienia będzie stosowana wyłącznie wobec jakichś „najgorszych” zbrodniarzy – bezsprzecznie nie zasługujących na żaden inny wymiar kary. Nie da się bowiem wyznaczyć granicy między „najgorszymi” przestępcami – zasługującymi na bezwzględne dożywocie – i tymi „nie – najgorszymi” – zasługującymi może nawet na dożywocie, ale jednak nie bezwzględne – absolutne – dożywocie. Pomimo przewidzianych art. 77 § 3 i § 4 zmienionego przez Sejm kodeksu karnego zastrzeżeń co do tego, w jakich przypadkach przestępcy mogliby być skazywani na karę dożywocia z zakazem wypuszczenia ich kiedykolwiek zza krat nie może być wątpliwości co do tego, że decyzje co do tego, czy skazać kogoś na bezwzględne dożywocie – czy też „tylko” na „zwykłe” dożywocie, bądź dożywocie z okresem odsiadki niezbędnej do uzyskania prawa o staranie się o warunkowe przedterminowe zwolnienie wydłużonym ponad minimalne 25 lat – musiałyby być podejmowane przez sądy w sposób w pewnym przynajmniej stopniu arbitralny i oparty na przysłowiowym widzimisię członków składu orzekającego.   

Reasumując, nie ma – moim zdaniem – dobrych powodów do wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia. Powody zaś, dla których karę taką próbuje się do kodeksu karnego wprowadzić mają charakter czysto populistyczny.

Kary bezwzględnego dożywocia być więc – według mnie – nie powinno. Czy powinna jednak istnieć kara po prostu dożywocia – z dopuszczalnym warunkowym zwolnieniem skazanego po wielu (np. 25 lub jeszcze więcej) latach odsiadki?

Z postulowaniem zniesienia kary dożywotniego więzienia byłbym cokolwiek ostrożniejszy, niż ze sprzeciwem wobec pomysłu wprowadzenia kary bezwzględnego dożywotniego więzienia. Jak już tu wcześniej wspomniałem, być może istnieją – czy też mogą zdarzać się -  ludzie, którzy dokonali jakichś potwornych zbrodni i są do tego na tyle niebezpieczni, że nigdy nie powinni wyjść zza krat. Nie twierdzę w każdym razie, że ludzi takich na pewno nie ma – twierdzę co najwyżej to, że w momencie skazywania kogoś za zbrodnię (czy szereg zbrodni) popełnionych przez niego w wieku np. 20, czy 30 lat nie można w sposób stanowczy powiedzieć, że ten ktoś będzie stwarzał realne zagrożenie dla społeczeństwa kilkadziesiąt lat później.

Lecz dożywocie też jest karą, której istnienie można w sensowny sposób kwestionować. To prawda, że kara ta jest przewidziana przez zdecydowaną większość systemów prawnych świata, choć warto pamiętać, że np. w zdecydowanej większości państw europejskich wymogi dotyczące spełnienia warunków przedterminowego zwolnienia są znacznie korzystniejsze dla skazanych na tą karę, niż w Polsce. Ale są też kraje, w których kara dożywocia po prostu nie istnieje. Jak wynika z artykułu w Wikipedii, kary dożywotniego więzienia nie ma w krajach Ameryki Łacińskiej z wyjątkiem Kuby, Peru, Argentyny, Chile, oraz Gujany i Gujany Francuskiej, nie ma jej też w afrykańskich państwach Namibia, Mozambik i Gwinea – Bissau, nie ma jej ponadto w Mongolii, zaś w Europie w Portugalii, Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, w Norwegii i na Islandii.

Czy da się twierdzić, że w krajach, w których nie ma kary dożywocia z powodu braku tej kary – co ma skutek w postaci tego, że skazani nawet na najwyższy możliwy w tych krajach wymiar kary mordercy mogą, jeśli odsiedzą swoje wieloletnie wyroki, w końcu wyjść na wolność (z zastrzeżeniem, że odsiadka może trwać naprawdę baaaaardzo długo, zwłaszcza, jeśli system prawny danego kraju pozwala na nieograniczone sumowanie kar za poszczególne przestępstwa) (4) mają miejsce mogące mieć z tym związek zjawiska, których występowanie powinno skłaniać rozsądnie myślącą osobę do co najmniej powściągliwości, jeśli chodzi o prezentowanie (czy popieranie) pomysłów zniesienia kary dożywotniego więzienia? Próbując odpowiedzieć na postawione powyżej pytanie muszę stwierdzić, że nie wszelkie negatywne zjawiska, hipotetycznie choćby mogące wiązać się z nieistnieniem w niektórych krajach kary dożywocia, są mi w ogóle znane. Czy w krajach, w których kara dożywotniego pozbawienia wolności nie istnieje zdarzają się np. historie tego rodzaju, że brutalny morderca, który gdzie indziej dostałby dożywocie (albo karę śmierci), zostaje skazany na najwyższy przewidziany przez prawo danego kraju wymiar kary – a więc np. 40 (np. Chorwacja), 30 (np. Brazylia i Kolumbia), 25 (Portugalia), czy 21 (jak ma to miejsce w Norwegii) lat więzienia po odsiedzeniu wyroku wyjdzie na wolność i ponownie kogoś zabije – a co nie zdarzyłoby się, gdyby ten ktoś siedział za kratami do końca życia, bądź przynajmniej o wiele dłużej, niż pozwala na to prawo danego kraju (a więc np. nie 30, ale 60, czy  jeszcze więcej lat) i czego można byłoby uniknąć dzięki karze dożywocia? Na swój rozum, nie jestem w stanie takich historii po prostu wykluczyć, aczkolwiek podejrzewam, że nie są one częste: jak była tu już mowa, długoterminowi więźniowie znacznie rzadziej wracają do popełniania przestępstw po wyjściu na wolność, niż odsiadujący krótsze wyroki. Przyznam jednak, że nie mogę powiedzieć nic konkretnego na temat takiego rodzaju przypadków.

Mogę natomiast na podstawie danych dostępnych w Internecie podać np. liczby zabójstw przypadających rocznie na statystyczne 100 tys. mieszkańców niektórych krajów, w których kary dożywocia nie ma i porównać je z liczbami takich przestępstw w niektórych krajach, w których kara taka istnieje. Jak jednak liczby te – i wynikające z nich porównania – wyglądają?

Od razu trzeba powiedzieć, że niektóre przykłady dotyczące liczby zabójstw w krajach, gdzie nie ma kary dożywotniego pozbawienia wolności nie są zbyt budujące. Jak była tu już mowa, kary dożywocia nie ma w większości państw Ameryki Łacińskiej. Lecz są to – jak dobrze chyba zresztą wiadomo – kraje z bardzo nasiloną przestępczością, w tym także tą o najbardziej brutalnym charakterze. I tak np. w 2020 r. w Kolumbii, gdzie maksymalny możliwy wyrok wynosi 60 lat więzienia na 100 tys. mieszkańców przypadało 22,6 zabójstwa, zaś w Brazylii – gdzie najwyższy wymiar kary sięga 30 lat – na 100 tys. mieszkańców przypadało 20,9 zabójstw. W również nie znającym kary dożywocia (choć mającym karę 75 lat więzienia – a więc w praktyce dożywocia) – Salwadorze na 100 000 mieszkańców przypadało w 2020 r. 37,2 zabójstwa (i tak mniej, niż w 2018, kiedy to zabójstw na 100 tys. mieszkańców było w Salwadorze 52,2). Z kolei w Hondurasie – gdzie najdłuższa możliwa odsiadka to 40 lat – zabójstw na 100 tys. mieszkańców było w 2020 r. 36,3, zaś w Wenezueli, gdzie najwyższa kara to 30 lat odsiadki – 36,7.

Lecz są też kraje, w których kary dożywotniego więzienia nie ma i w których liczba zabójstw jest naprawdę względnie niewielka. I tak np. na 100 tys. mieszkańców Portugalii, gdzie najdłuższa możliwa kara więzienia to 25 lat przypadało w 2020 r. 0,9 zabójstwa. To prawda, że było to cokolwiek więcej, niż w Luksemburgu (0,2 zabójstw na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.), we Włoszech (0,5 zabójstw na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.), w Szwajcarii (tyle samo), w Słowenii (podobnie), w Holandii (0,6 w 2020 r.), w Austrii  (0,7), w Niemczech (0,8), w Grecji (0,8), czy w Polsce (0,7). Lecz było to mniej, niż np. w Belgii (1,7 w 2017 r.), Francji (1,2 w 2018 r.) i Wielkiej Brytanii (1,2 zabójstwa na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.) – a więc krajach, w których kara dożywocia istnieje i bywa wymierzana.          

I weźmy też Norwegię, gdzie pomijając karę 30 lat więzienia, grożącą tam (zdaje się zresztą, że dopiero od niedawna) za ludobójstwo, zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne najdłuższy możliwy wyrok pozbawienia wolności może wynieść 21 lat – choć z zastrzeżeniem, że skazany na taką karę może nie zostać wypuszczony na wolność, jeśli pod koniec zakładanego terminu odsiadki zostanie uznany za nadal niebezpiecznego (wysnuwane były przypuszczenia, że masowy morderca Anders Breivik pomimo skazania go na tylko 21 lat więzienia z takiego właśnie powodu nigdy nie wyjdzie z kryminału). W 2020 r. na 100 tys. mieszkańców tego kraju przypadało 0,6 zabójstwa. Było to, jak widać, nieco więcej, niż w tym samym roku w Szwajcarii, w Słowenii i we Włoszech, lecz mniej, niż w Danii (1 zabójstwo na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.), Finlandii (1,6 zabójstwa na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.) i Szwecji (1,2 zabójstwa na 100 tys. mieszkańców w 2020 r.), a więc w kulturowo zbliżonych do Norwegii krajach skandynawskich, które w swych kodeksach karnych mają jednak karę dożywotniego pozbawienia wolności.

Jak zatem widać, nieistnienie w systemie prawnym kary dożywotniego więzienia w żaden ewidentny sposób nie zwiększa ryzyka popełniania przestępstw takich jak zabójstwa, które zdaniem większości osób powinny być zagrożone taką karą (o ile nie karą śmierci). Warto też ponadto zauważyć, że surowość kar za przestępstwa ma najprawdopodobniej bardzo niewielki, o ile w ogóle jakikolwiek wpływ na ich faktyczne występowanie. Weźmy tu taki przykład: we wspomnianych tu wcześniej krajach latynoamerykańskich co prawda nie ma (na ogół) kary dożywocia (ani kary śmierci) lecz przecież więzienia w tych krajach są, jak powszechnie wiadomo, koszmarne. Mogłoby się wydawać, że strach przed trafieniem do więzienia w Brazylii, Kolumbii, czy Salwadorze – gdzie w zakładach karnych panują przemoc, złe warunki sanitarne i marne wyżywienie – powinien bardziej powstrzymywać ludzi przed popełnianiem przestępstw, niż przed popełnianiem przestępstw może ich powstrzymywać strach przed trafieniem za kratki w krajach skandynawskich, gdzie więzienia – przynajmniej w popularnej prasie – nieraz bywają porównywane do hoteli. Jednak przestępczość w Skandynawii jest wielokrotnie niższa, niż w niektórych przynajmniej krajach środkowej, czy południowej Ameryki, względnie Afryki, gdzie więzienie ponad jakąkolwiek wątpliwość jest czymś bez porównania straszniejszym, niż więzienie w Danii, Szwecji, Norwegii czy Finlandii. Jak można wywnioskować z danych, które znalazłem w Internecie, o ile na 100 tys. mieszkańców Norwegii przypadało w 2018 r. 0,47 zabójstwa, 36,8 rozbojów oraz 106,40 przestępstw seksualnych, to w takiej Brazylii na 100 tys. mieszkańców przypadało w 2018 r. 27,38 zabójstwa i 274,32 rozboju, w Kolumbii takich przestępstw było w 2018 r. odpowiednio 25,34 i 346,11 na 100 tys. mieszkańców, w Peru było ich w 2017 r. 7.91 i 145.26 na 100 tys. mieszkańców, w Boliwii (2017) 6,22 i 70, 81 na 100 tys. mieszkańców, w Nikaragui (2018) 7.19 i 314.99 na 100 tys. mieszkańców, w Panamie (2018) 9,39 i 102,09 na 100 tys. mieszkańców, w Kostaryce (2018) 11,26 i 155,46 na 100 tys. mieszkańców, w położonym w Afryce Lesoto (2018) 43,56 i 368,42 100 tys. mieszkańców, w RPA (2018) 36,40 i 293,55 na 100 tys. mieszkańców, zaś w również należącej do Afryki Republice Zielonego Przylądka (2018) 6,80 i 554,47 na 100 tys. mieszkańców (we wspomnianych krajach najczęściej mniejsza per capita niż w Norwegii – przynajmniej według statystyki, na której się opierałem robiąc powyższe zestawienie – była liczba gwałtów, lecz to może wynikać nie z faktycznie mniejszej liczby takich przestępstw w krajach latynoamerykańskich czy afrykańskich, lecz po prostu z tego, że przestępstwa takie są w tych krajach rzadziej, niż np. w Norwegii zgłaszane policji). I można do tego dodać jeszcze jedną rzecz: członkowie gangów przestępczych w krajach Ameryki Łacińskiej czy Afryki prowadząc swą kryminalną działalność ryzykują nie tylko trafieniem do najczęściej koszmarnego w tych krajach więzienia – to ryzyko może nawet nie jest aż tak bardzo duże – lecz także, ze większym znacznie prawdopodobieństwem, śmiercią z rąk jakiegoś konkurencyjnego gangu. Lecz tak się jednak składa, że pomimo poważnej groźby nieformalnej kary śmierci, wymierzanej członkom jednych grup przestępczych przez członków innych (choć czasem również tych samych) grup przestępczych zorganizowany bandytyzm w krajach Ameryki Łacińskiej czy Afryki kwitnie niewątpliwie w znacznie większym stopniu, niż np. w Norwegii.  

Wracając zaś jeszcze raz na końcu tego tekstu do będącej jego głównym tematem kary dożywocia bez prawa do warunkowego zwolnienia, chciałbym zauważyć, że przeciwko karze tej można wysunąć jeszcze jeden, nieprzedstawiony tu jeszcze jak dotąd argument – taki mianowicie, że kara ta może zwiększać ryzyko dokonywania groźnych przestępstw – takich, jak ciężkie pobicia, okaleczenia czy zabójstwa – ze strony osób skazanych na taką karę i przebywających w więzieniach – w porównaniu choćby ze skazanymi na zwykłe dożywocie. Aby sobie to uświadomić, wyobraźmy sobie dwóch ludzi skazanych na dożywocie, z tym, że jeden z nich skazany jest na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odsiedzeniu np. co najmniej 25 lat, drugi zaś ma bezwzględnie gnić w kryminale aż do śmierci – tak, że jedyna droga z więzienia może prowadzić dla niego wyłącznie na cmentarz (albo, powiedzmy, do krematorium i rozsypania następnie popiołu po spaleniu zwłok).

O kimś skazanym na dożywocie – podobnie, jak o skazanym na jakąś terminową karę pozbawienia wolności – można rozsądnie przypuszczać, że będzie chciał on wyjść na wolność tak szybko, jak będzie to możliwe. Nie zawsze, oczywiście, tak musi być. Ktoś skazany na dożywocie po spędzeniu za kratami 25, czy więcej lat może stwierdzić, że nie wyobraża sobie życia w innym miejscu, jak więzienie – i nie ubiegać się w związku z tym o wypuszczenie go. Lecz mimo wszystko przypuszczać można, że skazany na karę dożywotniego więzienia będzie chciał przynajmniej część swojego życia spędzić na wolności. I nadzieja na to, że tak się może stać może motywować go do takich zachowań w trakcie odbywania kary, które mogą zwiększyć jego szanse na przyszłe zwolnienie i zniechęcać do tych, które szansę tę mogą pogrzebać.

Lecz w przypadku kogoś skazanego na naprawdę bezwzględne dożywocie (5) od jego zachowania w więzieniu może zależeć co najwyżej to, w jakich warunkach będzie odbywał on karę – lecz nie to, czy zostanie on kiedykolwiek zwolniony. Brak u skazanego na bezwzględne dożywocie jakiejkolwiek nadziei na możliwe przyszłe uwolnienie (a w każdym razie uwolnienie w legalny sposób) może prowadzić u niego do braku motywacji do postępowania w taki sposób, który nie krzywdzi innych – w tym przypadku jego współwięźniów i pracowników więzienia. O kimś, kto odsiaduje karę bezwzględnego dożywocia można powiedzieć, że jest on kimś, kto nie ma już nic do stracenia – czego nie da się powiedzieć chociażby o kimś, kto odsiaduje zwykłe dożywocie – a więc z możliwością ubiegania się o zwolnienie z więzienia po odpowiednio długim czasie. Jeśli ktoś skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności siedząc w więzieniu zabije kogoś, to w oczywisty sposób radykalnie zmniejsza, o ile nie po prostu praktycznie eliminuje, swoje szanse na wyjście kiedyś na wolność. Nie tylko dlatego, że taki czyn zostanie w przyszłości potraktowany jako przemawiający przeciwko warunkowemu, przedterminowemu zwolnieniu, ale także dlatego, że dokonanie tego czynu pociągnie wymierzenie nowej kary pozbawienia wolności – np. dożywocia – z ewentualnym czasem do uzyskania prawa do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie liczącym się od nowa – niezależnie od tego, ile czasu dany osobnik spędził już za kratami. Jeśli jednak zabójstwo w więzieniu popełni ktoś skazany na bezwzględne dożywocie, to oczywiście można kogoś takiego skazać na chociażby kolejne bezwzględne dożywocie, lecz w jego osobistej sytuacji – poza ewentualnym przeniesieniem do więzienia o większym rygorze – nie zmieni to przecież nic. I tyle samo mogą w sytuacji kogoś takiego zmienić kolejne dokonywane przez niego w więzieniu zabójstwa i kolejne wyroki bezwzględnego dożywocia. Tyle samo, to znaczy nic – lub przynajmniej bardzo niewiele – bo powiedzmy, że jest rzeczą absolutnie wyobrażalną umieszczenie kogoś, kto zabił drugiego człowieka w więzieniu w jednoosobowej celi na oddziale dla więźniów szczególnie niebezpiecznych. Lecz z perspektywy kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie – zakładając w każdym razie, że jest ono najwyższą karą (tzn. że nie ma kary śmierci – ale żeby tę przywrócić Polska musiałaby wystąpić z Unii Europejskiej i Rady Europy… albo ewentualnie doprowadzić do legalizacji kary śmierci przez te organizacje międzynarodowe… bądź rozwiązania tych organizacji) negatywne konsekwencje, jakie może spowodować dla niego dokonanie w czasie odbywania kary jakiegoś zbrodniczego czynu mogą być bez porównania mniejsze, niż konsekwencje dokonania takiego czynu z perspektywy kogoś skazanego choćby nawet na dożywocie, lecz z prawem do ubiegania się o zwolnienie po jakimś stosownie długim czasie. Wprowadzenie do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia i skazywanie niektórych przestępców na taką karę może więc skutkować tym, że więzienia będą miejscami mniej bezpiecznymi, niż są one w takiej sytuacji, gdy najwyższą dozwoloną przez prawo karą jest dożywocie z prawem do ubiegania się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po co najmniej 25 latach, bądź ewentualnie dłuższym okresie czasu ustalonym przez sąd, który to okres nie może być jednak tak długi, by z góry wykluczał możliwość wyjścia przez skazanego na wolność kiedykolwiek.

Reasumując zatem można powiedzieć, iż są podstawy do twierdzenia, że pomysł wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia jest pomysłem wręcz niebezpiecznym. Spokojnie zaś można stwierdzić to, że jest to pomysł czysto populistyczny i zwyczajnie głupi.

 

Przypisy:

1.    Kwestii wolności słowa i jej granic tyczy się zdecydowana większość tekstów na mojej stronie internetowej oraz na moim blogu.

2.    Piszą o tym np. Paul H. Robinson i John M. Darley w swym artykule Does Criminal Law Deter? A Behavioral Science Investigation.

 

3.    Jeśli przesłanką skazania kogoś na np. bezwzględne dożywocie (bądź, w przypadku jeśli kara ta istniałaby, na karę śmierci) miałoby być możliwe przyszłe zagrożenie stwarzane przez daną osobę z powodu np. jej skrajnej demoralizacji, to cokolwiek bardziej kompetentni od sędziów czy zwykłych ludzi, jeśli chodzi o ocenę tego, czy ten ktoś powinien zostać skazany na taką karę byliby w moim odczuciu psychologowie bądź psychiatrzy. Tak się jednak składa, że o ile psychologowie i psychiatrzy służą sądom pomocą, to nie oni wydają wyroki.

 

4.    Zob. w tej kwestii artykuł z Wikipedii „List of longest prison sentences”. Warto zwrócić uwagę na to, że niektóre wyroki liczące po kilkaset, czy nawet kilka tysięcy lat więzienia zapadły w krajach, w których nie ma kary dożywocia. Zachodzi jednak pytanie, czy wyroki te zawsze w rzeczywistości są aż tak – czysto tylko nawet formalnie – długie. Na pewno nie wszędzie tak jest. Np. w Hiszpanii (w której przez bardzo długi czas nie było kary dożywocia, lecz gdzie karę tą przywrócono w 2015 r.) wydawane były wyroki pozbawienia wolności sięgające nawet kilkudziesięciu tysięcy lat (przykładowo – sprawcy zamachów na pociągi w Madrycie 11 marca 2004 r. zostali skazani na 34 715, 42 922 i 42 924 lat więzienia) lecz nikt skazany na terminową karę pozbawienia wolności nie może być w Hiszpanii trzymany w więzieniu dłużej, niż 40 lat – w związku z czym data zwolnienia sprawców zamachów w 2004 r. w Madrycie została ustalona na 19 marca 2044 r.    

 

5.    Niektórzy obrońcy pomysłu wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia mogliby stwierdzić, że kara ta nie byłaby w rzeczywistości absolutnym, bezwzględnym dożywociem – w tym sensie, że ktoś prawomocnie skazany na taką karę koniecznie musiałby siedzieć w więzieniu aż do śmierci – jako że skazany nawet na bezwzględne dożywocie mógłby zostać ułaskawiony przez Prezydenta – i wyjść na wolność jako żywy człowiek (i nawet przeżyć jeszcze wiele lat na wolności). Czy jest to jednak argument, który może przekonująco uzasadniać wprowadzenie do systemu kar kary bezwzględnego dożywocia – bądź przynajmniej prowadzić do konkluzji, że wprowadzenie tej kary nie jest jakimś bardzo złym pomysłem?

 

Odpowiadając na to pytanie trzeba powiedzieć jedną rzecz: argument, o którym tu jest mowa, niewątpliwie opiera się na prawdziwym (prawnym) fakcie: prezydent mógłby ułaskawić kogoś prawomocnie skazanego na bezwzględne dożywocie – tak samo, jak może on ułaskawić każdego innego, skazanego prawomocnie na jakąkolwiek karę (z wyjątkiem kogoś, kto został skazany przez Trybunał Stanu). Co więcej, można też  zauważyć, że możliwość skorzystania przez Prezydenta z przysługującego mu prawa łaski nie jest obwarowana zastrzeżeniami prawnymi podobnymi do tych, które stoją na przeszkodzie wypuszczeniu kogoś z więzienia na mocy sądowej decyzji o warunkowym przedterminowym zwolnieniu z dalszego odbywania kary. Prezydent – teoretycznie rzecz biorąc – mógłby ułaskawić kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie niezwłocznie po uprawomocnieniu się wyroku w jego sprawie. Z faktu, że osoba skazana na bezwzględne dożywocie mogłaby zostać ułaskawiona przez prezydenta rzeczywiście można wyciągnąć wniosek, że wyrok bezwzględnego dożywocia w rzeczywistości nie byłby w sposób absolutnie konieczny wyrokiem naprawdę bezwzględnego dożywocia – choć byłby takim wyrokiem w przypadku kogoś skazanego na taką karę przez Trybunał Stanu (nie wchodźmy tu już w dyskusje na temat tego, że również dla tej ostatniej – czysto hipotetycznej – kategorii osób skazanych na bezwzględne dożywotnie więzienie prawomocne orzeczenie takiej kary nie musiałoby w konieczny sposób oznaczać odsiadki trwającej do końca życia z racji takich powodów, jak np. możliwa przyszła zmiana prawa prowadząca do objęcia również takich osób prezydenckim prawem łaski, ogłoszenie amnestii obejmującej takie osoby, czy też z powodu ucieczki takich z więzienia bądź np. zburzenia więzienia w czasie wojny).   

 

Niewątpliwy fakt, że osoby skazane na bezwzględne dożywocie mogłyby być ułaskawiane na mocy decyzji Prezydenta (z wyjątkiem raczej czysto hipotetycznych przypadków osób skazanych na taką karę wyrokiem Trybunału Stanu) cokolwiek łagodzi ostrość problemu bezwzględnego dożywocia jako kary niedającej skazanemu na nią żadnej szansy na wyjście kiedykolwiek na wolność. Jednak zgadzając się z twierdzeniem, że możliwość ułaskawienia przez Prezydenta osoby skazanej bezwzględne dożywotnie pozbawienie wolności może prowadzić do cokolwiek łagodniejszej oceny tej kary, niż takiej, do której prowadziłoby istnienie takiej kary w postaci nie dającej skazanemu na nią jakiejkolwiek szansy wyjścia żywym zza krat – niezależnie od czasu, który dany człowiek spędził w więzieniu i zmian, które się w nim dokonały – wydaje mi się, że obrona pomysłu wprowadzenia do kodeksu karnego kary bezwzględnego dożywocia poprzez odwołanie się do argumentu, że ktoś skazany na taką karę mógłby ostatecznie zostać ułaskawiony przez prezydenta jest cokolwiek śliska i – co więcej – podejrzana.

 

Dlaczego skłaniam się do takiej opinii? Po pierwsze dlatego, że wydaje mi się, że jeśli ktoś twierdzi, że kara bezwzględnego dożywocia powinna figurować w kodeksie karnym, ponieważ prezydent i tak może prędzej czy później ułaskawić kogoś skazanego na taką karę, powodując wypuszczenie go z więzienia (może on też, w ramach przysługującego mu na mocy konstytucji prawa łaski zamienić komuś wyrok bezwzględnego dożywocia na jakąś inną karę – chociażby na zwykłe dożywocie) to ma on przynajmniej pewną wątpliwość odnośnie tego, czy niektórzy przestępcy naprawdę powinni być skazywani na absolutnie dożywotni pobyt w zakładzie karnym. Ktoś, kto jest zwolennikiem wprowadzenia do systemu prawnego kary dożywotniego pozbawienia wolności bez prawa do warunkowego przedterminowego zwolnienia powinien chyba uważać, że niektórzy kryminaliści – najbardziej zdemoralizowani i niebezpieczni sprawcy najcięższych zbrodni – powinni siedzieć w kryminale do końca życia i bezwzględny dożywotni wikt i opierunek w takim miejscu powinni mieć z góry zagwarantowany przez wyroki sądowe w swoich sprawach – jeśli ktoś, będąc przynajmniej deklaratywnie zwolennikiem istnienia w kodeksie karnym kary bezwzględnego dożywocia tak nie uważa, to znaczy to tyle, że jest on w swej opinii na ten temat cokolwiek niekonsekwentny. Choć  oczywiście, zwolennicy (przynajmniej niektórzy) istnienia w kodeksie karnym wspomnianej tu kary mogą w kwestii osób skazanych (czy - jak na razie - potencjalnie skazanych) na tę karę dostrzegać pewne subtelności, które w pewnych przypadkach wręcz muszą prowadzić ich do wniosku, że nie każdy skazany (prawomocnie – tylko o takich tu jest sens mówić) na bezwzględne dożywocie koniecznie powinien umrzeć w więzieniu, a które jednocześnie nie muszą prowadzić ich do wyciągnięcia wniosku, że kara bezwzględnego dożywocia nie powinna istnieć. I tak np. założyć się można o to, że zwolennicy kary bezwzględnego dożywocia nie chcą tego, by do końca życia w więzieniach siedziały te osoby skazane na tę karę, które w rzeczywistości nie popełniły przestępstw, za które zostały skazane. Jak najbardziej można też przypuszczać, że zwolennicy istnienia w systemie prawnym kary dożywocia bez prawa do warunkowego przedterminowego zwolnienia są też zdania, że niekoniecznie do końca życia w więzieniach powinni przebywać ci, którzy wprawdzie dokonali przestępstwa, czy też przestępstw, za które sąd prawomocnie orzekł wobec nich karę bezwzględnego dożywotniego pozbawienia wolności, ale w przypadku których nie zostały spełnione wszelkie prawne warunki dopuszczalności orzeczenia tej kary. Wreszcie, przynajmniej niektórzy ludzie opowiadający się za istnieniem i, co więcej, stosowaniem kary bezwzględnego dożywocia mogą przyznawać, że mogą zdarzać się pewne – rzadkie zapewne – przypadki osób, które wprawdzie zupełnie słusznie i absolutnie zgodnie z prawem zostały skazane na dożywotnie więzienie, ale którym z powodu czasu, jaki spędziły one za kratami i przede wszystkim z powodu przemian, jakie w nich się dokonały (a także z powodu np. stanu zdrowia nie rokującego na poprawę w warunkach więziennych) powinno się pozwolić wyjść na wolność. Czy jednak wystarczającą odpowiedzią na te niuanse, które potencjalnie mogą dotyczyć przynajmniej niektórych osób skazanych na bezwzględne dożywocie może być stwierdzenie, że takie osoby mogą być ułaskawiane na mocy decyzji prezydenta?

 

Otóż wydaje mi się, że odpowiedź taka nie jest wystarczająca – a w każdym razie, nie wystarczająca do końca. Dlaczego? Otóż, wyobraźmy sobie dwie podobne w pewnym sensie sytuacje, z których jedna mogłaby mieć miejsce w sytuacji obowiązywania obecnie istniejących przepisów prawnych, które nie pozwalają skazać kogokolwiek na absolutne dożywocie, druga zaś dopiero w jakiś czas (zapewne wiele lat) po wejściu w życie przepisów wprowadzających karę bezwzględnego dożywocia. Pierwsza sytuacja jest taka, że sąd penitencjarny decyduje w kwestii tego, czy ktoś skazany na dożywotnie więzienie – założenie jest tu oczywiście takie, że osoba ta uzyskała, i to nawet dawno, prawo do starania się o warunkowe przedterminowe – będzie mógł wyjść na wolność. Druga jest taka, że prezydent staje przed zadaniem rozważenia kwestii tego, czy ułaskawić kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie – przyjmijmy do tego dodatkowe założenie, że ten ktoś spędził w więzieniu bardzo wiele lat, dokonała się w nim zasadnicza przemiana, tak, że z człowieka czyniącego zło stał się kimś pomagającym innym (to samo założenie przyjmuję odnośnie pierwszego z dwóch hipotetycznych skazanych).

 

Jakkolwiek potencjalne decyzje, o jakich tu jest mowa podejmowane są w oparciu o  różne przepisy – decyzja w kwestii warunkowego przedterminowego zwolnienia na podstawie art. 77 §1 k.k. który mówi, że Skazanego na karę pozbawienia wolności sąd może warunkowo zwolnić z odbycia reszty kary tylko wówczas, gdy jego postawa, właściwości i warunki osobiste, okoliczności popełnienia przestępstwa oraz zachowanie po jego popełnieniu i w czasie odbywania kary uzasadniają przekonanie, że skazany po zwolnieniu będzie stosował się do orzeczonego środka karnego lub zabezpieczającego i przestrzegał porządku prawnego, w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa” zaś decyzja w sprawie ułaskawienia na podstawie art. 139 konstytucji, mówiącego tyle, że „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski” z dodaniem do tego, że „Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu” – to są to decyzje, których meritum, możliwe sposoby rozstrzygnięcia (dwa) i najprawdopodobniej także metody ich podejmowania są, odnośnie dwóch pierwszych, identyczne, zaś odnośnie trzeciej (tj. metody dojścia do wniosku, czy dany człowiek powinien zostać warunkowo zwolniony z więzienia/ułaskawiony) najprawdopodobniej bardzo do siebie podobne. Sąd, rozważając kwestię tego, czy skazany na dożywocie powinien zostać warunkowo zwolniony z więzienia, będzie rozpatrywał takie choćby czynniki, jak zachowanie się skazanego w zakładzie karnym i jego osobowość, by dojść do ostatecznego wniosku, czy można zaryzykować wypuszczenie go na wolność, czy też nie. Ktoś mógłby zauważyć, że prezydent nie jest tak prawnie skrępowany w podejmowaniu decyzji, czy ułaskawić kogoś – w tym także skazanego na dożywocie – i potencjalnie również na bezwzględne dożywocie – jak sąd jest prawnie skrępowany w podejmowaniu decyzji o czyimś warunkowym zwolnieniu. Prezydent decydując w kwestii czyjegoś ułaskawienia nie ma prawnego obowiązku rozważania tego (a nawet w ogóle przyglądania się temu), czy postawa tego kogoś, jego właściwości i warunki osobiste, okoliczności popełnienia przestępstwa oraz zachowanie po jego popełnieniu i w czasie odbywania kary uzasadniają przekonanie, że po zwolnieniu będzie on przestrzegał porządku prawnego, a w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa – formalnie rzecz biorąc, mógłby on ułaskawić kogoś, odnośnie kogo istniałaby (sporządzona np. przez biegłych psychologów) zdecydowanie negatywna prognoza co do jego przyszłych zachowań. Prezydent przy podejmowaniu decyzji o skorzystaniu prawa łaski nie jest też – w przeciwieństwie do sądu decydującego o warunkowym, przedterminowym zwolnieniu – związany czasem odbywania kary przez skazanego – jak już tu wcześniej wspomniałem, prezydent formalnie rzecz biorąc mógłby ułaskawić kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie jeszcze tego  samego dnia, w którym w jego sprawie zapadłby prawomocny wyrok (pomińmy tu mocno kontrowersyjną kwestię prawnej dopuszczalności ułaskawiania przez prezydenta osób skazanych nieprawomocnie – pogląd, że prezydenckie uprawnienie do korzystania z prawa łaski obejmuje podejmowanie także tego rodzaju decyzji uzasadniałem kilka lat temu w jednym ze swoich tekstów). Przypuszczać można jednak, że prezydent (mam tu na myśli jakiegokolwiek prezydenta, niekoniecznie obecnego) – który, zakładam, nie jest jakimś skrajnym ekscentrykiem (czy też zwyczajnym pomyleńcem) – przy podejmowaniu decyzji w kwestii tego, czy ułaskawić kogoś skazanego (wiele lat wcześniej) na  bezwzględne dożywocie, będzie brał pod uwagę te same mniej więcej czynniki, które sąd musi brać pod uwagę rozpatrując czyjąś prośbę o warunkowe przedterminowe zwolnienie – w tym także zwolnienie z więzienia osoby skazanej na dożywocie, z zachowanym jednak prawem do ubiegania się, czy to po ustawowych 25 latach, czy po dłuższym czasie ustalonym w wyroku skazującym przez sąd - z dalszego odbywania kary na podstawie art. 77 §1 k.k.

 

Niezbity fakt, że prezydent mógłby ułaskawić kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie – z którego można wyciągnąć, że bezwzględne dożywocie wcale nie jest – a w każdym razie nie jest w sposób konieczny - bardziej bezwzględne, niż zwykłe dożywocie musi zatem prowadzić do postawienia pytania, czym mogłoby się różnić podejmowanie przez prezydenta decyzji o ułaskawieniu kogoś skazanego na dożywocie z zakazem warunkowego przedterminowego zwolnienia od podejmowania przez sąd decyzji o warunkowym przedterminowym zwolnieniu z więzienia kogoś skazanego na nie-bezwzględne dożywocie – zważywszy w szczególności na to, że są to decyzje praktycznie rzecz biorąc identyczne merytorycznie, o takich samych możliwościach rozstrzygnięcia – i z dużym prawdopodobieństwem podobnym sposobie ich podejmowania?

 

Otóż, różnica w tej kwestii – na moje wyczucie – polega na tym, że prezydent jest.. prezydentem, a sędziowie… sędziami. Oczywiście, stwierdzenie to brzmi jak masło maślane i jest banałem. Między prezydentem stojącym przed zadaniem podjęcia decyzji o ułaskawieniu kogoś skazanego na bezwarunkowe dożywocie, a sędziami rozpatrującymi czyjąś prośbę o warunkowe przedterminowe zwolnienie nie musi w ogóle zasadniczej merytorycznej różnicy. Może się zdarzyć prezydent chętnie ułaskawiający skazanych – i może się zdarzyć taki, który nie będzie ułaskawiał nikogo. Podobnie, mogą się zdarzać sędziowie nader łaskawi, jeśli chodzi o przedterminowe wypuszczanie skazanych na wolność, jak i nader twardzi w tym względzie. W tym również tacy, którzy są zdania, że dożywocie – wszystko jedno, czy z prawem do ubiegania się po jakimś czasie o warunkowe przedterminowe zwolnienie czy też z pozbawieniem tego prawa – to dożywcie i musi zostać odsiedziane do końca. Zwróćmy uwagę nie tylko na to, że z art. 77 §1, a także 77 §2 i 78 §3 kodeksu karnego wynika, że ktoś skazany na nie-bezwzględne dożywocie (póki co, jedyne dopuszczalne) może – pod pewnymi warunkami – zostać zwolniony z więzienia, lecz także na to, że ktoś taki może nie zostać zwolniony z więzienia, mimo pełnego spełnienia w jego przypadku przesłanek do warunkowego  przedterminowego zwolnienia, o których jest mowa w tych przepisach.

 

Niemniej jednak, twierdzić można, że różnica między prezydentem, a sędziami w kwestiach o których tu jest mowa jak najbardziej może istnieć – choć zgoda, że niekoniecznie istnieć musi. Z czego ta  - prawdopodobna – różnica wynika? Otóż z tego, że prezydent jest politykiem, wybieranym w powszechnych wyborach (z możliwością jednorazowego ponownego wybrania) urzędnikiem państwowym. Sędziowie zaś są prawnikami – zakładać należy, że profesjonalistami prawnymi (choć oczywiście prezydent też może być prawnikiem i nawet profesjonalistą prawnym). Są, jeśli chodzi o podejmowanie swoich decyzji niezawiśli i nieusuwalni (do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego) ze swoich stanowisk – chyba, że złamią prawo (no, teoretycznie rzecz biorąc… wiadomo o co chodzi, nie będę rozwijał tego tematu, bo to zagadnienie na ewentualnie zupełnie inny artykuł).

 

Wszystko, krótko mówiąc, sprowadza się do tego, że prezydent rozpatrując prośbę ułaskawienia kogoś skazanego na bezwzględne dożywocie może – z dużym prawdopodobieństwem – brać pod uwagę nie tylko takie czynniki, jak to, ile czasu dany człowiek przebywał w więzieniu, jaka jest jego aktualna osobowość, czy w sposób zdecydowany zmienił się on na lepsze – lecz także to, jak taka lub inna jego decyzja w takiej sprawie wpłynie na jego popularność – zwiększy, czy też zmniejszy jego szanse w kolejnych wyborach, będzie prowadzić – w jego odczuciu – do większej lub mniejszej popularności jako byłego prezydenta, itp. Na sędziów podejmujących decyzję w kwestii warunkowego przedterminowego zwolnienia z więzienia kogoś skazanego na nie-bezwzględne dożywocie podobnego rodzaju czynniki też mogą mieć wpływ. Nie może być tak, że na takie lub inne rozstrzygnięcie sędziów w sprawie warunkowego zwolnienia osoby skazanej na (nie-bezwzględne) dożywocie wpłynie strach przed krytyką ze strony środowiska zawodowego – czy też nawet rodziny i znajomych? Lecz z drugiej strony, sędziemu podejmującemu (załóżmy, że – w praktyce niekoniecznie musiałoby tak być) niepopularną społecznie, lecz pełni zgodną z prawem decyzję o wypuszczeniu z więzienia kogoś skazanego wiele lat  wcześniej na dożywotnie pozbawienie wolności co – w sensie zawodowym – może grozić? Otóż chyba tylko ewentualne nieawansowanie do sądu wyższej instancji. Są więc powody do tego, by przypuszczać (aczkolwiek, trzeba wyraźnie to powiedzieć, że są to tylko przypuszczenia), że sędziowie mogą być cokolwiek mniej skłonni rozstrzygać sprawy dotyczące warunkowego przedterminowego zwolnienia kogoś z dalszego odbywania kary dożywotniego pozbawienia wolności pod przysłowiową publikę – a zwłaszcza pod swój elektorat (którego sędziowie oczywiście nie mają – lecz który ma jednak prezydent) – niż prezydent może być skłonny „pod publikę” rozstrzygać ewentualne wnioski o ułaskawienie skazanych na bezwzględne dożywocie – nawet gdyby sytuacje osób, które składają prośbę o ułaskawienie merytorycznie rzecz biorąc nie różniły się od sytuacji osób ubiegających się o warunkowe przedterminowe zwolnienie z reszty kary (nie-bezwgzlędnego) dożywocia na mocy decyzji sądu. Reasumując: to bardzo dobrze, że prezydent, korzystając z uprawnienia przysługującego mu na podstawie art. 139 konstytucji będzie mógł – ewentualnie, w przyszłości – ułaskawiać skazanych także na bezwzględne dożywocie. Lepiej by było jednak, by osoby skazane na dożywocie (o zniesieniu tej kary w Polsce i  zastąpieniu jej np. jakąś bardzo długą, ale jednak określoną czasowo karą pozbawienia wolności nie ma chyba co na razie marzyć) mogły być także być – po odpowiednio długim czasie i spełnieniu takich warunków, jak choćby istnienie poważnych przesłanek do przypuszczania, że dana osoba więcej nikogo nie skrzywdzi (absolutnej pewności nigdy w tym względzie być oczywiście nie może – podobnie, jak nie może być jej w przypadku kogoś, kto nie tylko, że nie przebywa w zakładzie karnym, ale jeszcze nie popełnił żadnego przestępstwa) warunkowo zwalniane z reszty wymierzonej im kary. Szczególnie, że nie ma – moim przynajmniej zdaniem – dobrych powodów do istnienia w systemie prawnym kary, której istota sprowadza się w gruncie rzeczy do tego, że skazany na nią koniecznie musi umrzeć w więzieniu.                         

 

 

Strona główna