W sprawie transparentu na traktorze
Rolnik, który podczas protestu we wsi Gorzyczki (woj. Śląskie) zatknął na swym traktorze banner z napisem „Putin zrób porządek z Ukrainą i Brukselą i z naszymi rządzącymi” oraz sowiecką flagę dostał prokuratorskie zarzuty publicznego nawoływania do wszczęcia wojny napastniczej przeciwko Polsce (art. 117 § 3 k.k.), publicznego pochwalania agresji Rosji przeciwko Ukrainie (ten sam przepis), publicznego propagowania ideologii komunistycznej (art. 256 § 1a k.k.), publicznego propagowania ideologii nawołującej do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne (ten sam przepis), a także publicznego prezentowania symboliki komunistycznej w sposób służący propagowaniu ideologii komunistycznej (art. 256 § 2 w związku z art. 256 § 1a k.k.). Wobec podejrzanego o popełnienie wspomnianych przestępstw Piotra G. prokuratura zastosowała dozór policyjny i poręczenie majątkowe; w razie skazania Piotrowi G. grozi 5 lat więzienia.
Co do wymiaru kary grożącej rolnikowi, który na swym traktorze umieścił wspomniany powyżej - skandaliczny ponad wszelką wątpliwość - banner – i w ogóle tego, że takie zachowanie może zostać potraktowane jako przestępstwo – można byłoby powiedzieć „dura lex, sed lex”. Lecz nie zaprzeczając temu, że Piotr G. mógł swym zachowaniem wypełnić znamiona przynajmniej części zarzucanych mu przestępstw, wspomniana tu sprawa daje niezłą okazję do pokazania, jak prawo mogące mieć zastosowanie w jego sprawie jest… no właśnie… „dura”…. czyli najkrócej mówiąc durne.
Według prokuratury Piotr G. umieszczając na traktorze transparent z napisem „Putin zrób porządek z Ukrainą, Brukselą i z naszymi rządzącymi” mógł popełnić przestępstwo z art. 117 § 3 kodeksu karnego, zgodnie z którym „Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”. I, co do tego zarzutu - myślę, iż rzeczony napis mógł wypełniać znamiona wspomnianego przestępstwa.
Z punktu widzenia „dura lex, sed lex” – czyli twarde prawo, ale prawo – lub, jak kto woli (a ja tak wolę) durne prawo, ale prawo faktycznie tak zdaje się to wyglądać. Lecz każdy człowiek nie podchodzący do wspomnianej sprawy z punktu widzenia typu „dura lex, sed lex” musi sobie zadać pytanie, czy może istnieć jakakolwiek realna szansa, by wspomniany powyżej napis mógł się jakoś przyczynić do tego, że Putin napadnie na Polskę, czy jeszcze inne kraje Europy? Dla każdego zdrowo myślącego człowieka odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista.
Pozwolę tu sobie zresztą przy okazji na pewną dygresję. W odniesieniu do czegoś, co zwykło się nazywać „mową nienawiści” – a co w Polsce kryminalizowane jest m.in. przez art. 256 § 1 k.k. zgodnie z którym „Kto publicznie propaguje nazistowski, komunistyczny, faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” oraz art. 257 k.k., który przewiduje taką samą karę dla kogoś, kto „Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby” – a w przypadkach tych rodzajów hejtspiczu, które zawierają groźby przemocy (lub ewentualnie innego rodzaju groźby bezprawne)* pod adresem grup narodowościowych, etnicznych, rasowych, politycznych, wyznaniowych albo cechujących się nie wyznawaniem żadnej religii, czy też nawołujących do stosowania przemocy bądź gróźb wobec takich grup lub pochwalających takie zachowania przez art. 119 § 1 k.k. według którego „Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5” oraz przez art. 126a k.k. który grozi taką samą karą każdemu, kto „publicznie nawołuje do popełnienia czynu określonego w art. 118, 118a, 119 § 1, art. 120–125 lub publicznie pochwala popełnienie czynu określonego w tych przepisach” wielu ludzi ma obawy, że nienawistne i pełne pogardy – czy też nawołujące do przemocy bądź pochwalające przemoc – wypowiedzi tak wpłyną na opinię przynajmniej części społeczeństwa na temat takich czy innych grup narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych czy jeszcze innych – np. osób LGBT – że osoby należące do takich grup staną się obiektem dyskryminacji i przemocy – z większym w każdym prawdopodobieństwem, niż mogłoby do tego dojść w przypadku, gdyby nikt nie uprawiał „mowy nienawiści” przeciwko wspomnianego rodzaju grupom. Oczywiście, tu zachodzi pytanie, czy faktycznie „hate speech” przyczynia się do „hate crimes”. Nie można, rzecz jasna powiedzieć, że związku między jednym, a drugim zjawiskiem absolutnie, w żadnym przypadku być nie może. Lecz związek ten mimo wszystko daleki jest od oczywistości. Takie wypowiedzi, jak np. tekst piosenki zespołu Deportacja 68, w którym padają słowa: „Gdy będę miał pieniądze to kupię pałkę, gaz, I wyjdę na ulicę i krzyknę „Jude Raus”! Gdy będę miał pieniądze to kupię pałkę, gaz, I wyjdę na ulicę i krzyknę „Jude Raus”! Biała siła, Oi! Biała siła, Oi! Cyganie i Żydzi to gówno to bydło, Z jednych będzie nawóz, z drugich będzie mydło. Cyganie i Żydzi to gówno to bydło, Z jednych będzie nawóz, z drugich będzie mydło. Biała siła, Oi! Biała siła, Oi!” – niewątpliwie wyrażają nienawiść i pogardę w stosunku do pewnych grup narodowościowych i może nawet wręcz podżegają do ludobójstwa – ale niech sobie każdy z czytelników tego tekstu zada pytanie, czy wspomniane tu słowa (lub jakieś do nich podobne) wywołują u niego uczucia nienawiści wobec Cyganów i Żydów, bądź nastrajają go w kierunku użycia przemocy przeciwko jednym lub drugim. Jeśli mówimy o związkach (powtarzam, nie wykluczonych w sposób kategoryczny) między „mową nienawiści”, a przestępstwami z nienawiści – czyli np. fizycznymi atakami na ludzi z powodu ich przynależności narodowościowej, etnicznej, rasowej, religijnej itd. to chciałbym zauważyć, że do przestępstw takich niekiedy mogą przyczyniać się wypowiedzi, których raczej na pewno nie można byłoby podciągnąć pod wspomniane tu wcześniej przepisy polskiego kodeksu karnego – bądź zbliżone do nich przepisy występujące w ustawodawstwach innych państw. W jednym z moich tekstów odnoszących się do problemu pt. „mowa nienawiści, a wolność słowa” wspomniałem o brutalnym napadzie rabunkowym na pewną żydowską rodzinę (nie w Polsce), do którego w ewidentny sposób przyczyniło się przekonanie sprawców tego przestępstwa do opinii, że Żydzi są bogaci, oraz że trzymają pieniądze w domach, a nie w bankach. Jakkolwiek opinie, że „Żydzi są bogaci” oraz że „Żydzi trzymają pieniądze w domu, a nie w banku” mogą być przez co najmniej niektórych ludzi postrzegane jako opinie o charakterze antysemickim, to nie ma wątpliwości co do tego, że wyrażanie takich opinii nie jest (per se w każdym razie) ani „nawoływaniem do nienawiści” przeciwko Żydom, ani znieważaniem Żydów, ani grożeniem Żydom użyciem przeciwko nim przemocy, ani też oczywiście nawoływaniem do zastosowania przeciwko Żydom przemocy, bądź pochwalaniem użycia przemocy. Wspomniałem też – powołując się na wydaną pod auspicjami OBWE publikację o antysemickich przestępstwach (niestety, niedostępną już teraz w Internecie) – że wiele takich przestępstw zdarza się w dni pamięci ofiar Holokaustu, takie jak 27 stycznia (rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz – Birkenau). W tych przypadkach związek między między pewnymi wypowiedziami, a pewnymi aktami przemocy również jest oczywisty. Nikt przecież nie mógłby np. fizycznie zaatakować Żyda, czy zbezcześcić żydowski cmentarz w wyniku jakiegoś emocjonalnego pobudzenia tym, że jest 27 stycznia, rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, dzień pamięci ofiar Holokaustu, gdyby wcześniej nie usłyszał bądź nie przeczytałby on o czymś takim. Kenan Malik w swym tekście „Am I wrong about hate speech bans?” wspomniał o tym, że norweski masowy morderca Anders Breivik cytował w swym „Manifeście” takich pisarzy jak Melanie Phillips i Bruce Bawer jako „centralnych dla ukształtowania się jego morderczej nienawiści do muzułmanów i „kulturowych marksistów”. Sprawdziłem, co autorzy ci pisali. Jeśli chodzi o Melanie Phillpis, to opublikowała ona (w piśmie „The Jewish Chronicle”) artykuł, w którym sugerowała, że zarzut islamofobii służy do uciszenia wszelkiej krytyki świata islamskiego, w tym islamskiego ekstremizmu” i „ułatwia” antysemityzm. W zagorzały sposób krytykowała też Iran i często mówiła i pisała o zagrożeniu, jakie postrzega w tym kraju, zwłaszcza w kontekście chęci zdobycia przez irański reżim broni jądrowej. Ponadto, na początku prezydentury Baracka Obamy oskarżyła go o „przyjęcie programu islamistów” i „bycie mocno w ich obozie”. Sprzeciwiała się wprowadzeniu związków partnerskich dla par homoseksualnych w Wielkiej Brytanii i powiedziała, że to, co nazywa „tradycyjną rodziną […] jest nieustannie atakowane przez sojusz feministek, działaczy na rzecz praw gejów, prawników rozwodowych i „kulturowych marksistów”, którzy pojęli, że jest to najpewniejszy sposób na zniszczenie zachodniego społeczeństwa”. Natomiast Bruce Bawer w swej książce „While Europe Slept: How Radical Islam is Destroying the West From Inside” (2006) pisał o tym, że osiedlający się w krajach Europy Zachodniej muzułmanie unikają integracji i kierują się wyłącznie prawem Szariatu, ignorując systemy prawne państw, w których mieszkają i dopuszczając molestowanie kobiet i gejów, a także Żydów i innych niemuzułmanów. Stwierdził on tam również, że rosnąca liczba urodzeń wśród muzułmanów i ich „odmowa” integracji pozwolą im zdominować europejskie społeczeństwa w ciągu 30 lat, a jedynym sposobem uniknięcia takiej katastrofy jest zniesienie politycznie poprawnych i wielokulturowych doktryn, które według niego są rozpowszechnione na naszym kontynencie. Z kolei w „Surrender: Appeasing Islam, Sacrificing Freedom” (2009) Bawer przekonywał, że „ludzie w całym świecie zachodnim – w reakcji na takie wydarzenia, jak zamieszki do których doszło w następstwie opublikowanych w Danii karykatur Mahometa i morderstwo holenderskiego filmowca Theo van Gogha – poddają się strachowi” i w następstwie tego cenzurują siebie oraz innych, „odmawiając krytyki nawet najbardziej nieliberalnych aspektów kultury islamskiej”, tym samym „podważając wartości indywidualnej wolności i równości, na których powstał nasz naród”.
Twierdzenia publikowane przez wspomniane osoby – które przyczyniły się do ukształtowania się u Breivika morderczej wręcz nienawiści wobec muzułmanów i „kulturowych marksistów” były – rzecz jasna – czymś, co mogło wywoływać – i wywoływało – kontrowersje. Lecz twierdzenia te w praktycznie oczywisty sposób nie znieważały muzułmanów jako grupy wyznaniowej (ani też „kulturowych marksistów” jako grupy ludzi o określonych poglądach), nie nawoływały w umyślny sposób do nienawiści przeciwko nim, nie groziły użyciem przemocy wobec nich i rzecz jasna nie wzywały do użycia przeciwko nim przemocy, ani też takiej przemocy nie pochwalały. Jakkolwiek wielu w miarę, jak można przypuszczać, rozsądnym ludziom wydaje się, że „mowa nienawiści” prowadzi do przestępstw z nienawiści, to prawda jest taka, że dowody na to, że pierwsze zjawisko przyczynia się do drugiego są po prostu mizerne. Jak brytyjski autor Eric Heinze pisał w swej książce „Hate speech and democratic citizenship” „(współczesne zachodnie demokracje – określone przez niego jako LSPD – od longsanding, stable, proseperous demokracies) są najbardziej empirycznie zbadanymi społeczeństwami w historii. Jedzenie, spanie, palenie, picie, bieganie, siedzenie, stanie, skakanie i wszystko inne , co robimy jest nieustannie analizowane w celu znalezienia dowodów na jakieś szkodliwe skutki robienia tego czegoś. Żadne wcześniejsze społeczeństwa nie miały środków do tego, by wytworzyć tomy społecznych analiz, jakie wygenerowane zostały w (zachodnich demokracjach), wliczając w to trwające wciąż badania nad przemocą i dyskryminacją przeciwko członkom wrażliwych grup. Jednak pomimo całych dekad obowiązywania i egzekwowania zakazów „mowy nienawiści” nie zostały zgromadzone żadne dowody, które by w jakikolwiek statystycznie istotny sposób wiązały nienawiść wyrażaną w ogólnym publicznym dyskursie z konkretnymi szkodliwymi efektami”. W innym swym tekście, zatytułowanym „Towards the abolition of hate speech bans” Heinze stwierdził, że „w stabilnych dojrzałych i prosperujących zachodnich demokracjach związek między „mową nienawiści” a nienawistnymi czynami nigdy nie został wykazany – nie w większym w każdy razie stopniu, niż to, że codzienna dieta telewizyjnej przemocy (pomijając zdarzające się okazyjnie wyczyny jej naśladowców) zmieniła nas wszystkich w oszalałych morderców”.
Lecz, wracając do zasadniczego tematu tego tekstu można powiedzieć, że niektórzy ludzie cechujący się jakimś, tak to nazwijmy, elementarnie rozsądnym myśleniem mogą obawiać się tego, że nienawistne wypowiedzi na temat pewnych grup osób, czy też konkretnych osób mogą w negatywny sposób przyczyniać się do kształtowania opinii jakiejś części społeczeństwa na temat werbalnie atakowanych osób, bądź grup. No, ale czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach obawia się tego, że jacyś ludzie pod wpływem zobaczenia transparentu z napisem „Putin zrób porządek z Ukrainą i Brukselą i naszymi rządzącymi” – czy nawet wielu podobnych napisów - dojdą do wniosku, że byłoby dobrze, gdyby Putin na nas napadł? Przecież myśl o czymś takim jest na zdrowy rozum kompletnie absurdalna. A jeśli chodzi o to, czego czysto teoretycznie rzecz biorąc najbardziej można byłoby się obawiać – czyli tego, że Putin naprawdę na nas (czy jakieś inne państwa – np. kraje bałtyckie) napadnie, to poza tym, że napaść Rosji na Polskę czy Europę w tej chwili nie grozi – ci, którzy mówią o niebezpieczeństwie takiej napaści wyrażają opinię, że może ona nastąpić za kilka lat - trzeba powiedzieć, że Putin takie hasełka, wygłaszane przez margines czy to polskiego, czy jakiegokolwiek innego społeczeństwa ma naprawdę gdzieś – jest zupełnie nieprawdopodobne, by mogły one w jakikolwiek sposób wpłynąć na podjęcie przez niego ewentualnej decyzji o np. napaści na Polskę.
Piotrowi G. zarzucono też publiczne pochwalanie napaści Rosji na Ukrainę. Być może, że umieszczone na jego transparencie słowa dadzą się tak kwalifikować. Lecz czy można się obawiać, że dużo ludzi pod wpływem wspomnianych słów uzna, że to Putin w wojnie rosyjsko – ukraińskiej ma rację? Jeśli nawet takiego efektu słów Piotra G. teoretycznie rzecz biorąc można by się było obawiać (z oczywistym zastrzeżeniem, że słowa te mogą tak podziałać na niewielką liczbę osób), to przecież efektowi temu można przeciwdziałać w inny sposób, niż poprzez postawienie Piotra G. przed sądem – a więc poprzez np. krytykę wspomnianych słów, o których bezsprzecznie można przecież powiedzieć, że były kretyńskie i niegodziwe. Warto tu przy okazji pamiętać, że eksperymenty przeprowadzone swego czasu przez amerykańskiego psychologa społecznego Roberta Cialdiniego – w których studenci Uniwersystetu Karoliny Północnej (a więc, zdawać by się mogło, w miarę rozsądni ludzie) po tym, jak zostali kłamliwie poinformowani, że na ich uczelni zabroniono wygłoszenia mowy krytykującej koedukacyjne domy studenckie stali się bardziej niż to było wcześniej nieprzychylnie nastawieni wobec tego rodzaju dormitoriów – wykazały, że efektem zakazów wypowiedzi niemal zawsze jest wzrost wiary w słuszność zakazanych stwierdzeń.
Rolnikowi, który umieścił wspomniane tu hasło na swoim traktorze prokuratura zarzuciła też publiczne propagowanie ideologii komunistycznej oraz ideologii nawołującej do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne. Zarzut propagowania ideologii komunistycznej (jak również posłużenia się komunistycznym symbolem) niewątpliwie wynika z umieszczenia przez wspomnianego rolnika na traktorze sowieckiej flagi, zarzut propagowania ideologii nawołującej do użycia przemocy w celu wpływania na życie polityczne lub społeczne być może wynika z całości jego wypowiedzi – można zresztą twierdzić, że ideologia komunistyczna jest ideologią nawołującą do użycia takiej przemocy. No, dobrze, ale czy ktokolwiek obawia się, że ktoś pod wpływem zobaczenia flagi ZSRR nabierze przekonania do ideologii komunistycznej – i ewentualnie w rezultacie przekonania do tej ideologii zacznie stosować przemoc w celu zbudowania komunizmu?
Jak była już mowa, czyny które zarzucono Piotrowi G. mogą być potraktowane jako przestępstwa, zagrożone karą nawet 5 lat więzienia (zarzuca mu się szereg przestępczych czynów, ale ewentualny wyrok skazujący mógłby zapaść w oparciu o tzw. zbieg przestępstw, z wymierzeniem kary na podstawie tego przepisu, w oparciu o który sąd może wydać najwyższy wyrok). W kodeksie karnym jest też jednak art. 1 § 2, zgodnie z którym „Nie stanowi przestępstwa czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma”. Ponieważ realna szkodliwość czynu dokonanego przez Piotra G. jest, jak dowodziłem w tym tekście, w istocie rzeczy żadna, umorzenie wszczętego wobec niego postępowania w oparciu o art. 1 § 2 k.k. byłoby najbardziej uczciwym zakończeniem wspomnianej tu sprawy.
· Według art. 115 § 12 k.k. „Groźbą bezprawną jest zarówno groźba, o której mowa w art. 190 (w przepisie tym jest mowa, że ‘Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub na szkodę osoby dla niej najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w osobie, do której została skierowana lub której dotyczy, uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3’), jak i groźba spowodowania postępowania karnego lub innego postępowania, w którym może zostać nałożona administracyjna kara pieniężna, jak również rozgłoszenia wiadomości uwłaczającej czci zagrożonego lub jego osoby najbliższej; nie stanowi groźby zapowiedź spowodowania postępowania karnego lub innego postępowania, w którym może zostać nałożona administracyjna kara pieniężna, jeżeli ma ona jedynie na celu ochronę prawa naruszonego przestępstwem lub zachowaniem zagrożonym administracyjną karą pieniężną”.