Bartłomiej Kozłowski

 

Poena sine lege, czyli o tym, jak amerykańskie sądy federalne ustalają wyroki dla skazanych przestępców

 

 

Jedną z bardziej znanych łacińskich paremii prawniczych jest ta, która ujęta została słowami „nulla poena sine lege” – nie ma kary bez prawa. Paremia ta jest ściśle związana z tą, która mówi „nullum crimen sine lege” – nie ma przestępstwa bez prawa. Obie te paremie łączy się często w jedną: „nullum crimen et nulla poena sine lege” – nie ma przestępstwa i nie ma kary bez prawa.

 

Wspomnianą paremię tłumaczy się obecnie zazwyczaj jako „nie ma przestępstwa i nie ma kary bez ustawy”. Tak rozumiana, wyraża ona bardzo głęboko zakorzenioną w świadomości zarówno świata prawniczego, jak i zwykłych (to niedobre słowo, ale trudno znaleźć lepsze) ludzi ideę: tylko ustawy uchwalone przez parlament lub akty im równorzędne – np. dekrety z mocą ustawy (jeśli konstytucja danego kraju takowe przewiduje (1) mogą określać, jakie zachowania są przestępstwami i jaka za te zachowania może zostać wymierzona kara. Nie mogą tego określać akty prawne niższe rangą od ustaw, takie jak rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości, czy nawet całej Rady Ministrów. Oczywiste jest też – a w każdym razie wydaje się – to, że sędziowie mogą być przy ustalaniu wyroków związani jedynie ustawami i konstytucją – nie aktami prawnymi niższej rangi.

 

Oczywiste? Nie do końca

 

Patrząc z szerszej perspektywy nietrudno jednak spostrzec, że wspomniana powyżej  zasada „nulllum crimen et nulla poena sine lege” wcale nie jest całkiem bezproblematyczna.  Aby to stwierdzić, wystarczy zerknąć do polskiej konstytucji. Jej art. 42, głoszący w ust. 1, że „odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia” w ust. 2 mówi, że „zasada ta nie stoi na przeszkodzie ukaraniu za czyn, który w czasie jego popełnienia stanowił przestępstwo w myśl prawa międzynarodowego”. A więc, twórcy naszej konstytucji uznali, że można zostać ukaranym za czyn będący w momencie jego popełnienia przestępstwem w myśl prawa międzynarodowego – choćby nawet ustawodawstwo polskie nie opisywało w żaden sposób takiego czynu i nie przewidywało za jego dokonanie żadnej kary (2). A co z kolei z prawem angielskim – gdzie źródłem prawa wciąż są nie tylko ustawy parlamentu, ale także orzeczenia sądowe, oparte nie na prawie stanowionym przez parlament , lecz na zwyczajach (common law)? Zostawmy jednak te „wyjątki” w spokoju: pierwsze z tych odstępstw od zasady „nullum crimen et nulla poena sine lege” tyczy się sytuacji nadzwyczajnych, nie zdarzających się w codziennej praktyce wymiaru sprawiedliwości, drugie (które trudno nawet tak naprawdę uznać za odstępstwo) związane jest z systemem prawnym o tradycji – zwłaszcza, jeśli chodzi o system źródeł prawa – bardzo odmiennej od naszej. Powtórzmy zatem jeszcze raz: w demokratycznym, szanującym prawa jednostki i praworządnym państwie wydaje się rzeczą nie do pomyślenia, by o tym, jakie zachowania stanowią przestępstwo i jaka za te zachowania może grozić kara mógł decydować organ inny, niż wybrany w powszechnych wyborach parlament – taki, jak np. rząd, premier, minister sprawiedliwości, sąd najwyższy czy jakaś specjalna komisja.

 

A w Ameryce… jest inaczej

 

A jednak to właśnie, co wielu z nas wydaje się rzeczą nie do pomyślenia, w niektórych – jak najbardziej demokratycznych, szanujących prawa człowieka i praworządnych krajach – jest po prostu rzeczywistością. Tak jest np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie od roku 1985 działa specjalna, powoływana przez prezydenta komisja, która określa jakie kary „należą się” za poszczególne przestępstwa w zależności od takich czynników, jak rozmiar wyrządzonej szkody i kryminalna historia sprawcy czynu zabronionego prawem.

 

Tak było kiedyś

 

Jeśli popatrzymy do działu („tytułu” – ang. Title) 18 Kodeksu Stanów Zjednoczonych, zatytułowanego „Przestępstwa i procedura karna” i przyjrzymy się zawartym tam przepisom, zauważymy pewnie, że „widełki” wymiaru kary dla większości przestępstw rozstawione są bardzo szeroko. Tylko niektóre przestępstwa, takie, jak np. morderstwo i zdrada ojczyzny mają określoną dolną granicę wymiaru kary (w przypadku morderstwa pierwszego stopnia jedynymi możliwymi wymiarami kary są dożywocie lub kara śmierci, w przypadku morderstwa drugiego stopnia możliwe jest skazanie na dowolną ilość lat więzienia lub dożywocie, najniższa kara za zdradę ojczyzny wynosi 5 lat pozbawienia wolności). Jeśli chodzi o inne przestępstwa, to przepisy mówiące na ich temat określają na ogół tylko maksymalny wymiar kary – czegoś takiego, jak dolna granica po prostu nie ma. Ponadto, ponieważ znakomita większość przepisów posługują się formułą „fined under this title or imprisoned (not more, than….years)” sprawców większości przestępstw można – teoretycznie rzecz biorąc – skazywać na grzywny, zamiast na kary izolacyjne.  

 

Podobne przestępstwa, różne wyroki

 

Do lat 80-tych zeszłego wieku ustawy Kongresu były jedynym czynnikiem ograniczającym swobodę sędziów federalnych w ustalaniu właściwych – ich zdaniem – kar dla skazywanych przestępców. Jak łatwo się domyślić, rezultat takiego stanu rzeczy był taki, że w bardzo podobnych sprawach potrafiły zapadać wyroki o bardzo różnej długości. W dodatku, wprowadzenie w 1910 r. do federalnego prawa karnego instytucji zwolnień warunkowych (ang. parole) – o których decydowały komisje do spraw zwolnień warunkowych przy więzieniach – spowodowało, że czas spędzany przez skazanego przestępcę za kratkami często miał niewiele wspólnego z wyrokiem sądu – nie należały do rzadkości przypadki, że ktoś skazany np. na 15 lat więzienia wychodził na wolność już po 5 latach.

 

Niesprawiedliwy system

 

Krytyka takiego stanu rzeczy zaczęła się na większą skalę w latach 70-tych zeszłego wieku. Wynikała ona z dwóch przesłanek. Pierwszą z nich była wspomniana już obserwacja, że bardzo podobne czyny, dokonane przez bardzo podobnych – co do swojej inteligencji, charakteru i warunków życia - ludzi – podlegają bardzo różnym sankcjom, i że, co więcej, faktyczne okresy czasu, spędzane przez całkiem podobnych i skazanych na takie same wyroki przestępców w więzieniu bywają często nader odmienne. Wniosek był jasny – dotychczasowy system jest niesprawiedliwy i niemożliwy do pogodzenia z jedną z najbardziej podstawowych idei, na jakich opiera się amerykański system prawny – ideą rządów prawa, a nie ludzi.

 

Więzienia nie poprawiają przestępców

 

Drugim bodźcem do krytyki systemu w którym swobodę sędziowskiego wymiaru kary ograniczały jedynie jej ustawowe „widełki” było załamanie się wiary w możliwość skutecznej resocjalizacji przestępców w więzieniach. W latach 70-tych wielu kryminologów publicznie stwierdziło, że więzienia nie czynią z przestępców ludzi lepszych od tych, jakimi byli oni, zanim tam się znaleźli. Jeśli resocjalizacja przestała być istotnym uzasadnieniem zamykania ludzi w więzieniach to co nim jeszcze mogło być? Oczywiście – odstraszanie innych od popełniania przestępstw (tzw. prewencja generalna) i zapobieganie kolejnym przestępstwom, jakie kryminaliści prawdopodobnie by popełnili, gdyby pozostawali na wolności (prewencja indywidualna).

 

Na ile? Na tyle, na ile zasłużył

 

Przyjęcie jednak, że prewencja generalna i prewencja indywidualna powinny być jedynymi czynnikami decydującymi o wymiarze kary dla przestępców prowadziłoby do niemożliwych do zaakceptowania wniosków. Tylko kara śmierci i - z mniejszą już pewnością - dożywotniego więzienia może dawać gwarancję, że skazany przestępca już nigdy więcej nie dokona czynu zakazanego przez prawo. Jasne jest jednak, że pomysł, by wszyscy przestępcy byli skazywani na dożywocie, lub tym bardziej na śmierć, byłby absurdem. Na jakie więc kary powinni być skazywani przestępcy? W latach 70-tych popularność zaczęła zdobywać w Ameryce idea, że jedynym czynnikiem decydującym o wymiarze kary powinna być powaga dokonanego czynu. Mówiąc krótko, przestępcy powinni być skazywani na takie kary, na jakie po prostu zasługują.

 

Sentencing Reform  Act

 

Pierwszy projekt ustawy reformującej dotychczasowy system ustalania wymiaru kary przez amerykańskie sądy federalne został zgłoszony w Kongresie w 1975 r. Jego autorem był senator Edward Kennedy, demokrata ze stanu Massachusetts. Proponowana przez niego ustawa nie została wówczas uchwalona na szczeblu federalnym, lecz wiele stanów poszło wskazaną przez niego drogą. W końcu, dzięki poparciu republikanów, w tym również  najbardziej konserwatywnych członków Kongresu - takich, jak senatorowie Strom Thurmond z Południowej Karoliny i Orrin Hatch z Utah – lansowane początkowo przez liberalnych demokratów pomysły radykalnego zreformowania metodologii ustalania wysokości wyroków w sprawach karnych mogły przybrać kształt ustawy federalnej. 12 października 1984 r. prezydent Ronald Reagan podpisał przedłożoną mu Sentencing Reform Act i dzięki temu ustawa o reformie sposobu ustalania wysokości wyroków stała się obowiązującym w Ameryce prawem.

 

(Prawie) bez warunkowych zwolnień

 

Jakie zmiany w amerykańskim federalnym wymiarze sprawiedliwości spowodowało wejście w życie ustawy o reformie wyrokowania z 1984 r.?  Po pierwsze, przyjęta została zasada, że wyrok zasądzony jest wyrokiem do faktycznego odsiedzenia, z możliwością „potrącenia” jedynie 15% czasu w ciągu roku za dobre sprawowanie. Bardzo poważnie ograniczona została więc możliwość udzielania więźniom warunkowych zwolnień z odbycia reszty zasądzonej kary – przestępca, który nie został ułaskawiony przez prezydenta, musiał odtąd odsiedzieć co najmniej 85% prawomocnie wydanego wyroku.

 

United States Sentencing Commission (jak to przetłumaczyć na polski?)

 

Po drugie, utworzona została tzw. United States Sentencing Commission, składająca się z siedmiu członków mianowanych przez prezydenta „za radą i zgodą senatu”, z których co trzech musi być sędziami federalnymi, zaś więcej, niż czterech nie może należeć do jednej partii politycznej (w posiedzeniach Komisji może brać też udział prokurator generalny USA, temu ostatniemu przysługuje jednak tylko głos doradczy). Zadaniem tej Komisji było opracowanie szczegółowych wytycznych, którymi sądy federalne miałby się kierować przy ustalaniu kar dla skazywanych przestępców.

 

Nieliczne dyrektywy

 

Komisja nie dostała całkiem wolnej ręki, jeśli chodzi o opracowanie wytycznych dla sądów. Dyrektywy zawarte w ustawie Kongresu były jednak stosunkowo nieliczne. Stwierdzone m.in. zostało, że wytyczne nie mogą brać pod uwagę takich czynników, jak rasa, płeć, pochodzenie narodowe, wierzenia oraz status ekonomiczny skazywanego przestępcy. Powiedziane było także, że takie czynniki, jak wykształcenie, zdolności komunikacyjne, zatrudnienie, związki rodzinne i społeczne „generalnie rzecz biorąc” nie powinny stanowić kryteriów decydujących o naturze lub długości wydawanego przez sąd wyroku. 

 

Nad powierzonym jej zadaniem Komisja pracowała półtora roku – od października 1985 do kwietnia 1987 r. Po publicznych dyskusjach opracowane przez nią wytyczne – zwane United States Sentencing Guidelines - zostały zatwierdzone i od 1 listopada 1987 r. stały się prawem obowiązującym dla amerykańskich sędziów federalnych.

 

Jak to działa?

 

W jaki sposób amerykańskie sądy federalne decydują o wymiarze kary dla skazywanych przestępców, opierając się na wspomnianych wytycznych? Otóż, jakkolwiek system stworzony przez te wytyczne jest całkiem skomplikowany, to najogólniej rzecz biorąc można  powiedzieć, iż polega on na tym, że każdemu przestępstwu przypisany jest jeden z 43 poziomów wymiaru kary. Każdy z tych poziomów obejmuje karę od iluś do iluś tam miesięcy więzienia – np. poziom 1 od 0 do 6 miesięcy, poziom 9 od 4 do 10 miesięcy, poziom 24 od 51 do 63 miesięcy, poziom 41 od 324 do 405 miesięcy (w przypadku braku recydywy), poziom 42 od 360 miesięcy do dożywocia i poziom 43 – wyłącznie dożywocie (2). (zob. tabelkę). Określone czynniki, takie, jak np. rozmiar wyrządzonej szkody, sposób popełnienia przestępstwa, wcześniejsza historia kryminalna, przestępcze współdziałanie z innymi osobami, czy naprawienie skutków swego działania mogą powodować, że dany czyn przejdzie do innego – wyższego lub (rzadziej) niższego poziomu wymiaru kary. W szczególnych przypadkach sąd może orzec karę w granicach nie przewidzianych w wytycznych, powód odejścia od wytycznych musi być jednak wyjaśniony w uzasadnieniu wyroku.

 

Obliczanie, ile się należy

 

Poglądową lekcję o działaniu wspomnianego tu systemu można odebrać posługując się umieszczonym na poniższej stronie internetowej kalkulatorem. Wprowadźmy do niego  jakieś popularne przestępstwo – np. napad na bank. Przestępstwu temu – za które według paragrafu 2113(a) federalnego kodeksu karnego można wymierzyć karę od grzywny, do 20 lat pozbawienia wolności (dolna granica nie jest w kodeksie określona) - przypisany jest w wytycznych poziom 20, co oznacza, że jego sprawca powinien zostać skazany na karę nie niższą, niż 33, i nie wyższą, niż 41 miesięcy więzienia. Załóżmy jednak, że sprawca napadu posługiwał się bronią palną. W tym wypadku popełnione przez niego przestępstwo przeskakuje do poziomu 27, któremu przypisana jest kara w przedziale od 70 do 87 miesięcy więzienia. Idąc dalej, przyjmijmy, że jakaś osoba była fizycznie powstrzymywana w celu ułatwienia popełnienia przestępstwa lub ułatwienia ucieczki po jego dokonaniu. W takim przypadku przestępstwo „awansuje” do poziomu 29, co oznacza, że „należy” się za nie od 87 do 108 miesięcy pobytu na państwowym wikcie.

 

Sprzeczne z naszymi przyzwyczajeniami

 

Amerykański system wymiaru kary, jak łatwo zauważyć, łamie co najmniej trzy zasady, do których przyzwyczajeni są polscy prawnicy: po pierwsze, zasadę, że tylko ustawa może decydować o wymiarze kary za przestępstwo, po drugie, zasadę, że „widełki” wymiaru kary za dane przestępstwo powinny być rozstawione raczej szerokie (np. od roku do 10 lat), niż wąsko (np. od 33 do 41 miesięcy), po trzecie wreszcie zasadę, że sędziowie powinni w sposób swobodny decydować o tym, jakie – i w jakim stopniu – czynniki, zwane okolicznościami obciążającymi lub łagodzącymi – powinny wpływać na faktyczny wymiar kary za popełnione przestępstwo.

 

Czy to jest zgodne z konstytucją?

 

Co bardziej istotne, można mieć też poważne wątpliwości co do zgodności tego systemu z amerykańską Konstytucją, która przewiduje przecież, że to Kongres – a nie jakiekolwiek inne – najbardziej choćby mądre i kompetentne ciało – sprawuje władzę ustawodawczą na poziomie federacji. Tak, czy owak, Sąd Najwyższy USA (większością 8 do 1) uznał w sprawie Mistretta v. United States (1989), że ustawa z 1984 r. nie narusza konstytucji. Jak w opinii większości sądu w tej sprawie napisał jej autor, sędzia Harry Blackmun, przekazanie przez Kongres części swojej władzy Federalnej Komisji do Spraw Wysokości Wyroków było na tyle uzasadnione i określone w sposób tak dokładny, że spełniało konstytucyjne wymogi (sędzia Blackmun wspomniał przy okazji, że tylko w dwóch wyrokach z 1935 r. Sąd Najwyższy USA uznał tzw. delegację ustawodawczą za naruszenie konstytucji – nigdy wcześniej, ani nigdy później, sąd ten nie kwestionował prawa Kongresu do przekazywania innym ciałom określonej części swojej władzy).

 

Dobre intencje, gorsze skutki

 

Stworzony przez ustawę o reformie sposobu określania wymiaru kary z 1984 r. system działa w Ameryce już ponad 20 lat. Podobne do niego systemy funkcjonują też w poszczególnych amerykańskich stanach. Jakie są jednak rezultaty wprowadzania ich w życie?

 

Zakładanym celem reformy z 1984 r. było uczynienie amerykańskiego federalnego wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych bardziej przewidywalnym i po prostu sprawiedliwszym, niż wcześniej. System istniejący przed wejściem w życie federalnych wytycznych w sprawach wysokości wyroków miał niewątpliwie poważne mankamenty: w państwie, które szczyci się być państwem rządzonym przez prawo, a nie przez osobiste kaprysy ludzi – choćby nawet mądrych, wykształconych i sprawiedliwych, jakimi chyba z reguły są sędziowie – rzeczywiście czymś niepokojącym jest taka sytuacja, że z dwóch ludzi, którzy popełnili niemal identyczne przestępstwo i którzy mają bardzo podobne cechy osobiste, jeden dostaje – powiedzmy – rok więzienia, a drugi – dajmy na to - pięć lat. Jednak przyjęty w USA w latach 80-tych zeszłego wieku sposób określania wysokości wyroków miał też nader poważne skutki uboczne: przede wszystkim, przyczynił się on (choć wspomniane tu wytyczne nie były oczywiście jedynym tego powodem) do przepełnienia więzień, których populacja wzrosła kilkakrotnie. Z tych m.in. powodów amerykańscy prawnicy patrzą dziś na omówiony tu pokrótce system znacznie bardziej krytycznym okiem, niż w czasach, kiedy od powstał. Krytyka ta doprowadziła m.in. do tego, że w 2005 r. Sąd Najwyższy USA w sprawie United States v. Booker uznał, że te przepisy, z których wynika, że federalne wytyczne są prawem bezwzględnie obowiązującym sędziów przy ustalaniu wysokości wyroków są sprzeczne z gwarantowanym przez VI Poprawkę do Konstytucji prawem oskarżonego do sądzenia go przez ławę przysięgłych, która ma prawo rozważać wszystkie kwestie mające wpływ na ostateczną wysokość wyroku. Wspomniany wyrok spowodował, że federalne wytyczne na temat wysokości wyroków mają obecnie jedynie znaczenie doradcze – sędziowie muszą brać je pod uwagę, ale nie są zobowiązani sztywno się ich trzymać. Tak rozumiane wytyczne budzą znacznie mniejsze obiekcje z punktu widzenia zasad państwa prawa – i również nie wywołują też jakiegoś wielkiego sprzeciwu za strony piszącego ten artykuł (choć wątpliwości pozostają – czy nawet niewiążące wytyczne nie są próbą wywierania nacisku na sądy przez inną część aparatu władzy?). Wytyczne nie przestały mieć przy tym znaczenia – w dalszym ciągu sądy apelacyjne mogą (choć nie muszą) uchwalać wyroki sądów I instancji z powodu różnicy między wysokością kary wymierzonej przez sąd, a wysokością, jaką  wytyczne przewidują dla danego przestępstwa.

 

Przypisy:

 

  1. Tak, jak np. polska „konstytucja marcowa” z 1921 r. po wprowadzeniu do niej tzw. noweli sierpniowej w roku 1926: uchwalony pod rządami tej konstytucji kodeks karny z 1932 r. był – jak wiadomo – rozporządzeniem prezydenta RP z mocą ustawy, a nie ustawą.

 

  1. Weźmy też tzw. procesy norymberskie, gdzie zbrodniarze hitlerowscy skazywani byli na podstawie prawa stworzonego specjalnie w celu umożliwienia ukarania dokonanych przez nich czynów.

 

Dodać warto, że ani ustawa z 1984 r., ani wydawane na jej podstawie wytyczne w żaden sposób nie odnoszą się do kary śmierci – kwestie stosowania tej ostatniej regulują wyłącznie ustawy, a także decyzje sądowe (przede wszystkim sądu najwyższego USA) dotyczące np. zakresu zgodności kary śmierci z konstytucją.  

 

 

Strona główna